- Zamknij się, Mason, albo obiję ci
facjatę – warknęła Wampirzyca, zaciskając ręce w pięści. Patrzyła na niego groźnie,
a chłopak udawał, że się boi i zasłonił twarz dłońmi.
- Zamknijcie się oboje – uciszyłam
ich, będąc już zmęczona tymi wiecznymi zaczepkami z ich strony.
- Popieram – odezwał się Damien,
stając za mną. Wzdrygnęłam się i odsunęłam od chłopaka, unikając spojrzeń
pozostałych. Brunet chrząknął i zerknął na pozostałych – Patrica, który
próbował zmierzwić włosy Belli, Evelin i Jace’a, którzy cicho ze sobą
rozmawiali oraz Courtney z Niną, siedzące jak najdalej od wszystkich.
O dziwo, pojawiły
się na zajęciach, kiedy Damien przeprowadził z nimi rzeczową rozmowę, z której
wynikało, że my także mamy w nich uczestniczyć. Ich Krąg. Nie miałam nawet
okazji zezłościć się na de Wintera, bo byłam zbyt zajęta odciąganiem Isabelle
od niego. Miała w oczach chęć mordu i z Jace’m ledwo daliśmy sobie z nią radę.
- Dziewczyny. – Damien zwrócił się w
stronę dwóch pół Anielic, które spojrzały na niego bykiem. – Zaczynamy zajęcia.
Westchnęłam i
usiadłam koło Belli, która w tamtym momencie kopnęła Patrica w piszczel. Szatyn
stęknął i dokuśtykał do de Wintera przy akompaniamencie złośliwego chichotu
Turner.
Ten trening to
była katastrofa. Dziewczyny nawet nie próbowały udawać, że się starają.
Wiedziałam, co jest tego przyczyną, ale umyślnie milczałam i udawałam, że nic
nie widzę.
- Patrząc na ogólne umiejętności
naszego Kręgu, mogę stwierdzić, że to Krąg ciot – powiedziała Isabelle, a ja
parsknęłam śmiechem.
- Mówisz jak Jessika.
- Ale ja ci nie zabiorę Damiena –
zauważyła, na co przewróciłam oczami.
- Ale chcesz go zabić.
Dziewczyna szturchnęła mnie łokciem
i udała oburzoną.
- To zupełnie inna kwestia.
- Jasne – prychnęłam. – Wiesz co,
zmieniłam zdanie. Niech go weźmie Jessika. Ona przynajmniej zabije go swoją
miłością.
Spojrzałyśmy na siebie
i zaczęłyśmy się śmiać, zwracając na siebie uwagę pozostałych. To po prostu było
silniejsze od nas; to ta część przyjaźni, kiedy dwie osoby patrzą na siebie i porozumiewają
się bez słów, ku ogólnemu zdziwieniu reszty.
- Helu się najadłyście? Macie głosy
jak wiewiórki przed mutacją – stwierdził Patric, patrząc na nas sceptycznie.
- Helu się nie je, pijawko – palnęła
Wampirzyca między salwami śmiechu. Komentarz Wampira tylko pogorszył sprawę, bo
jeszcze bardziej zaczęłyśmy się śmiać. Do tego stopnia, że rozbolał mnie
brzuch. Bella otarła łzę z kącika oka i wzięła głęboki oddech. – Dobra już,
dobra. Spokój. – powiedziała drżącym głosem.
Uspokoiłyśmy się i
już bez większych ekscesów przyglądałyśmy się poczynaniom Niny i Courtney. I
jeśli mam być szczera, wolałabym śmiać się z niczego z przyjaciółką, bo to było
bardziej ekscytujące od tego treningu.
***
- Z czego się
śmiałyście? – zapytał Damien, kiedy dopadł mnie na korytarzu. Złapał mnie za
nadgarstek i przyciągnął do siebie. Przyparł mnie do ściany, uniemożliwiając
ucieczkę.
- Z ciebie – odparłam z uśmiechem
triumfu na ustach. Chłopak parsknął śmiechem i pokręcił głową.
- Wyglądam jak wiewiórka przed
mutacją?
Teraz już oboje
się śmialiśmy. Kilka mijających nas osób, patrzyło na nas z zaciekawieniem, ale
nic sobie z tego nie robiliśmy.
To była nasza
chwila. Przez jakieś dziesięć sekund.
- Rany, idźcie do pokoju.
Zgromiłam wzrokiem
Patrica, który stał za Damienem razem z rozbawioną Bellą. De Winter odsunął się
ode mnie i odchrząknął, unikając wzroku tej dwójki. Postanowiłam się ulotnić, zanim
zaczną się niezręczne pytania.
Wyprostowałam się
i założyłam ręce na piersi.
- Goń się, wiewiórko.
***
- Przecież nie
mogła zniknąć – jęknęłam zrozpaczona, patrząc na pustą salę chorych. Mojej mamy
tutaj nie było. Nic nawet nie wskazywało, że kiedykolwiek tu przebywała. Jej łóżko
było nienagannie posłane, a szafka nocna pusta. Żadnej szklanki czy czasopisma,
w którym do znudzenia się zaczytywała.
- Spokojnie, Jace poszedł już po Meg
– powiedziała pocieszająco Evelin, głaszcząc mnie po ramieniu. Oboje przyszli tu
razem ze mną po kolacji, kiedy Bella gdzieś zniknęła.
Sekundę potem koło
nas zmaterializowała się niska, rudowłosa kobieta, uśmiechając się szeroko.
Złapała się pod boki i spojrzała na mnie z rozbawieniem.
- Twoja mama czuje się już lepiej i
Cecile umieściła ją w jednym z pokoi dla gości. Bez obaw, kruszyno, nigdzie nie
uciekła.
Odetchnęłam z niewyobrażalną
ulgą, aczkolwiek nadal nie byłam niczego pewna. Grzecznie jej podziękowałam i
wyszłam z pomieszczenia wraz z dwójką Aniołów. Byłam niespokojna, nie wiedząc o
miejscu jej pobytu. Od czasu jej porwania byłam bardzo przewrażliwiona i wolałam
mieć stuprocentową pewność, że wszystko z nią w porządku. Jak najszybciej chciałam
znaleźć się obok niej.
- Gdzie są te pokoje? – zapytałam,
patrząc w konsternacji na Jace’a.
Chłopak machnął niedbale ręką w głąb
korytarza, a ja prychnęłam.
- Na przewodnika się nie nadajesz.
Blondyn wyszczerzył zęby w uśmiechu
i złapał mnie po ramię.
- Chodź, niedoczekańcu. Bo zaraz ty
dostaniesz skrzydeł.
Nie wiem, jak on
odnalazł wśród tego gąszczu pokoi ten właściwy. Ale udało mu się to za
pierwszym podejściem. Stanęłam przed drzwiami z numerem 30 i zawahałam się. Nie
wiedziałam, czy zapukać czy po prostu wejść, jak do siebie. Odwróciłam się, aby
poradzić się tej dwójki, ale ich już nie było.
Raz kozie śmierć.
To tylko moja mama.
Wzięłam głęboki
oddech i położyłam rękę na klamce, kiedy usłyszałam głosy. W pierwszym odruchu
chciałam odejść, ale postanowiłam trochę poszpiegować. Teraz każda informacja
jest cenna.
- Powinnaś była jej powiedzieć,
Danielle.
Moja mama. Oraz jakiś
cholernie znajomy i irytujący głos.
- Ona odkryje prawdę prędzej czy
później i straci do nas zaufanie.
Widzę, że mamy do czynienia z geniuszem
pierwszego stopnia stwierdził kąśliwie Upierdliwiec, a ja wywróciłam
oczami, przyznając mu jednak racje.
Ja już zaczęłam ją
odkrywać, ale nie od tej strony, co trzeba.
- Nie potrafię jej o tym powiedzieć
– odezwała się moja matka drżącym głosem.
- To ją zabije, Danielle.
- Nie zwalaj całej winy na mnie! –
krzyknęła, a ja usłyszałam, jak ktoś zbliża się do drzwi i naciska na klamkę.
Odsunęłam się i
najciszej jak potrafiłam, pobiegłam na schody. W tempie zawodowego biegacza znalazłam
się w swoim pokoju i usiadłam przy biurku, spoglądając tępo przed siebie.
Ja już nic nie
rozumiałam. Wszyscy coś przede mną ukrywali, uważając, że tak będzie lepiej.
Albo twierdząc, że to niebezpieczne.
Ja nie jestem
kruchym jajkiem, z którym należy obchodzić się ostrożnie, bo może pęknąć.
Widziałam więcej, niż oni myśleli.
I wiem więcej, niż
im się wydaje.
A skoro nie chcą
mi o niczym powiedzieć, sama się tego dowiem.
Świetny rozdział. Czy to już koniec słodkich chwil między naszymi gołąbeczkami? Co ukrywa jej matka i ten facet? Do następnego. Pozdr ;-)
OdpowiedzUsuńAwwww, ten rozdział jest po prostu wspaniały. Chociaż krótki. Kocham te wampirki. W ogóle coś mnie ostatnio zastanawiało odnośnie tej historii i wysnułam pewną teorię. Na wypadek, gdyby znalazł się tu jeszcze jakiś wariat poza mną, który czyta komentarze innych, wolę się nią z nikim nie dzielić, bo zepsułabym niespodziankę pozostałym czytelnikom, jeśli okazałaby się trafna c; .
OdpowiedzUsuńDzięki za rozdział, Pozdrawiam ;)
Genialny !!! Czekam na nexta ❤Jula
OdpowiedzUsuńSuper rozdział!! Szkoda, ze taki krótki, ale no trudno. Czekam na kolejny równie genialny <3
OdpowiedzUsuńsuper czekam na next :)
OdpowiedzUsuń