Moja
rodzicielka zatrzymała się w pół kroku, kiedy mnie zobaczyła. Bez opamiętania
minęłam przyjaciółkę i podbiegłam do matki, po czym mocną ją uścisnęłam.
- No już,
aniołku. – szepnęła mi we włosy. Nie rozklej się, Angie.
Odsunęłam się
od niej i dokładniej przyjrzałam.
Danielle
Turner, odkąd pamiętam wyglądała jakby miała 25 lat. Jej długie, blond włosy
nie straciły swojego blasku, mimo, że kobieta miała na karku już 39 wiosnę. Była
wysoka, nie to co jej latorośl, a niebieskie oczy jak zawsze pełne blasku.
Wyglądała jak niesforna nastolatka, której udało się wyrwać po kryjomu na
randkę.
- Dzień dobry.
– usłyszałam Izabellę, która opierała się o poręcz.
- Dzień dobry.
– odpowiedziała pogodnie moja mama. Uśmiech nie schodził jej z twarzy, dopóki
nie zobaczyła Damiena. Mina jej zrzedła, a ja zobaczyłam, że się trzęsie. Nie
rozumiałam. To tylko nastolatek. Tak jak ja, czy Bella.
- Pani Tamblyn?
– usłyszałam madame Cecile.
Tylko nie to,
błagam. Mama odwróciła się w jej stronę i przytaknęła.
- Proszę ze mną
na słówko. – dodała Przełożona, a rodzicielka na odchodnym posłała mi
spojrzenie w stylu ,,policzymy się potem”.
Kiedy
drzwi zatrzasnęły się z hukiem, ja oparłam się o ścianę i patrzyłam tępo w
przestrzeń.
Każdy kij ma dwa końce odezwał się
Upierdliwiec.
Racja, ma.
Chciałam zobaczyć się z mamą, ale nie przemyślałam tego, że Cecile weźmie ją na
rozmowę.
- Wyglądasz
jakbyś zaraz miała wyparować w powietrzu. – odezwała się Bella
- Chciałabym.
- Twoja mama mi
kogoś przypomina. Mam wrażenie, że gdzieś ją kiedyś widziałam, ale nie
pamiętam, gdzie. – powiedziała zamyślona
- Była już
tutaj przecież. – odparłam, a ona pokręciła głową
- Nie, to nie
to. Jestem pewna, że spotkałam ją już wcześniej. Może nawet rozmawiałam. I ona
też mnie kojarzy. Widziałam, jak źrenice jej się powiększyły, na mój widok.
- Gadasz o
sobie, jak o psychopacie.
- Angie, ja
mówię prawdę. – naciskała. Westchnęłam i uniosłam ręce w obronnym geście.
- Dobra, wierzę
ci.
Chciałam coś
jeszcze dodać, ale drzwi gabinetu się otworzyły i wyszła z nich moja mama. Po
jej minie wnioskowałam, iż nie była zadowolona.
- Chodź. –
powiedziała i wzięła mnie pod ramię. Skinieniem głowy pożegnałam się z
Wampirzycą, ignorując przy tym Damiena.
Wyszłyśmy
na dziedziniec, dokładniej, pod fontannę. Usiadłam obok kupidyna, a mama tuż
obok mnie. Rozejrzała się dookoła, a potem uśmiechnęła sama do siebie, jakby
już tutaj była i przeżywała tamte chwile od nowa. Przyglądałam jej się z
zaciekawieniem.
- No co? –
zapytała, odwracając się w moją stronę
- Wyglądasz jak
krnąbrne dziecko, które ciszy się, że oszukało rodziców. – wzruszyłam ramionami
- Jeżeli ktoś
tutaj coś przeskrobał, to na pewno nie ja.
Wzniosłam oczy
ku niebu. Zaczyna się, ta chora gadka o właściwym zachowaniu.
- Dobra. –
powiedziałam – Co takiego nagadała ci Przełożona?
- Pobiłaś swoją
koleżankę, zdemoralizowałaś swoich przyjaciół, plątasz ich w niewiadomo jakie tajemnice…
– wyliczała na palcach
- Okej, rozumiem!
– krzyknęłam, poddając się, jednak szybko spytałam – Kogo pobiłam? – spytałam,
a matka skarciła mnie wzrokiem. – No, serio, nie wiem!
- Niejaką pannę
Prince. – odparła sucho
- To nie było
pobicie. Sama się prosiła. A wcześniej walczyłyśmy, więc albo ja, albo ona
wylądowałaby u pielęgniarki. – wytłumaczyłam
- Nie chcę
wnikać, ile razy wdałaś się w bójkę, więc skończmy ten temat. – stwierdziła,
kończąc rozmowę. Cholera, nie o tą akcję chodziło.
To
był niepisany układ: kiedy ja zaczynałam się tłumaczyć i na jaw wychodziły inne
brudne sprawy, ona kończyła rozmowę. Ja pozostawiałam wszystko swojemu
sumieniu, a ona nie musiała się niepotrzebnie złościć. Nieraz naprawdę była
super mamą. Tylko czasami zapominała, że ja jeszcze potrzebuję opieki.
- Angie,
słyszysz mnie? – Mama wyciągnęła mnie z własnych rozmyślań, dając mi sójkę w
bok
- Umm, tak. –
mruknęłam
- Miałaś jakieś
pytania, prawda?
- Tak. –
odpowiedziałam, po czym zamilkłam, próbując ubrać to wszystko w słowa. Niestety,
nie wymyśliłam nic sensownego, więc zapytałam prosto z mostu – Kim był mój
ojciec?
Matka w
odpowiedzi dźwięcznie się zaśmiała. Była chodzącą perfekcją. Szkoda, że jej
jedyna córka okazała się nieudaną wersją matki.
- Głuptasie. –
powiedziała, zakładając kosmyk moich włosów za ucho - Był Wampirem.
Zgromiłam ją
wzrokiem.
- Nie o to
pytam.
- A o co?
- O jego dane
osobowe. – fuknęłam, mało uprzejmie. Ona ze mną pogrywała!
Jak za
dotknięciem czarodziejskiej różdżki, moja mama natychmiast spoważniała.
- Angie…ja…nie
wiem. – wydukała, spuszczając głowę
To żart,
prawda? Nie wie, z kim ma dziecko?
- Mamo, to
ważne. – naciskałam.
- Wiem,
skarbie. I naprawdę, chciałabym ci pomóc, ale nie umiem. Wiem tyle, że był
ważną szychą i z ich wszystkich nakazów i zakazów, wynikało, że miał mnie
zostawić, kiedy zaszłam w ciążę. Ale nie zostawił. Zamieszkaliśmy razem, aby
mógł się mną opiekować. Miesiąc przed porodem, musiał uciekać, bo go szukali.
Wymazał mi z pamięci podstawowe informacje o nim, abym była bezpieczna. Abyśmy
obie były. – wyjaśniła
- Naprawdę, nic
nie pamiętasz? – Spróbowałam jeszcze raz, chociaż znałam odpowiedź. Kiedy
pokręciła głową, westchnęłam głośno i ukryłam twarz w dłoniach.
Kobieta
przytuliła mnie do piersi, a ja wdychałam w nozdrza jej zapach, który tak
bardzo mnie uspakajał. Dawał mi poczucie bezpieczeństwa.
Nie
wiem, ile tak siedziałyśmy, ale kiedy poczułam, że jest lepiej, odsunęłam się
od mamy. Rozejrzałam się dookoła, a kiedy uświadomiłam sobie, gdzie jestem i co
tu robię, gorzkie myśli powróciły.
- Jak ci jest
tutaj? – spytała cicho, głaszcząc mnie po policzku
- Źle. –
odparłam bez emocji – Chcę do domu. Chcę do Kate i Andrew.
- Andrew…-
mruknęła niezrozumiale, jakby nie mogła sobie przypomnieć, kim on jest. – Coś o
nim wiadomo?
Pokręciłam w
przeczeniu głową, a wtedy, kątem oka go dostrzegłam. Stał przy drzwiach
wejściowych, oparty o ścianę. Przyglądał się nam.
- To Damien,
prawda? – zapytała, a ja mechanicznie pokiwałam głową. Byłam za bardzo
poruszona, aby wydusić z siebie jakikolwiek dźwięk.
Czy on naprawdę,
nie da mi chwili prywatności?
- On jest twoim
instruktorem?
Znowu potwierdziłam
ruchem głowy, nie spuszczając oczu z chłopaka.
- Chodźmy stąd.
– szepnęła, biorąc mnie pod ramię. W tamtej chwili, nie umiałam wydusić z
siebie żadnego słowa, jednak jakaś niewielka cząstka mnie szczerze jej
dziękowała, że zabrała mnie z pola widzenia chłopaka.
Przeszłyśmy
przez dziedziniec i stanęłyśmy między dwiema, lichymi jabłoniami. Z łatwością
można było nas dostrzec, ale on wiedział – a przynajmniej odnoszę takie
wrażenie – że to dziwnie by wyglądało, gdyby za nami tutaj poszedł.
- Mam wrażenie,
że nie mówisz mi czegoś istotnego – powiedziała mama, świdrując mnie wzrokiem
No i co? Mam
jej powiedzieć, że chcę uratować przyjaciela? Że chcę go odnaleźć za wszelką cenę,
po kryjomu, w tajemnicy przed wszystkimi? Tylko by się zamartwiała. Co ja
bredzę. Ona WPADŁABY w panikę i zabrałaby mnie stąd, albo poszła do Przełożonej
i o wszystkim jej powiedziała.
- Umm…muszę
pracować na kuchni w weekendy. – wydukałam, bawiąc się kosmykami włosów
- I co w tym
złego? – spytała, marszcząc brwi –Żadna praca nie hańbi, Angie.
- Wiem, tylko
myślałam, że weekendy będę mieć spokój.
- Na spokój
należy sobie zasłużyć, kochanie.
- Panuję nad
Wodą, to niewystarczający powód?
Mama zaśmiała się
serdecznie i pogładziła po policzku.
- Jesteś silna,
dasz radę. Musisz dać. – westchnęła
- Jak mam dać
radę, skoro każdy traktuje mnie jak zło konieczne? Nikt mi nic nie mówi! – Nie
wytrzymałam. Dawno nie czułam czegoś takiego w środku. Takiej cholernej
bezsilności.
- Musisz być
cierpliwa. – odparła, przytulając mnie.
- I co jeszcze…
- mruknęłam pod nosem, ale ona tego nie usłyszała.
Odsunęłam
się od niej, kiedy usłyszałam nawoływanie.
- Angie, chodź
tu! – krzyknęła Bella, wychylając się zza budynku. Spojrzałam na rodzicielkę, a
ta skinęła głową. Podbiegłam do przyjaciółki, a ta szybko wyjaśniła
- Patric
wyjeżdża.
- Już? –
zapytałam przerażona, a ta pokiwała smutno głową.
Było mi tak
głupio, że przez moje widzimisię musi wyjechać. W milczeniu podeszłyśmy pod
bramę wjazdową i zobaczyłyśmy jak z budynku wychodzi Wampir z torbą na
ramieniu, rozmawiając o czymś z Damienem.
A to ci niespodzianka mruknęło sumienie.
I to jaka,
odparłam.
- Komitet
pożegnalny? – spytał z rozbawieniem, podchodząc do nas.
- Nie licz na
fajerwerki – uprzedziła go Isabelle
- Zdziwiłbym
się, gdybyś zapomniała zabrać ze sobą ciętego języka.
- Nie rozstaję
się z nim
- Naprawdę? –
zmarszczył brwi. Stali blisko siebie i nie zwracali uwagi na to, co się wokół
nich dzieje. Damien znacząco chrząknął, a ci odskoczyli od siebie jak oparzeni.
- Hej,
królewno, nie smuć się. – zwrócił się do mnie
- Będzie mi
brakować twojego pilnowania mojej osoby.
- Mi też, ale
teraz jadę za dwiema, niepokornymi Pół Anielicami, które już raz dały nogę,
kiedy ktoś po nie przyjechał.
Wampirzyca
prychnęła
- Cecile sądzi,
że dasz sobie radę, skoro jednej Angie nie umiałeś upilnować?
- Chyba wszyscy
wiemy, dlaczego to ja jadę. – wzruszył ramionami
No, wszyscy
wiemy. Przez Angelinę Tamblyn.
- Przykro mi. –
szepnęłam, spuszczając głowę. Chłopak westchnął i podszedł do mnie, obejmując
mnie.
- Jeszcze całe
życie przed tobą, nie możesz się smucić. – powiedział
- Wiesz, że to
brzmi przerażająco? – odpowiedziałam, patrząc mu się w oczy
- Wiem, ale
szybko wrócę. – mruknął, uwalniając mnie z uścisku. Kiedy się wycofał, jego
miejsce zajęła Bella, otaczając mnie ramieniem.
- To naprawdę
wzruszające, że jesteście tutaj ze względu na mnie. – odezwał się Patric,
ocierając niewidzialne łzy wzruszenia
- Nie myśl, że
nie mamy w tym interesu. Za chwile mamy stawić się w kuchni. – rzuciła
Wampirzyca
- I tak
będziesz tęsknić, Bells. – stwierdził chłopak
- Śnij dalej,
McSparkle.
- Nie nazywaj
mnie tak. – Pogroził jej palcem jak małemu dziecku. Dziewczyna chciała
odpowiedzieć, ale już nie zdążyła, bo obok nas stanęła madame Cecile, Selene
oraz jakiś wysoki mężczyzna. Miał zielone, prawie szmaragdowe oczy. Miałam
wrażenie, że gdzieś widziałam jego młodszą kopię. Po krótkiej chwili
zrozumiałam, kto to. To był ojciec Patricka.
- Myślę, że nie
warto przeciągać tej całej szopki. – zaczęła chłodno Cecile – Pamiętasz, kogo
szukasz? – zapytała chłopaka
- Niny Brown
oraz Courtney Rain, dwóch Pół Anielic - wyrecytował
- Doskonale. –
odparła Selene
Przełożone po
kolei do niego podeszły, przytulając go, po czym się wycofały. Patric podszedł
do ojca, który stał dwa kroki dalej i zamienili po cichy parę słów, a pod
koniec, tata go uścisnął. Nadeszła kolej na nas.
- Już dobrze,
Pół Wampirzyco. Pokaż im wszystkim, gdzie ich miejsce. – wyszeptał mi do ucha,
ostatni raz przytulając. Pokiwałam głową, niezdolna do odezwania się. Gula w
gardle była zbyt wielka.
Potem podszedł
do Damiena. Rozmawiali ze sobą chwilę, ale nic nie słyszałam. Wnioskując po
minie Isabelle, ona także nie. Pożegnanie zakończyli uściskiem dłoni, a Wampir podszedł
do Belli. Wyglądał na skrępowanego. Ona zresztą też. Dukali coś do siebie
niezrozumiale, widocznie skrępowani. Usłyszałam tylko jak mówią sobie ciche
,,cześć”, a potem Patric znowu podszedł do ojca i wyszli przez bramę. Odwrócił
się ostatni raz, aby nam pomachać i zniknął w czarnym SUV-ie.
Odwróciłam
się w stronę przyjaciółki, której twarz nie wyrażała żadnych emocji.
Westchnęłam cicho, a potem usłyszałam rozkaz Cecile
- Zgłoście się
na kuchni. Natychmiast. – zagrzmiała, po czym odeszła razem z Selene.
Spuściłam głowę
i posłusznie ruszyłam za Isabelle i Damienem. Weszliśmy do środka budynku i
skierowaliśmy się na stołówkę.
Pamiętam,
kiedy pierwszy raz byłam w jadalni i Bella weszła do kuchni, przynosząc nam
jajecznice. Skierowaliśmy się w tą samą stronę, co ona wtedy i weszliśmy do
ogromnego pomieszczenia.
Pierwszą
rzeczą, jaka we mnie uderzyła był zapach, co jest chyba normalne, bo to
kuchnia. Poczułam woń skórki pomarańczy oraz pieczeni.
Po tym, jak mój
nos skończył poszukiwania nowych zapachów, ja rozejrzałam się po pomieszczeniu.
Było ogromne.
Coś jak połowa małej sali. Ściany oraz podłoga były wyłożone białymi kafelkami,
a przy nich rozciągał się imponujący aneks kuchenny, także w białej tonacji.
Pomieszczenie było oświetlane przez dwie świetlówki, a naprzeciwko drzwi
znajdowało się jedno okno.
- O, tutaj
jesteście. – Usłyszałam kobiecy głos. Odwróciłam się, stając twarzą w twarz z
dość pulchną brunetką. – Dzisiaj nie macie dużo pracy. – kontynuowała – Podzielcie
się robotą. Musicie obrać i pokroić 5 kilo cebuli, marchewki i ziemniaków.
Palcem wskazała
worki, leżące na jednym z blatów i wyszła.
- Zajmę się
cebulą. – odezwała się Isabelle, podnosząc jedną z paczek. Skierowała się w
stronę okna i to przed nim zajęła sobie stanowisko, stając tyłem do mnie i de
Wintera.
- Co chcesz? –
spytał, zaglądając do worków.
- Marchewki –
odparłam cicho. Chłopak wziął inny worek i skierował się na stanowisko
naprzeciwko tego, na którym leżały warzywa. Podeszłam do ostatniego pakunku i
rozejrzałam się.
Na blacie
leżała deska do krojenia oraz stojak na noże i dwie miski. Do jednej z nich
wysypałam wszystkie marchewki i zaczęłam je obierać. Obrane warzywa wrzucałam
do drugiej z misek.
Kiedy
wszystkie marchewki były już obrane, zabrałam się za ich krojenie. Szło mi to
wyjątkowo sprawnie. Może dlatego, że w całej kuchni panowała cisza, nie licząc
dźwięku noży uderzających o deskę.
Byłam
już w połowie pracy, kiedy usłyszałam cichy szloch. Odwróciłam się w stronę
Damiena, który także zwrócił się w moją stronę. Wzruszył ramionami i wskazał Wampirzycę.
- Wszystko w
porządku, Bells? – zapytałam głośno
- Kroję cebulę
– wyjaśniła, pociągając nosem. Spojrzała na nas przez ramię i uśmiechnęła się,
ocierając wierzchem dłoni łzę z policzka. – Następnym razem wy kroicie ten
wyciskacz łez – dodała i wróciła do pracy.
Pokręciłam z
rezygnacją głową i także zajęłam się robotą.
W
mgnieniu oka ją skończyłam. Wyczyściłam blat, a brudne naczynia wrzuciłam do
zmywarki. Spojrzałam na przyjaciółkę i chłopaka – oni także już kończyli.
- No, zgraliście
się idealnie w czasie. – powiedziała jedna z kucharek, wchodząc. – To tyle,
możecie już iść.
Kulturalnie się
pożegnaliśmy i wyszliśmy. Bella nadal miała zaczerwienione oczy, od płaczu,
który wycisnęła z niej cebula.
- A tobie co? –
zapytał Jace, który siedział przed stołówką razem z Evelin
- Cebula
wycisnęła z jej oczu trochę soków. – wyjaśniłam, a Anioł się zaśmiał.
- Warzywo cię
pokonało? Czas to zapisać w kalendarzu. – stwierdził
- Nie mam
nastroju na żarty. – odezwała się Bella, wymijając nas wszystkich.
Olśniło mnie.
To nie cebula była głównym powodem płaczu. Była raczej przykrywką. Ona płakała z
tęsknoty. Z tęsknoty za Patrickiem.
_________________________________________________________________________________
Bardzo Was przepraszam, że musieliście czekać tyle na rozdział, który i tak jest zły. Niestety, nie wiem, kiedy pojawi się nowy. Obiecuję, że w przeciągu 2 tygodni.
Zachęcam do komentowania i wyrażania swoich opinii :)
Weronika
To jest super.Ciekawa jestem co będzie dalej.Szkoda ze tak długo trzeba czekac ale na pewno będzie warto. Koffam cię <33 i WENY 😏
OdpowiedzUsuńŚwietne. Życze weny. A tak wogule to ile Damien ma lat?
OdpowiedzUsuńDziękuję :) ma 19 lat.
UsuńCzemu tu mówisz, że rozdział jest zły skoro jest świetny? ;-;
OdpowiedzUsuńW literaturze nie chodzi o gwałtowność i częste zwroty akcji, a odczucia, przemyślenia i wybory przed którymi czytelnik staje razem z bohaterami...
Te wydarzenia mają dać odbiorcy do myślenia i nauczyć go kilku prawd życiowych...
Twoje opowiadanie spełnia te wymagania, wiec jest świetne *-*
Kocham i zapraszam do sb, Ola :$
rozdział bardzo dobry :) nareszcie Bella przyznała się co do niego czuję :D cieszę się bardzo... :D nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału pozdrawiam i czekam <3 ^-^
OdpowiedzUsuń/Paulina <3
No właśnie ile Damien ma lat? WENY... ;*
OdpowiedzUsuńma 19 lat :)
UsuńRozdział wcale nie jest zły. Czekam na kolejny. Weny!
OdpowiedzUsuńUhuhuh, nowa postać :D Będzie odgrywała jakąś większą rolę? :D
OdpowiedzUsuńraczej nie :)
UsuńMhm, bo chyba ją polubiłam :D
Usuńświetny rozdział :) czekam na kolejny
OdpowiedzUsuńKocham te opowiadanie <3 jest boskie i to jedno z najlepszych opowiadań jakie kiedykolwiek czytałam 😉
OdpowiedzUsuńZajebisty blog.. mam nadzieję że będzie więcej takich opowiadań...Jesteś świetna .. Kocham twojego bloga <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńŚwietne pisz dalej <3
OdpowiedzUsuńŚlicznie <3
OdpowiedzUsuńPiękne, pisz dla nas dalej ;)
OdpowiedzUsuńFajna
OdpowiedzUsuńŁał *_* Rozdział jest na prawdę długi i świetny. Nie czytam niestety twojego bloga, ale mówię od razu, żebyś nie przestawała pisać :) Posiadasz dziewczyno talent i na pewno wiele osób czeka na następne rozdziały. Dlatego przesyłam duuużo weny :)
OdpowiedzUsuńZapraszam:
http://too-young-to-die-x.blogspot.com
http://katie-and-one-direction.blogspot.com
http://summer-changed-my-life.blogspot.com
jak ładnie *,*
OdpowiedzUsuńJeju masz suuper posty na blogu nigdy nie przestawaj blogować ... ;)
OdpowiedzUsuńświetny oby tak dalej Weny.....
OdpowiedzUsuńTo jest super oby tak dalej :) Życzę dalszej tak owocnej Weny :)
OdpowiedzUsuńZacne
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszesz, nie przestawaj!
OdpowiedzUsuńExtra.
OdpowiedzUsuńŚwietna opowieść ! czekam na kolejne ! ;)
OdpowiedzUsuńJej *.*
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że kolejną opowieść już masz w drodze.
Czekam z niecierpliwością.
Powodzenia :**
Świetne,oby tak dalej ;)
OdpowiedzUsuńŚwietne są twoje opowiadania :) Czytam i czekam na kolejne :))
OdpowiedzUsuńOby tak dalej :)) :*
UsuńSuper ;)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :3
OdpowiedzUsuń