- Czym jest
Stowarzyszenie Mroku? – zapytałam, gdy byłam prawie pewna, że nikt nas nie
ściga. De Wintera załatwiliśmy już na samym początku, a po nim nikt nie odważył
się ruszyć w pościg, zapewne z myślą, że uciekły tylko dziewczyny, a ja tkwię w
swoim pokoiku, niczego nieświadoma.
- Widzę twój wzrok, Angie – mruknął
Will, przyglądając mi się w lusterku. Zignorowałam jego uwagę, bo miałam prawo
patrzeć na nich podejrzliwie. – Wszystkiego dowiesz się na miejscu, bo ja nie
nadaję się na trubadura.
- Ty do niczego się nie nadajesz –
fuknęła Nina, zakładając ręce na piersi. – I patrz na drogę, a nie w to
piekielne lusterko.
- Wątpisz w moje umiejętności
jeździeckie? – spytał z wyrzutem, a Courtney parsknęła śmiechem, poklepując
mnie po ramieniu.
- Wątpię w to, że posiadasz jakiekolwiek
umiejętności – odpyskowała Rain, po czym odwróciła się w moją stronę.
- Stowarzyszenie Mroku znajduje się
w Colchester, jakąś godzinę drogi stąd.
- Wiem, gdzie jest Colchester –
powiedziałam, przewracając oczami. – Co to za sekta, to całe Stowarzyszenie?
- To nie żadna sekta – pisnął w
odpowiedzi Todd, posyłając mi groźne spojrzenie. – Ten wasz Dom Żywiołów to
sekta.
Nie
odpowiedziałam, ponieważ nie chciałam wyjść na hipokrytkę, która broni to
miejsce, równocześnie z niego uciekając.
- A wy kim jesteście? – zapytałam,
wskazując na dwie Pół Anielice. – Jakimś podwójnymi agentkami?
- Nie do końca – odparła cicho
Courtney, posyłając mi słaby uśmiech. – Przepraszam, Angie, ale nie możemy nic
powiedzieć, dopóki nie spotkasz się z Joelem. On wszystko ci wyjaśni, obiecuję.
- Kto to Joel? – Zmarszczyłam brwi,
coraz bardziej gubiąc się w tym wszystkim. I powoli zaczynałam żałować, że
uciekłam razem z nimi. Mogłam zostać.
- Taka Przełożona z jajami –
wyjaśnił Will, a Nina zdzieliła go w bok. Chłopak syknął z bólu i przez chwilę
mierzył się spojrzeniami z Rain, ale pierwszy odpuścił, wracając do spokojnego
kierowania Persefoną.
- To ktoś w rodzaju naszego mentora.
Taki trochę dyrektor w całym tym rozgardiaszu – odpowiedziała usłużnie Brown,
przeczesując palcami swoje włosy.
Nie pytałam o nic
więcej, z prostego względu – zapewne nie otrzymałabym żadnej konkretnej
odpowiedzi. Odwróciłam się w stronę brudnej szyby i wyjrzałam przez nią,
cichutko wzdychając. W oddali widziałam spokojny nurt Tamizy, który po jakimś
czasie zniknął mi z oczu, gdy wjechaliśmy na autostradę.
Oparłam czoło o
chłodną szklaną taflę i przymknęłam oczy, zastanawiając się, co robią teraz moi
przyjaciele. Wiem, że nie postąpiłam fair, zostawiając ich tam samych, w
najgorszym możliwym momencie, ale ja nie mogłam tam zostać i dalej błądzić po
omacku w tej sieci zakłamania. Bo wszyscy zatajali przede mną jakieś istotne
fakty. Nawet moja własna mama.
Starałam się ukryć
w najgłębszych zakamarkach pamięci widok Evelin, zwijającej się z bólu na swoim
łóżku, twarzy Belli, kiedy pokłóciłyśmy się na stołówce oraz obietnicy, którą
złożyłam Jace’owi i jego dziewczynie. Robiłam to tak wytrwale, że zmorzył mnie
sen, który oddalił mnie od przyjaciół z taką samą skutecznością, jak
pomarańczowy minivan.
***
Obudziłam się w
momencie, gdy przejeżdżaliśmy obok tablicy informującej, że wjeżdżamy do
Colchester.
- Wyspałaś się? – zapytała Courtney,
na co ziewnęłam i przeciągnęłam się.
- Niespecjalnie – odpowiedziałam
zgodnie z prawdą, rozmasowując obolały kark. Zasnęłam z twarzą przyklejoną do
okna i w takiej pozycji spałam jakieś czterdzieści minut.
- Wyśpisz się, jak dojedziemy –
wtrącił Todd, na co skwapliwie pokiwałam głową.
Nie
wierzyłam, że uda mi się zmrużyć oko w tym nowym miejscu, wśród obcych. Ba, ja
nawet nie byłam przekonana, że chcę tam zostać! Bo nikt nie raczył mnie
powiadomić, czego mogłam się spodziewać. A co, jeżeli to jakaś grupka
pseudonaukowców, którzy przeprowadzają na ludziach jakieś dziwne eksperymenty?
Nawet mowy nie ma, że bezgranicznie im zaufam, ale wolałam nie zdradzać swoich
myśli i uśpić ich czujność na ile tylko będę mogła.
- To tutaj – wyszeptała Courtney,
szturchając mnie w lewe ramię. Odwróciłam się w jej stronę i wyjrzałam przez
okno.
Moim
oczom ukazała się prawdziwa forteca, otoczona wysokim ogrodzeniem, praktycznie
dwa razy wyższym niż to, które otaczało Dom Żywiołów. Siedziba Stowarzyszenia
Mroku była średniej wielkości, trójkondygnacyjnym pałacykiem, zbudowanym na
rzucie kwadratu z narożnymi alkierzami w fasadzie. Korpus pałacu został pokryty
dachem czterospadowym z czerwonej dachówki, a alkierze nakryte niewielkimi,
strzelistymi wieżyczkami. Dwuskrzydłowe schody prowadzące do środka budynku
były wparte na arkadach i wygięte w fantazyjny, wachlarzowaty kształt. Nad
głównymi drzwiami znajdował się sporej wielkości balkon, wsparty na dwóch
kolumnach. Cała elewacja była w kolorze bladej żółci, co bardzo gustownie
komponowało się z równo przystrzyżonym frontowym trawnikiem i brukowanej
ścieżce, poprowadzonej przez sam jego środek.
Kiedy
ja z zafascynowaniem podziwiałam całą budowlę, Will wjechał na teren
Stowarzyszenia i zaparkował tuż przed okazałymi schodami, na których już ktoś
stał i bacznie się nam przyglądał.
Na
drżących – po części z przerażenia, a także przez to, że za długo siedziałam w
bezruchu – nogach, wyszłam z pojazdu i zatrzasnęłam za sobą drzwi Persefony.
Wygładziłam swoją koszulkę i włosy, które zapewne przypominały gniazdo, gdzie
zamieszkała świeżo upieczona parka drozdów i spojrzałam na nieznajomego, który
nieśpiesznym krokiem ruszył w naszym kierunku. Chciałam zapytać którąś z
dziewczyn, kim on jest, ale stały za daleko, a ja nie miałam odwagi do nich
podejść. Zdałam sobie sprawę, że zostałam odseparowana i samotnie stałam po
jednej stronie minivana, a Courtney, Nina i Will po drugiej.
Mężczyzna
w pierwszej kolejności podszedł do nich, dając mi chwilę na przypatrzenie się.
Był wysoki i bardzo postawny, z szerokimi barkami i wąskimi biodrami. Miał
kwadratowe czoło i kwadratowe, krzaczaste brwi i kruczoczarne, przydługawe
włosy związane w kucyka tuż przy karku. Jego orli nos, gdy patrzyłam na niego z
boku, dodawał mu powagi i sprawiał, że wyglądał… groźnie.
- Bardzo dobrze się spisaliście, ale
dlaczego tak długo to trwało? – zapytał, a ja zadrżałam, słysząc jego niski
głos. Przerażał nie tylko wyglądem.
- Mieliśmy trochę komplikacji – wyjaśniła
Nina zadziwiająco potulnym głosem. – Ale obyło się bez szwanku.
Przełknęłam
ślinę, coraz bardziej obawiać rozmowy z tym mężczyzną, a coś mi świtało w
głowie, że to sławetny Joel.
- Dobrze, bardzo dobrze. – Ich
mentor pokiwał w zamyśleniu głową, po czym spojrzał na mnie przelotnie. –
Możecie już iść, później was znajdę.
Cała
trójka zgodnie ruszyła w stronę wejścia, nie zwracając na mnie nawet uwagi. Założyłam
ręce na piersi, gdy Joel nieśpiesznym krokiem ruszył w moją stronę, delikatnie
się uśmiechając.
- Witam w Stowarzyszeniu Mroku –
powiedział, lekko się kłaniając. – Jestem Joel i z chęcią odpowiem na twoje
pytania.
- Angie – przedstawiłam się krótko,
bez żadnych emocji.
Mężczyzna
był ode mnie wyższy o jakieś pięć centymetrów, aczkolwiek coś w nim sprawiało,
że czułam się nieswojo.
- Przejdziemy się? – zapytał,
wskazując na wąską ścieżkę, biegnącą od schodów, aż za cały budynek. Skinęłam
krótko głowo i ruszyłam razem z nim, zachowując dystans. Nie wyglądał na osobę,
której można ufać.
Przez
chwilę maszerowaliśmy w milczeniu, którą spożytkowałam na dokładniejsze
rozejrzenie się po terenie Stowarzyszenia. Za głównym budynkiem znajdował się
niewielki plac, na środku którego rósł stary, rozłożysty dąb. Niewielki teren
zewsząd był otoczony mniejszymi, parterowymi przybudówkami, o niewiadomym dla
mnie przeznaczeniu.
Joel
kierował się w stronę jednej z czterech ławek, które umieszczone były dookoła
drzewa i odezwał się rzeczowym tonem, gdy tylko zajęliśmy na niej miejsca.
- W Stowarzyszeniu Mroku mieszkają
ludzie z nadprzyrodzonymi zdolnościami, aby nauczyć się nad nimi panować i
wykorzystywać do obrony siebie oraz innych. W tych przybudówkach, które tu
widzisz – wskazał palcem na niewielkie budynki – mieszkają zwykli ludzie,
którzy nie posiadają magicznych zdolności, ale wiedzą o istnieniu magii.
- Czyli to są Milczący? – spytałam,
marszcząc brwi.
- Oczywiście, że nie! – fuknął, a ja
podskoczyłam ze strachu, słysząc jego oburzenie. Patrzył na mnie z wyrzutem,
jakbym powiedziała coś nie na miejscu. – Oni nie są przetrzymywani tutaj na
siłę. Większość z nich tutaj pracuje, młodzież uczęszcza na lekcje, które
organizowane są w głównym budynku, bardzo często też wiążą się na całe życie z
osobami, które te magiczne zdolności posiadają.
- Więc dlaczego tutaj są? –
zapytałam, nic z tego nie rozumiejąc. – Dlaczego nie mogą wrócić do
cywilizacji?
- Ponieważ tutaj są bezpieczni –
wyjaśnił natychmiast. – Nie grozi im tutaj atak Wygnańców, a nawet jeżeli –
znajdą się osoby, które ich obronią.
Nadal
nic nie miało dla mnie sensu. Czułam się przytłoczona tymi nowymi informacjami,
które nie wyjaśniły mi tak właściwie, nic. A przynajmniej nic, co naprawdę mnie
interesowało. Problem leżał w tym, że nie wiedziałam, o co pytać.
Joel
zobaczył konsternację, malującą się na mojej twarzy i cicho westchnął.
- Pewnie interesuje cię, czym to
miejsce różni się od Domu Żywiołu, co? – zagadnął i nie czekając na moją
odpowiedź, kontynuował. – Istnieje jedna, kluczowa kwestia – autonomia.
Stowarzyszenie Mroku nie podlega nikomu więcej, jak samemu sobie. Nikt z nas
nie jest na usługach kogoś innego, nie wypełniamy cudzych rozkazów. Poza tym,
zajmujemy się tymi samymi rzeczami, co tamci – walczymy z Wygnańcami, ale
używamy trochę innych metod walki.
- Więc komu oni podlegają? – Byłam pełna
obaw i nie do końca przekonana, że chciałam usłyszeć tą odpowiedź. A już na
pewno nie uspokoiła mnie dziwna mina Joela, który nie chciał na mnie spojrzeć.
- Podlegają Milczącym – odpowiedział
po chwili, bardzo słabym głosem. Wiedziałam, że nie chciałam tego usłyszeć.
__________________________________________________________________________________
Wiem, nawaliłam. Nie było mnie tu przez osiem miesięcy i nawet nie zamierzam się tłumaczyć, bo nikogo to nie interesuje. Mogę tylko rzec, że to nie do końca było moje widzimisię i przez cały ten czas pamiętałam o tej historii.
Rozdział niezbyt ciekawy, ale napisałam go, po tym, jak przeczytałam Wasze komentarze pod tym grudniowym i stwierdziłam, że ta nieliczna garstka, która tutaj jeszcze jest, zasłużyła na jakikolwiek odzew z mojej strony. Więc jestem. I postaram się dociągnąć tę historię do końca, w możliwie jak najkrótszym czasie.
W między czasie zapraszam na mojego Wattpada (https://www.wattpad.com/user/Veronieex), gdzie jestem o wiele częściej, mam więcej opowiadań i szybciej odpowiem na jakieś skargi/zażalenia/upomnienia. Nie wstydźcie się, ja nie gryzę. :)
Wydaję mi się, że to już wszystko. W razie czego - śmiało pytajcie, postaram się odpowiedzieć. Ale już wiecie, że żyję i nie porzuciłam "Niektóre rzeczy są kruche".
Do napisania,
Weronika.
Spokojnie ja zaczołem czytać dzisiaj i jestem już na tym rozdziale ponieważ opwiadanke jest ciekawe i bardzo dobrze mi się czyta. Czekam na następne rozdziały 😂😀👍
OdpowiedzUsuńOpowiadanie *
UsuńTrochę Cie tu nie było, ale fajnie że postanowiłaś dokończyć to :)
OdpowiedzUsuńBardzo sie cieszę, że jesteś.
OdpowiedzUsuńOby więcej !! :))
rok mija i nadal nic.
OdpowiedzUsuńTęsknię za tym opowiadaniem
OdpowiedzUsuń