Bezszelestnie
zeszłam na dół i skierowałam się na salę gimnastyczną. W duchu modliłam się,
aby nikogo nie spotkać. Szłam blisko ściany, starając się nie rzucać w oczy,
gdyby ktoś tutaj był i mnie widział.
Szybko otworzyłam
drzwi prowadzące na korytarz, łączący salę, składzik oraz szatnie i w duchu
zaklęłam, kiedy zaskrzypiały. Wślizgnęłam się do środka i zamknęłam je,
krzywiąc się na ten nieprzyjemny dźwięk nie naoliwionych wrót.
Zrobiłam kilka
kroków i otworzyłam drugie drzwi na prawo, które prowadziły do składziku. Było
ciemno, więc zaczęłam błądzić ręką po ścianie, szukając włącznika światła.
Malutka żarówka zamigotała nad moją głową, a ja rozejrzałam się po
pomieszczeniu. Nie zmieniło się ani trochę, odkąd byłam tutaj ostatnim razem.
Bez ceregieli
wspięłam się na półkę, wiszącą na przeciwległej do drzwi, ścianie i otworzyłam
malutkie okienko. Podparłam się na rękach i przecisnęłam przez nie.
Pierwszy i ostatni
raz byłam tutaj z Damienem. Malutką polanę oświetlał tylko księżyc, co idealnie
współgrało z szumem otaczających drzew i bystrego potoku. Podeszłam do altany,
stojącej z boku i usiadłam na ławce, wyciągając przed siebie nogi. Uniosłam głowę,
wpatrując się w dach zabudowania i odetchnęłam świeżym powietrzem.
Chyba właśnie tego
potrzebowałam – dotlenienia. Wsłuchiwałam się w szum wody, który doskonale
współgrał z szelestem liści. Brzmiało to jak idealna muzyka, której żaden
kompozytor nie byłby w stanie zagrać. Gdzieś niedaleko mnie, na gałęzi
przysiadł jakiś ptaszek, ćwierkając coś pod nosem. Zapatrzyłam się w jego
stronę, całkowicie pochłonięta pieśnią, jaką wyśpiewywał.
- Dlaczego nie
śpisz?
Krzyknęłam przerażona, słysząc kogoś
za moimi plecami. Podskoczyłam ze strachu i straciłam równowagę, spadając z
ławki. Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. Miałam wrażenie, że mój mózg
podskakuje, próbując się zatrzymać. Nie tylko on ucierpiał wskutek
nieszczęśliwego wypadku. Chyba bardziej poturbował się mój tyłek. Jęknęłam z
bólu i spojrzałam z wyrzutem w zielone tęczówki przybysza.
- Dlaczego mnie straszysz, de
Winter? – spytałam, a on podał mi rękę, abym mogła wstać. Chwyciłam jego dłoń i
podniosłam się, rozmasowując obolałe części ciała.
- Masz coś na sumieniu – stwierdził,
siadając na ławce. Spojrzałam na niego pytająco i przeszłam na drugi koniec
altanki. Oparłam się o jedną z belek podtrzymujących całą konstrukcję i
schowałam ręce za plecy. – Nie wystraszyłabyś się, gdybyś nie narozrabiała. Mój
ojciec zawsze tak mówił.
- Po nim odziedziczyłeś ludowe
mądrości, jak koła na wodzie? – zapytałam opryskliwie, uśmiechając się wrednie.
- Nie, to twórczość własna.
- Wyprawa do miasta Szekspira
zainspirowała cię do poetyckiej wizji świata?
Chłopak się zaśmiał, odchylając
głowę.
- Za dużo kofeiny zainspirowało cię
do łażenia po nocach?
- Nie, natłok myśli – powiedziałam,
zanim zdążyłam ugryźć się w język.
Czasami mam ochotę
strzelić sobie pięścią w twarz za moje gadulstwo. Odwróciłam głowę, nie chcąc
na niego patrzeć. Czułam na sobie jego czujne spojrzenie, ale pomimo wszystko
nie miałam ochoty się odwracać. Nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy.
Chłopak chrząknął,
a ja nieznacznie drgnęłam.
- Nie wiem, czy cię to zainteresuje,
ale Courtney i Nina ostatnio nie pojawiają się na treningach.
Skubaniec. Wiedział, jak mnie
podejść. Ale pomimo jego zachowania, byłam mu odrobinę wdzięczna, że nie
poruszył tematu moich wędrówek.
Niechętnie
spojrzałam na niego i wywróciłam oczami.
- Nie pomyliłeś mnie z ich matką albo Selene?
To chyba jest ich fucha, nie moja.
Damien wzruszył ramionami.
- Wydawało mi się, że się
przyjaźnicie.
Prychnęłam.
- Może i jesteś mądry, ale za grosz
nie masz pojęcia o relacjach międzyludzkich. Żeby się z kimś przyjaźnić, trzeba
go poznać, a ja wiem tyle, co ty o tych dwóch. I co, przyjaźnisz się z nimi?
Westchnął głośno i
podniósł się z ławki. Zrobił kilka kroków w moją stronę, a ja odruchowo
chciałam się cofnąć. Zapomniałam, że za mną była tylko belka. Schowałam ręce za
siebie i uniosłam głowę, aby spojrzeć mu w oczy.
Staliśmy na tyle
blisko siebie, że słyszałam, jak bierze oddech. Prawie stykaliśmy się klatkami
piersiowymi. Nogi się pode mną uginały i żeby nie upaść, wbijałam sobie
paznokcie w skórę.
- Chciałbym cię lepiej poznać, ale
ty zawsze uciekasz – wyszeptał, nachylając się w moją stronę.
Poczułam w gardle
nieznośną gulę, stworzoną z natłoku wszystkich niewypowiedzianych słów i każdej
emocji. Tylko on potrafił wycisnąć ze mnie wszystko, niczym z gąbki. Jego widok
sprawiał, że miałam ochotę wyrzucić z siebie wszystko.
Nie da się w sobie
dusić wszystkiego w nieskończoność. Prędzej czy później w człowieku coś pęka i
załamuje się. Jego mechanizm obronny zaczyna kuleć.
- Nigdzie się teraz nie wybieram –
powiedziałam. Nie poznawałam własnego głosu. Był strasznie chrapliwy i wysoki.
Chłopak nieznacznie się uśmiechnął i
pokiwał głową.
- To dobrze.
W pewnym momencie,
kiedy wasza ochrona jest już na wyczerpaniu, wasz mózg nie pracuje tak jak
trzeba. Zaczynacie działaś pod wpływem chwili, nie myślicie co może stać się
potem. Nie przejmujecie się konsekwencjami swoich czynów.
Ja też nie
przejmowałam się niczym, kiedy wspięłam się na palce i pocałowałam de Wintera.
Na początku był zdezorientowany, ale po chwili objął mnie w talii i przyciągnął
do siebie. Zamknęłam oczy i oplotłam go rękami za szyję.
To nie był
delikatny pocałunek, ale do namiętnych także nie można go zaliczyć. To ten
rodzaj, kiedy nie do końca kontrolujesz swoje czyny, ale masz wystarczająco
dużo rozumu, aby nie posunąć się za daleko. Idealnie ze sobą współgraliśmy. W
tym duecie to ja byłam tym wybuchowym ogniwem, a on hamował mój zapał.
Oderwaliśmy się od
siebie, a ja natychmiast się cofnęłam, napierając plecami na belkę. Damien
złapał mnie za rękę i dotknął swoim czołem mojego. Oboje ciężko oddychaliśmy.
Tak. Będę tego
żałować. Ale to dopiero jutro.
***
- Dlaczego de
Winter szczerzy się do ciebie jak mysz do sera? – zapytała Bella, kiedy
siedziałyśmy rano w stołówce. Nachylałam się nad miską płatków i ukradkiem
zerknęłam w stronę bufetu.
Stał tam. I
patrzył w moją stronę. Zagryzłam wargę i udając, że niczego nie widziałam,
zabrałam się za jedzenie.
Wampirzyca westchnęła i oparła się
na krześle.
- Ja cię ostrzegałam.
Uniosłam brew i prychnęłam.
- Nigdy mnie przed nim nie
ostrzegałaś.
- Aha! – krzyknęła zwycięsko,
wyrzucając ręce w powietrzu. – Spotkaliście się wczoraj.
- To przestępstwo? – zapytałam nonszalancko,
zakładając ręce na piersi.
Wkopałam się w jej
chorą gierkę. Zaraz wyciśnie ze mnie wszystko, jak z gąbki. Mogłam się
domyślić, że nie zostawi tej sprawy w spokoju.
Zerknęłam na
pozostałych przy stoliku, którzy przyglądali nam się z zaciekawieniem. Posłałam
Jace’owi słaby uśmiech i pokręciłam głową.
- Doszukujesz się problemu tam,
gdzie go nie ma, Bells – powiedziałam, zanim dziewczyna zdążyła się odezwać.
- Dokładnie – poparł mnie Anioł. –
Pilnuj lepiej Patrica.
Odruchowo
spojrzałam na szatyna, który siedział przy swoim stoliku i rzucał się z jakimś chłopakiem
wędliną. Parsknęłam śmiechem i wróciłam do swojego śniadania.
- On potrzebuje niańki o mocnych
nerwach, która nauczy go, że jedzeniem się nie bawi – stwierdziła Wampirzyca.
- Przecież ty masz nerwy jak stal –
odparł uszczypliwie Jace.
- Żebym ci kiedyś tą stalą w łeb nie
musiała walnąć – odpyskowała mu, a wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. Na całe
szczęcie temat Damiena odszedł w niepamięć.
Niesamowite, wkońcu!!!! Po protu bomba. Nie mogę sie docekc kolejnego rodziału. Jestes niesmowitą pisarką. Troche sa za krotkie rodziały ale da sie wytrzymac. Ta historia zapier dech w piersiach. Albo ten komentarz belli jak Damoen sie usmiechal. Cieszd sie ze Angie go pocałowła. Niech teraz sie wspierają. Pomagają wytłumaczą wszystko. Czekam ze zniecierpliwieniem. I mm ndzieje ze w koncu wyjasnisz te wszystkie niescilosci ;)
OdpowiedzUsuńKocham tego bloga ♡♡♡♡
Łał... W końcu coś między nimi zaistaniało. Chcę tego więcej. Do następnego. Pozdr ;-)
OdpowiedzUsuńno wreszcie był buziak :) mam nadzieje że coś sie między nimi zacznie dziać :) już sie nie moge doczekac następnego rozdziału :)
OdpowiedzUsuńDzięki za rozdział ♥ strasznie długo na niego czekała, ale było warto :)
OdpowiedzUsuńHej! Mam nadzieję że nie będziesz zla że raz komentuje tu a raz na wattpadzie. Tam pod nickiem : fermata2
OdpowiedzUsuńRozdział super!
Jesteś nominowana do LBA
OdpowiedzUsuńWięcej u mnie
http://m0jedrugieja.blogspot.com/2015/07/lba3.html
Dziękuję!
OdpowiedzUsuńOgółem miałam skomentować zaraz po przeczytaniu, ale coś nie pykło i nie mogłam opublikować komentarza. Wybacz, że dopiero teraz, i nie mam już tego uczucia, jakie zwykle się miewa po przeczytaniu rozdziału, więc komentarz jest krótki i nie oddaje moich uczuć, ale pamiętam, że byłam bardzo zadowolona po jego przeczytaniu ;). Serio, to napięcie trwało zbyt długo, i choć nie mam pewności, czy to przypadkiem nie była tylko chwila słabości Angie, to myślę, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Z utęsknieniem czekam na następny, dobranoc :)
Nareszcie kolejny! Od nie dawna czytam twojego bloga i nie mogę się doczekać następnego rozdziału.
OdpowiedzUsuńA akcja w altance... oooooooooh... :3
Z niecierpliwością czekam na następny!
Pozdrawiam i życzę weny! :3
~Lumbi
Hej świetny rozdział ! Wreszcie między Angie a Damienem idzie wszystko w dobrym kierunku. Kiedy następny rozdział ? Szkoda bo dawno już nic nie wstawiałaś :(
OdpowiedzUsuń