- Moja? – spytałam, zdziwiona.
- Jej? – powiedziała Bella, równo
ze mną.
Spojrzałyśmy się na siebie,
spanikowane. Nie możemy ryzykować, opóźnienia naszej misji ratunkowej.
- Chodziłaś tam do szkoły i może
kojarzysz dwie dziewczyny. Courtney Rain i Ninę Brown.
Zastanowiłam
się. Nigdy nie byłam duszą towarzystwa i mało osób znałam z imienia i nazwiska.
A nawet jeżeli, ktoś mi się przedstawiał, jego dane wylatywały mi z głowy.
- Nie wiem. – odpowiedziałam –
Nie znałam wszystkich w tej szkole. Prędzej Kate… - mruknęłam
Nagle się
ożywiłam. Tak! To jest to! Mogłam wskazać mu moją przyjaciółkę, jako
potencjalną informatorkę. To byłaby szansa na spotkanie jej.
- Tak, Kate powinna wiedzieć. –
dodałam stanowczo.
- Dobra. Pójdę porozmawiać z
Przełożoną. – odparł chłopak, wstając.
- Chwila, kolego. – Isabelle zatrzymała
go w pół drogi. – Wtajemnicz nas w ten plan, jeśli łaska.
Westchnął i
oparł się o ścianę.
- Mason ma zadzwonić do Cecile i
delikatnie zasugerować jej, że Angie uczęszczała do Akademii i być może, ma
jakieś informacje. Ja powiem, że nic nie wiesz, ale Katharine tak. Zwołają
jutro Posiedzenie z Milczącymi i zadecydują, czy Kate im pomoże. Mam wyjaśniać,
co to Posiedzenie? – zapytał, zirytowany.
- Obejdzie się. – warknęła
Wampirzyca – Idź już na ratunek światu. – machnęła na niego ręką, a on wyszedł.
Teoretyczne
zajęcia, prowadzone przez Nikki, opłaciły się. Doskonale wiedziałam, co to
Posiedzenie. Rada Milczących przyjeżdżała do Domu Żywiołów, aby omówić jakąś
ważną kwestie, na przykład, udział ich podopiecznych w naszej akcji.
- Wiesz, co to oznacza? – odezwała
się Isabelle, ale nie czekała na odpowiedź – Jeżeli Posiedzenie zbierze się
jutro, odwołają zajęcia.
Nie musiała mi
tego dalej tłumaczyć. Odwołane zajęcia mogły oznaczać tylko jedną rzecz. Będzie
problem ze zwianiem z Domu.
***
Dziesięć minut później, Bella
zorganizowała własne posiedzenie. Wyciągnęła z łóżka biedną Evelin,
sprowadzając ją do mojego pokoju. Brakowało jeszcze Jace’a, który uparł się, że
nie przyjdzie do nas w piżamie.
- Jeżeli on układa sobie grzywkę,
przyrzekam, że wyrzucę przez okno wszystkie jego kosmetyki. – warknęła, chodząc
po pokoju.
Chwile później, drzwi się
otworzyły. Jace wszedł do pomieszczenia i usiadł na łóżku, obok swojej
dziewczyny.
- Co było tak ważnego, że
musiałaś na wyciągnąć z łóżek? – zapytał Wampirzycę
- Jutro jest Posiedzenie – odparła,
zakładając ręce na piersi.
- O cholera… – mruknął
- Zmiana planów. – powiedziała,
przekręcając klucz w zamku. Odwróciła się do nas i zaczęła tłumaczyć – Brama
będzie otwarta, ale nie przeciśniemy się, jeżeli co chwile, ktoś będzie przez
nią przejeżdżał. Z tyłu, za garażem, także jest wyjście, ale nieużywane i
porośnięte bluszczem. Musimy je oczyścić i wyjdziemy tamtędy.
- Harry Potter pożyczy ci Pelerynę-Niewidkę
i nikt nas wtedy nie zauważy? – wtrącił z przekąsem Anioł.
- Owszem, jest ryzyko, ale
mniejsze, niż gdybyśmy próbowali wydostać się główną bramą.
- Plan jest w porządku. –
odezwała się Evelin – Zajmę się tą furtką.
Wampirzyca klasnęła w dłonie,
uradowana.
- Czyli wszystko załatwione.
Aniołowie zaczęli zbierać się do
wyjścia, ale dziewczyna zatrzymała chłopaka.
- Widzisz? Niepotrzebnie
szykowałeś się, jak na spotkanie z królową.
Wzruszył ramionami.
- Zawsze mogę spotkać królową
Jessikę.
Uśmiechnęłam się pod nosem i
pomachałam im, kiedy wychodzili.
- Wyśpij się – zasugerowała Bella
– Nie wiem, czy kofeina jest w stanie zastąpić sen, kiedy masz walczyć z
Wygnańcami.
Zamiast snu,
preferowałabym łut szczęścia. Albo dziewięć żyć, jak kot. Sen jest dla osób,
które nie boją się jutra. A ja się boję. I to panicznie.
Pożegnałam się
z przyjaciółką i westchnęłam, siadając przy biurku. Spojrzałam na zniszczoną
ramkę ze zdjęciami. Evelin przykleiła je taśmą klejącą, aby nigdzie nie
odfrunęły.
Zapatrzyłam się
na twarz Andrew. Na jego rysy twarzy, uśmiech, rozczochrane włosy. Mimowolnie,
zaczęłam wędrować palcem po jego sylwetce.
- Nie przynoś jutra, bo czuję, że
cię stracę. – szepnęłam, jakby miał mnie usłyszeć.
Oderwałam palec
od fotografii i poszłam do łazienki. Pozwoliłam sobie na długi prysznic.
Musiałam się zrelaksować. Wyszłam spod prysznica i szybko wytarłam się
ręcznikiem, wskakując w piżamę, która tak bardzo przypominała mi dom.
Dom, to nie
było miejsce, gdzie zasypiałam. Domem, byli ludzie, którzy sprawiali, że mogłam
zasnąć bezpiecznie, bez zbędnych trosk.
Za niedługo ich zobaczysz. Wszystkich. Obiecało sumienie. Chyba
pierwszy raz, odkąd zaczęłam z nim rozmawiać, nie beształo mnie.
Przeszłam przez
pokój i położyłam się w łóżku, twarzą do ściany. To był męczący dzień, ale jego
zakończenie, podobało mi się. Myślę, że wszystko idzie w dobrym kierunku.
Przynajmniej mam taką nadzieję.
***
O godzinie
szóstej, zadzwoniła moja komórka. Spojrzałam na wyświetlacz i jęknęłam. Pięć
nieodebranych połączeń od Isabelle. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i przystawiłam
aparat do ucha.
- Halo? – spytała, zaspanym
głosem.
- Twoja osobista asystentka od
budzenia, do usług. Masz dziesięć minut na doprowadzenie się do porządku i masz
iść na dziedziniec. Ktoś musi osłaniać Evelin i padło na ciebie.
Po tych słowach, zakończyła
połączenie.
Ziewnęłam i
podeszłam do szafy, wyciągając z niej wygodne jeansy i luźną koszulkę. Włosy
związałam w wysokiego kucyka, a twarz przemyłam lodowatą wodą. Założyłam na
stopy trampki i wybiegłam z pokoju.
Przy drzwiach
wejściowych, stała Anielica. Ani trochę nie wyglądała na zmęczoną, czy
niewyspaną.
- Cześć. – powiedziała, szeroko
się uśmiechając.
- Hej. – odparłam, tłamsząc ziew.
W ciszy,
skierowałyśmy się w prawo, za główny budynek Domu Żywiołów.
- To jest garaż. – szepnęła,
pokazując mi okazały obiekt z czerwonej cegły.
Minęłyśmy go i
stanęłyśmy przy ogrodzeniu. Przy głównej bramie wjazdowej, ogrodzenie było z
siatki. Tutaj, był tylko żywopłot. W dodatku do dawna nie pielęgnowany. Nasza
droga ucieczki była solidnie zarośnięta. Tak bardzo, że nie było jej widać.
- Gdzie jest furtka? – spytałam,
rozglądając się.
Anielica wzruszyła ramionami,
przechodząc się w tą i z powrotem, dotykając zielonego ogrodzenia. Chodziła
tak, z dobre pięć minut.
- Tutaj. – powiedziała stanowczo,
zatrzymując się, mniej więcej, w miejscu, gdzie był środek żywopłotu. Szybko do
niej podeszłam.
- Mamy jakieś nożyce, albo coś,
czym możemy usunąć te gałęzie? – zapytałam, a dziewczyna się zaśmiała.
- Niepotrzebne mi to. –
Powiedziawszy to, zamknęła oczy, szepcząc jakieś słowa, których niedosłyszałam.
Po chwili, gałęzie,
które porastały bramę, zaczęły się odsuwać, odsłaniając ją. Wyglądało to
magicznie.
Bo to magia prychnął Upierdliwiec.
Do tej pory,
widziałam tylko, jak Ogień, Woda, Ziemia lub Powietrze atakują i próbują coś
niszczyć. Nigdy nie widziałam, aby któryś z Żywiołów był tak delikatny i uległy.
To było piękne. I to był ten piękniejszy rodzaj magii.
- Gotowe. – odparła, otrzepując
ręce. Uśmiechnęłam się do niej, wciąż oczarowana tym, co przed chwilą
zobaczyłam.
***
- Moi drodzy –
odezwała się Cecile, kiedy wszyscy siedzieliśmy na stołówce – Dzisiaj, odbędzie
się Posiedzenie, w związku z czym, zajęcia są odwołane. Proszę, abyście zaraz
po śniadaniu, udali się do swoich pokoi i ich nie opuszczali, aż do lunchu.
Potem dostaniecie nowe instrukcje.
Zakończyła swój wywód, siadając.
- Nie myśl, że wszyscy tego tak
przestrzegają. – mruknęła Bella
- Przeważnie siedzą po kilka osób
w pokoju i grają w butelkę. – dodał Jace
W milczeniu
zjedliśmy śniadanie i wyszliśmy na korytarz.
- 11:25 pod bramą. Black, widzimy
się przy garażu o 11:20. – powiedziała Isabelle, po czym każdy z nas, poszedł w
swoją stronę.
***
Od godziny,
siedziałam w pokoju. Właściwie, powiedzenie, że siedziałam, jest
niedomówieniem. Ja krążyłam po tym pomieszczeniu. Rozległo się pukanie do
drzwi. Mimowolnie, spojrzałam na zegarek. 11:10. Uff, nigdzie się nie
spóźniłam.
Jeszcze wtrącił Upierdliwiec, ale go zignorowałam.
Pociągnęłam za
klamkę i stanęłam twarzą w twarz z Damienem.
Moje serce
zaczęło bić szybciej, a w brzuchu pojawiły się radosne motylki. Odsunęłam się
od drzwi, pozwalając mu wejść.
- Wszystkie drogi, prowadzą mnie
do ciebie. – zaśmiał się, siadając na łóżku. – Wszystko w porządku? – zapytał,
widząc moją zdezorientowaną minę.
Nie mogłam tak
tutaj z nim siedzieć. Za piętnaście minut mam czekać na dziedzińcu, a nie wyjdę
tak z nim!
- Trochę źle się czuję. –
skłamałam. Cholera, nie lubiłam go okłamywać.
- Przynieść ci jakieś lekarstwa?
- Nie, nie trzeba. – powiedziałam
szybko. – Prześpię się i mi przejdzie, to tylko ból głowy. – mimowolnie,
rozmasowałam skronie.
Chłopak spojrzał na mnie ze
współczuciem, po czym wstał.
- Kolorowych snów. – mruknął,
przytulając mnie. Nie byłam wstanie odwzajemnić jego gestu. Sparaliżowało mnie.
Po chwili
wyszedł, bezszelestnie zamykając drzwi.
- Żegnaj. – szepnęłam, ocierając
z policzka jedną, samotną łzę.
***
Godzina 11:19. Zarzuciłam
na ramiona bluzę i schowałam komórkę do szuflady biurka, wcześniej ją
wyłączając. Biografię Andrew, włożyłam pod materac, gdyby jakaś wścibska dusza
chciała przeszukać mój pokój. Może nie wpadną na pomysł, aby rozwalać mi łóżko.
Stanęłam przy
drzwiach, z dłonią położoną na klamce. Na moment się zawahałam. Ostatni raz
odwróciłam się, aby spojrzeć na pokój. Wyglądał tak, jak zawsze. Nie pościelone
łóżko, kilka bluzek przewieszonych przez oparcie krzesła i porządek na biurku.
Westchnęłam i pociągnęłam za klamkę, wychodząc.
- Do zobaczenia. – wyszeptałam w
pustą przestrzeń. Oby…
***
Udało mi się,
przejść niezauważoną przez hol. Nie miałam zegarka, więc nie wiedziałam, ile
czasu zostało do ,,godziny X”. Wyszłam z budynku i przebiegłam, blisko muru,
pod sam garaż. Evelin już tam stała, w ciemnej bluzie z kapturem zarzuconym na
głowę.
- Gdzie oni są? – spytałam,
nerwowo rozglądając się na boki. W tym samym momencie, drzwi garażu otworzyły
się, a z nich, wyjechała czarna Toyota, zatrzymując się z piskiem opon przy
nas.
- Wsiadać! – syknęła Isabelle, od
strony kierowcy. Otworzyłam drzwiczki, zajmując miejsce obok Wampirzycy.
Z tyłu,
siedział już Jace, a chwile później, dołączyła do niego Evelin.
Bella ostro przycisnęła
gaz i zakręciła, o mało, nie wjeżdżając w żywopłot.
- Ostrożnie, kierowco. –
powiedziałam, zapinając pas.
Brama, którą oczyszczała
Anielica, była otwarta. Przejechaliśmy przez nią, skręcając w lewo.
Czułam się,
jakbyśmy brali udział w nielegalnym wyścigu samochodowym. Bałam się spojrzeć,
ile jest na liczniku.
- Bells, co z nadajnikiem? –
zapytał Jace
- Jaki nadajnik? – odparłyśmy
równocześnie.
W tej samej chwili, radio (a
przynajmniej coś, co na radio wyglądało) zaczęło trzeszczeć.
- Ten nadajnik, cymbały. –
warknął i zaczął majstrować przy radiu. No, nadajniku. – Jak to coś wyłączyć? –
mruknął, waląc pięścią w owy nadajnik.
- Kto tam jest? – odezwał się
ktoś po drugiej stronie. Żadne z nas się nie odezwało – Kto siedzi w aucie?
Zero reakcji z naszej strony.
- De Winter! Chodź tu! Ktoś
siedzi w Toyocie.
Zagryzłam
wargę. Cholera jasna! Czy zawsze, kiedy robię coś nielegalnego, on musi stać na
straży prawa?
- Idź sprawdzić garaż. –
powiedział Damien.
- Ja wam dam garaż. – syknęła Wampirzyca
i uderzyła lewą ręką w nadajnik sprawiając, że ten wybuchł.
- Co ty zrobiłaś?! – krzyknęłam
równocześnie z Evelin.
- To, co robię
najlepiej. Zniszczyłam to diabelstwo. – odpowiedziała spokojnie, znowu
przyspieszając.
- Czy musimy
jechać tak szybko? – zapytałam, biorąc głęboki oddech.
- Zauważą nasze
zniknięcie i zaczną nas gonić, musimy być jak najdalej od Domu. – wyjaśniła.
- Nie płacę za
ten radar. – mruknął Anioł
- Ty nie. Ale
twoi rodzice, owszem.
- W drodze
powrotnej, ja prowadzę. – zarządził, zakładając ręce na piersi.
- Jeśli będzie,
droga powrotna. – sprostowała Isabelle, zmieniając bieg.
Słowa
dziewczyny odbijały się w mojej głowie, jak echo. No właśnie, jeśli wrócimy.
_______________________________________________________________________________
Możecie mnie zabić, bo rozdział jest do bani. Jestem cholernie zmęczona i nie mogłam się skupić na poprawianiu go. Szkoła też jest do bani. Mam już dosyć, a nie minął nawet miesiąc.
Co do ogłoszeń parafialnych, muszę Was zmartwić (a może ucieszyć?). Rozdziały będą pojawiać się w odstępach dwutygodniowych. Ledwo daję radę ogarnąć pozostałe obowiązki. Dodawanie rozdziałów częściej jest wbrew moich możliwości.
Czekam na szczere komentarze, które naprawdę poprawiają mi humor.
Mam nadzieję, że u Was jest lepiej.
Weronika
Jestem po raz pierwszy jako pierwszy komentarz xD (Wiem to zdanie nie ma sensu).
OdpowiedzUsuńMoja szczera opinia brzmi: TWOJE OPOWIADANIE JEST MEGA!! KOCHAM DANGIE!! PISZ DALEJ I NIE MARNUJ SWOJEGO TALENTU!!
PS. Pisz wtedy kiedy masz wenę. Nic na siłę :)
Pozdrawiam
Kocham Twoje opowiadanie :") naprawdę świetnie piszesz i spokojnie, dasz radę :)) najważniejsze, że kontynuujesz bloga :")
OdpowiedzUsuńSuuuper, Mega, WOW <3 I CO TERAZ?! co z Andew? :O
OdpowiedzUsuńkocham
OdpowiedzUsuńJak zwykle mi się podobało.
OdpowiedzUsuńNie mogę, nie mogę, nie mogę się doczekać kiedy uratują Andrew.
Nie zapominajmy oczywiście o genialnej scenie ucieczki. Super, że inni to odkryli (co prawda dla nich - nie super - ale co tam ;)). Miło, że to Damien będzie ich ścigał - od razu robi się ciekawiej. Cieszę się, że opisałaś jek stres i odczucia związane z "wyjazdem". No i oczywiście nalepiej by było gdyby Milczący poprosili Kate l pomoc. Chyba. Chyba byłoby najlepiej. Nie zrobisz jej krzywdy prawda?
Pozdrawiam i życzę weny :*
Laxus
Super rozdział! Kocham twoje opowiadania!
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta!
Zapraszam do mnie http://oczamicaroline.blogspot.com/
Nanananana KOCHAM <3 Damien przyszedł ją odwiedzić ndjdmoxmapandkxn :3 kiedy oni w końcu bedą razem ? XD Oby misja się udała !
OdpowiedzUsuń" Ja wam dam garaż " Hahahaha, no nie mogłam. Uwielbiam twoje opowiadanie. Miło się czyta i jest pełne humoru :) i oby była scenka o bzykaniu :D haha, czekam na nn :*
OdpowiedzUsuńTo opowiadanie jest naprawdę świetne *_* jeszcze nigdy się tak nie wciągnęłam <33 /Lollyfllops
OdpowiedzUsuńKochaaam tego bloga! Wciąga na maaaksa ! Dalej prosze, bo nie przeżyje :**
OdpowiedzUsuńNie przejmuj się bo rozdział jest świetny. Masz dziewczyno talent. Pozdr ;-)
OdpowiedzUsuńKoooooooooocham ♥
OdpowiedzUsuń"Sen jest dla osób, które nie boją się jutra." jest moim cytatem dnia! <3
OdpowiedzUsuńWIEM! Długo mnie nie było i pewnie myślałaś, że już tu nie wrócę, ale nie! Nie mogłabym nie wpaśc tutaj i dokończyć czytać tej historii. Jak widzę, skończyłaś już pisać opowiadanie, a już myślałam, że zdążę jeszcze nadrobić, by czytać na bieżąco. Niestety! Sprawy osobiste pochłaniały duuużo czasu.
Urocza scena w pokoju Angie i Damiena! Ja po prostu chłonę wszystkie ich sceny jak czarna dziura i chcę więcej i więcej! :D No nie poradzę, że ich uwielbiam!
Trochę pokomplikowały się sprawy z tym posiedzeniem, ale uda im się dotrzeć do miejsca, gdzie jest Andrew. Mam nadzieję, że nikt nie przypłaci za to życiem i czwórka przyjaciół wróci! Musi! Jak nie to... sama nie wiem co, ale będę na pewno załamana!
Lecę czytać następny rozdział! :*