Strony

poniedziałek, 18 listopada 2013

Rozdział III


Pierwszym pytaniem Kate kiedy przyszła do pokoju, było jakże przewidywalne ,,Czemu nie byłaś na zajęciach?”. To było tak oczywiste, że nawet nie pomyślałam, że przyda mi się jakieś alibi. Na szczęście udało mi się z tego jakoś wybrnąć. Przecież nie mogę jej powiedzieć, że nowy chłopak, który wydaje jej się bogiem może coś mieć za skórą. Nie, nie mogłabym jej tego zrobić. Starczy, że cierpi przez to, że musze mu pomóc z biologią.
Chwila, chwila. BINGO! Przycisnę go na korepetycjach. Dlaczego do razu na to nie wpadłam? Z mojej gonitwy myśli wygonił mnie głos Kate.
- Angie, dlaczego moje łóżko jest mokre? – zapytała, a troskę w jej oczach zobaczyłby nawet ślepy. Wiedziałam, że się martwi, bo ja zawsze panowałam nad żywiołem, choćby nie wiem, co.
- Oh…To przez ten ból głowy. Wiesz, że woda mnie uspakaja, więc bawiłam się nią, gdy nagle miałam jakieś mroczki przed oczami i straciłam panowanie. Przepraszam. – wydukałam na jednym wdechu.
 -Angie…Nie masz, za co przepraszać. Jeżeli mogę Ci jakoś pomóc to powiedz. Wiesz, że się martwię. – powiedziała.
I co tutaj powiedzieć? Że jest dobrze? Czy może, że jej bóg Damien to jakiś wróżbita albo demon.
Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam swój przy nudnawy monolog:
- Katie…Jest dobrze, to tylko chwilowy ból głowy. Jak każdy mogę poczuć się gorzej, jestem tylko człowiekiem. Wezmę jakąś tabletkę i zaraz poczuje się lepiej. Masz moje słowo, że pierwsza się dowiesz o jakiś niepokojących rzeczach. Myślę, że spacer dobrze mi zrobi.
- Mam iść z tobą? – zapytała znienacka, co było dziwne, bo Kate nigdy nie lubiła spacerów, chyba, że te w świetle księżyca za rączkę z księciem z bajki.
- Kate….- westchnęłam - Obie wiemy, że nie cierpisz spacerów. Nie idę się zabić tylko pooddychać świeżym powietrzem. Obiecuję, że za godzinę przyjdę. – powiedziałam, starając się zabrzmieć wiarygodnie. Podziałało i Kate dała mi spokój.
- Okej, idź. – powiedziała tylko i poszła do łazienki
Ruszyłam w stronę mojego miejsca. Do mojej świątyni. Bałam się, że ktoś będzie za mną szedł, ale wszyscy byli tak zajęci sobą, że nawet mnie nie zauważyli.
Kiedy byłam już bardzo blisko celu zauważyłam na nim coś białego. Podeszłam bliżej i zobaczyłam kartkę, na której było napisane:

18:15, biblioteka. Nie spóźnij się.
D.

Serce zabiło mi szybciej, kiedy przeczytałam te kilka krótkich słów. Sprawdziłam godzinę na wyświetlaczu telefonu i się przeraziłam…..Była 18:11. Zerwałam się na równe nogi i pobiegłam w stronę Akademii. W holu przystanęłam, aby złapać oddech i z gracją migrującej kaczki ruszyłam w stronę biblioteki, a mówiąc po ludzku doczołgałam się tam, gdyż moja kondycja fizyczna pozostawia wiele do życzenia. Skręciłam w lewo i zobaczyłam Go…Z nerwów miałam ochotę wymiotować, chociaż niczego nie jadłam poza płatkami na śniadanie. Weź się w garść, Tamblyn – pomyślałam.
Podniosłam głowę i jak najzgrabniej umiałam podeszłam do niego i zaczęłam mówić, bez okazywania jakichkolwiek uczuć:
- Do rzeczy. Co zmusiło cię do użycia szarych komórek, aby zanieść liścik, aż w tamto miejsce?
- Może tak zaczniemy od zwykłego ,,cześć”? – zapytał
- Już się widzieliśmy, nie ma sensu się powtarzać – odgryzłam się.
- Skoro tak uważasz. – wzruszył ramionami – Może wejdziemy do środka?
- Dobra, tylko się streszczaj. – rzuciłam sucho i wyminęłam go zamaszystym krokiem.
Usiedliśmy w rogu biblioteki, upewniwszy się, że nikt nas przez przypadek nie usłyszy. Szczerze mówiąc to on się upewniał, bo po mojej scenie pod pracownią biologiczną pewnie cały akademik huczy od tej, pełnej napięcia kłótni.  
- Masz jakieś pytania? – zaczął
- Oh, mam i to dużo, ale to TY chciałeś się spotkać, więc powiedz, co masz do powiedzenia, a potem ja się wysłowię. – rzuciłam lodowato
- Jesteś uparta, Angie – westchnął
- Nie nazywaj mnie tak. – wycedziłam – Prawo do zdrabniania mojego imienia mają tylko przyjaciele i rodzina, a Ty nie należysz do żadnej z tych grup.
- Czyżby? – uniósł znaczącą jedną brew
- Chcesz powiedzieć, że jesteś moim zaginionym przyrodnim bratem i mieszkałeś przez całe życie na farmie? – zapytałam sarkastycznie, odrobinę za głośno.
Za tak fantastyczną ripostę zostałam zgromiona wzrokiem przez jakiegoś studenta, który bez skutku próbował się uczyć na jakiś arcyważny egzamin.
- Skąd wiesz, że nie jestem przyjacielem? Nie dałaś mi szansy wyjaśnienia ci czegokolwiek. Może się okazać, że to Kate albo Andrew są wrogami, a nie przyjaciółmi. – powiedział spokojnie
- To są jakieś żarty tak? Chcesz mi wmówić, że najbliższe mi osoby są moimi wrogami, a ty jesteś moim jedynym przyjacielem, chociaż cię nie znam. – starałam się, aby ton mojego głosu nie zdradzał, jak bardzo jestem zdenerwowana.
- Podałem ich jako przykład…- nie zdążył dokończyć
- Kiepski przykład. Kiepskim faktem jest też to, że siedzę tutaj z kimś, kto nie chce mi nic powiedzieć i gada jak filozof lub bohater jakiejś książki.
Damien już nie wytrzymał i rzucił lodowatym, ale władczym głosem:
- Zacznę normalnie mówić, gdy siądziesz i przez 10 minut będziesz cicho.
Już miałam ochotę rzucić jakiś błyskotliwy tekst, ale chciałam się czegoś dowiedzieć, więc ciekawość zwyciężyła.
- Dobra. Mów. – powiedziałam i w tej samej chwili jak na jakieś zawołanie do biblioteki wpadła grupka studentek i dopadły nasz stolik. Gdyby mogły rozszarpałyby Damiena na strzępy.
Jakaś platynowa blondyna uderzyła mnie łokciem w twarzy, kiedy żywnie gestykulowała, a inna piękność stanęła mi swoją szpilką na stopie. Podniosłam się z krzesła i rzuciłam do Damiena ciche:
- Pogadamy jak będziesz bez obstawy.
Byłam święcie przekonana, że skinął mi głową, czego żadna z dziewczyn nie zauważyła.
Ruszyłam w stronę pokoju. Gdy stanęłam przed progiem poczułam zapach, który tak dobrze znałam i kochałam. Zapach magnolii, brzoskwini i orchidei, które tak dobrze komponowały się z piżmem. Tak, to te perfumy, które kupiłam jej na urodziny. Na ostatnie, zanim wyjechałam do Akademii. Nigdy nie sądziłam, że aż tak się rozkleję widząc własną mamę siedzącą na moim łóżku i uśmiechającą się do mnie.
- Cześć, Angie – powiedziała, a mi do oczu napłynęły łzy.
 _____________________________________________________________________________

Wiem, że krótko, ale mam nadzieje, że się Wam spodoba. Wytrzymajcie jeszcze troszkę i akacja się rozkręci :) Przynajmniej mam taką nadzieje...
Weronika

6 komentarzy:

  1. uwielbiam jak Angie (mogę używać zdrobnienia, prawda? Nie zaatakuje mnie wodą? :D) jest taka niedostępna w stosunku do Damiena. On jest bardzo szczery i bezpośredni i ciągle mnie zastanawia kim właściwie jest. A Angie po prostu jest sobą i nie ślini się na widok każdego przystojnego faceta, a to jest fajne :D A te laski latające za Damienem mnie rozśmieszają XD szczerze mu współczuję, że zawsze za nim łażą. :D No i co z tą matką Angie?
    jak chyba się domyślasz, będę starała się czytać jeden rozdział na dzień :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Angie moim mistrzem! Uwielbiam jej teksty. Nie będzie ją piękniś ustawiał po kątach. Trzeba mu się trochę dogryźć, a co. Jakaś odmian musi być, a nie tylko ochy i achy na jego widok. Teraz krótko, bo nie wiem co by tu jeszcze. Lecę dalej!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jej mama,ją odwiedziła?!Ciekawe o co,może chodzić :D Lecę dalej...

    OdpowiedzUsuń
  4. Ah te docinki Angie ♡ Skąd Damien Wow jak nazywają się przyjaciele Angie? No i ten przyjazd matki... interesujące!

    OdpowiedzUsuń