- Główną bramą – odparła spokojnie,
a mnie zamurowało. Równie dobrze mogłybyśmy chodzić z tabliczką: „Hej, uciekamy
z Domu Żywiołów, złap nas”.
- Oszalałyście?! – pisnęłam, na co
ta zgromiła mnie wzrokiem.
- Po prostu na sygnał masz biec
przed siebie, jasne? – powiedziała sucho, otwierając bezszelestnie główne
drzwi. Prześlizgnęłyśmy się przez nie i przylgnęłyśmy do murów budynku, niczym
rasowe uciekinierki.
W sumie to obie
nimi byłyśmy. I wcale nie uciekałyśmy od innych rzeczy czy osób. Obie
pragnęłyśmy po prostu żyć tam, gdzie jesteśmy w pełni akceptowane i wiemy, kim
jesteśmy. Nikt nie ma prawa przeszkodzić ci w poszukiwaniu siebie, nikt.
Stałyśmy tam przez
kilka minut, przyglądając strażnikowi stojącemu przy bramie. Nie znałam go
osobiście, ale wiedziałam, że to typowy służbista, więc jeżeli nam się nie uda…
jesteśmy załatwione na amen.
Przestałam
oddychać, kiedy Nina machnęła na mnie ręką, przebiegając pochylona przez
dziedziniec. Z rwącym sercem ruszyłam za nią, a kiedy znalazłam się za
kupidynem, odetchnęłam z ulgą. W tych ciemnościach nie było szans, aby nas
dojrzał. Chyba.
Dziewczyna co
jakiś czas wyglądała zza posągu, klnąc cicho pod nosem za każdym razem. Nie
wiedziałam, co się dzieje, ale wolałam nie ryzykować, aby strażnik nas
usłyszał, więc nie pytałam. Po prostu czekałam, będąc w pełnej gotowości.
Wydawało mi się,
że minęła wieczność, kiedy zaczęło się coś dziać. Z początku nie bardzo
wiedziałam, co dokładnie się wyprawia, bowiem widziałam tylko mężczyznę przy
bramie, który zaczął rozglądać się na boki, prześwietlając sobie latarką. Kiedy
snop światła padł na pomnik, razem z Niną szybko skryłyśmy się za nim,
wstrzymując oddech. Siedziałyśmy tak przez cały ten czas, nawet w momencie,
kiedy facet zgasił latarkę.
- Hej! – usłyszałam, zamierając.
Byłam święcie przekonana, że nas zauważył, ale koleżanka ścisnęła mnie za
ramię, skutecznie unieruchamiając. – Zatrzymaj się! – wykrzyczał. Słyszałam,
jak jego latarka roztrzaskuje się o brukowany chodnik, a on sam zaczyna biec.
Czułam, jak ziemia pod moimi stopami drży, co utwierdzało mnie w przekonaniu,
że pobiegł przed siebie.
- Teraz – szepnęła Nina, wyskakując
zza kupidyna. Minęło kilka długich sekund, zanim się otrząsnęłam i ruszyłam za
nią. Nie miałam bladego pojęcia gdzie jest Courtney, ale zdałam się tylko na
jej przyjaciółkę. To była jedyna okazja i nie chciałam jej zaprzepaścić.
Dziewczyna
dobiegła do ogrodzenia i przerzuciła przez nie plecak, natychmiast na nie
wskakując. Bez wahania zrobiłam to samo i chwilę potem wylądowałam po drugiej
stronie, tuż obok Niny, która wykonała to z większą gracją. Szybko pomogła mi
się pozbierać i założyć na plecy mój pakunek. Zerknęła ostatni raz na tereny
Domu Żywiołów, po czym kiwnęła głową na ścieżkę, prowadzącą wschód.
Tak zakończyła się
moja historia w Domu Żywiołów, ale zaczynała zupełnie nowa.
Obie ruszyłyśmy
sprintem poboczem, co jakiś czas spoglądając za siebie, zwłaszcza w momentach,
kiedy słyszeliśmy nawoływania strażnika, które potem przerodziły się w krzyki
większej ilości osób. To było do przewidzenia, że mężczyzna zawiadomi
Przełożone lub jego krzyki zbudzą kogoś, kto to zrobi.
Czułam ból w
łydkach, ale nie przestawałam biec. W porównaniu z Niną i tak wypadałam blado,
ale starałam się dotrzymywać jej kroku. Biegłam tuż za nią, obserwując każdy
jej ruch, dzięki czemu udało mi się kilka razy uniknąć dziur w drodze czy
suchych gałęzi, które mogłyby zdradzić, że uciekamy. Bo nikt za nami nie
ruszył. Droga była pusta, ale z daleka widziałam, że cały Dom Żywiołów stanął
na nogi, zapewne przez Courtney, która się dla nas poświęciła. Abyśmy mogły się
stamtąd wydostać. Nie chciałam, aby jej ofiara poszła na marne.
- Staraj się nie uderzać piętami o
asfalt – wysapała Pół Anielica, zerkając na mnie przez ramię. – Brzmisz jak
stado mamutów.
Nie miałam zamiaru
jej odpowiadać, po prostu wykonałam to, o co mnie poprosiła. Wolałam nie
ryzykować przedwczesną utratą sił poprzez bezowocne gadanie.
Przez cały czas
biegłyśmy prosto, mijając wszystkie możliwe zabudowania. Dom Żywiołów był
całkiem spory i leżał na odludziu, co oznaczało, że wkraczamy w las. A w nim
mogło czaić się wszystko. Po jakimś czasie skręciłyśmy w prawo, wbiegając
między drzewa. Obie byłyśmy już zmęczone, więc odrobinę zwolniłyśmy, jednak w
dalszym ciągu zachowywałyśmy wszystkie środki ostrożności. Kiedyś muszą się
zorientować, że zniknęłyśmy, a wtedy na pewno zaczną nas gonić. Bo jak daleko
mogłyby uciec dwie nastolatki, bez żadnego środka transportu? I na pewno zaczną
przeszukiwać las, bo w końcu Ninę i Courtney dorwali właśnie w nim.
Nadstawiałam uszy,
ale poza naszymi przyśpieszonymi i świszczącymi oddechami oraz podeszwami,
uderzającymi o ziemię nie słyszałam nic. Być może to był dobry znak. Albo
złudna nadzieja.
Nina prowadziła
mnie takim labiryntem, że nie byłabym w stanie go samodzielnie odtworzyć.
Gdybym się teraz zgubiła, najpewniej już nie trafiłabym na główną drogę,
dlatego jeszcze bardziej starałam się dotrzymać jej kroku. Na moje szczęście,
zaczęła zwalniać, aż w końcu przestała truchtać, zamieniając to na szybki
marsz. Zrównałam się z nią, co jakiś czas przyglądając się jej z ukosa. Nie
wyglądała, jakby przejęła się tym, że zamiast jej przyjaciółki jestem z nią ja.
Dziwiło mnie to, ale przecież każdy inaczej pojmuje słowo przyjaźń, prawda?
- Co z Courtney? – zapytałam cicho,
nie patrząc na nią.
- Spokojnie, dołączy zaraz do nas.
Zszokowała mnie
jej odpowiedź, ale z drugiej strony – byłam szczęśliwa. Wyrzuty sumienia nie
będą mnie zżerały, że to przeze mnie musiała zostać w Domu. Jeden problem
mniej, ale co z pozostałymi?
- Więc… dokąd idziemy? – odezwałam
się ponownie, patrząc z ukosa na Ninę.
- Zobaczysz – odparła, wzdychając
zirytowana. Chciałam rzucić jakąś kąśliwą uwagę w jej stronę, ale w ostatniej
chwili się powstrzymałam.
Bo tak naprawdę,
nie miałam teraz nikogo. Wszyscy, których kochałam i na których mi zależało
zostali tam, w Domu Żywiołów. Została mi tylko Nina i Courtney i chociaż nieraz
działały mi na nerwy oraz nie ufałam im w stu procentach – tylko one się ode
mnie nie odwróciły. Być może to nie było szczytem moich marzeń, błąkać się w
nocy po lesie, z rozdartymi od gałęzi spodniami, brudną od pyłu i potu twarzą
oraz plecakiem, który powoli zaczynał mi ciążyć na plecach, ale to było lepsze
od tego, co mogłam dostać tam, w Domu. I mogłam wreszcie poznać prawdę, a także
znaleźć kogoś życzliwego, kto mógłby pomóc mi jej odszukać.
Zatrzymałyśmy się
przy rozłożystym dębie, wcześniej dokładnie się rozglądając. Kiedy upewniłyśmy
się, że jesteśmy bezpieczne, Nina zasiadła na trawie, kładąc na kolanach swój
plecak. Przysiadłam się obok niej, zrzucając swój pakunek z pleców. Dziewczyna
wyciągnęła w moją stronę butelkę wody, którą z wdzięcznością przyjęłam,
łapczywie wypijając prawie całą jej zawartość.
- Z tobą to jak ze smokiem –
skomentowała tylko, kręcąc głową. Wzruszyłam ramionami i oddałam jej do połowy
opróżnione naczynie, wycierając usta wierzchem dłoni.
Siedziałyśmy w
ciszy, dopóki nie usłyszałyśmy kroków oraz wyjątkowo głośnej rozmowy.
Poderwałyśmy się na równe nogi, gotowe do ucieczki, ale potem, gdzieś w oddali,
ktoś trzy razy zaświecił latarką. Nina westchnęła z ulgą, rozluźniając napięte
mięśnie, a ja doszłam do wniosku, że to musi być Courtney. Courtney i ktoś
jeszcze.
- Widziałeś jego minę, kiedy zawisł
głową do dołu na tym drzewie? – zawołała blondynka, śmiejąc się głośno.
- Widziałem, Cornie. To było
epickie!
Sekundę później
zza krzaków wyłoniła się dziewczyna ze swoim towarzyszem. Pierwszym, co zrobiła
jej przyjaciółka, było rzucenie się jej na szyję, mocno ściskając. Poczułam
ukłucie zazdrości, bo tak bardzo przypominały mi mnie i Bellę, która gdyby tu
był, skomentowała jakoś złośliwie ich zachowanie.
Ale jej tutaj nie
było i nie będzie. A ja muszę się z tym pogodzić.
Pokręciłam szybko
głową i skupiłam swój wzrok na chłopaku, który towarzyszył Courtney. Także mi
się przyglądał, z lekkim uśmiechem na ustach.
- To ona? – zapytał, przerywając
uścisk dziewczyn. Kiwnął na mnie palcem, a Nina odchrząknęła.
- We własnej osobie – odpowiedziała
dumna, zakładając ręce na piersi.
- Jak wam się to udało? – zapytał,
patrząc na nie z niedowierzaniem. Ja za to patrzyłam na nie z ogromnym zszokowaniem
na twarzy.
- Nie tylko ty posiadasz dar
przekonywania, Will – odparła słodko Courtney, podchodząc w moją stronę.
- Możecie mi powiedzieć, o co wam
chodzi? – wtrąciłam chłodno, robiąc krok w tył.
Być może to nie
był wcale taki świetny pomysł, aby z nimi uciekać. A co, jeśli trafiłam z
deszczu pod rynnę? W końcu zbyt ochoczo zgodziły się na moje uczestnictwo w tej
eskapadzie. Być może moje groźby były tylko pretekstem i taki był ich zamiar?
- Dowiesz się na miejscu –
powiedział spokojnie chłopak, wciskając ręce w kieszenie spodni.
- W jakim miejscu? – spytałam,
mierząc go wzrokiem.
- W Stowarzyszeniu Mroku – odparł z
westchnieniem, a ja myślałam, że zaraz zemdleję.
__________________________________________________________________________________
Rozdział na drugą rocznicę od publikacji pierwszego rozdziału "Niektóre rzeczy są wieczne"! Dziękuję z całego serca za te wspaniałe dwa lata.
Jak ja nie mogłam się doczekać tego rozdziału, a teraz nie będę mogła doczekać się następnego. Właśnie mało co się nie załamałam bo przeczytałam książkę, a nie ma 2części, a tu taka radość że nowy rozdział. :D rozdział genialny, myślę że nina z przyjaciółką wpakowały ją w pułapkę:)
OdpowiedzUsuńSuper!
OdpowiedzUsuńExtra! Brawo za dwa lata! :D Czekam na więcej :*
OdpowiedzUsuńSuper :D juz się nie mogę doczekać następnego rozdziału :*
OdpowiedzUsuńBoski :D
OdpowiedzUsuń