Strony

piątek, 15 maja 2015

Rozdział XI

   - Ona po prostu pokłada w nas nadzieję, co w tym złego? – zapytał Jace, siadając przy stoliku.
Skończyliśmy zajęcia z Damienem. Status na chwilę obecną: żadnych strat w ludziach, lekko uszkodzone nerwy de Wintera, któremu dogryzała Bella i boląca przepona Masona, który śmiał się z naszych nieudolnych prób napełnienia ostrza Żywiołami.
- Nadzieja matką głupich. – odparła z przekąsem Wampirzyca.
Nie rozumiem, czego Cecile się spodziewała. Za cholerę nie umiałam napełnić tego żelastwa Żywiołem. Nikt nie umiał. Marny trud i strata czasu.
- Z takim podejściem, nigdy tego nie dokonasz, Bells. – dopowiedziała Evelin.
Isabelle sapnęła.
- A wy to niby, co robicie?
- My to inna bajka. – uciął krótko Anioł.
Bella już otwierała buzię, aby coś powiedzieć, ale uciszyłam ją ruchem dłoni.
- Jak nie chcesz im narobić większych problemów, to siedź cicho. – syknęłam.
Dziewczyna spojrzała na mnie i kiwnęła głową na znak, że rozumie.
Jest środa. Mam jeszcze dwa dni, aby obmyślić plan działania. Nie mogą zabrać stąd Evelin i Jace’a.
- Jak z Courtney? – zapytałam Ninę, odwracając uwagę wszystkich.
- Powiedziała, że czuje się lepiej. – mruknęła i zaczęła dłubać widelcem w sałatce.
- A jak z mamą? – wtrąciła Bella.
- W porządku. – odparłam, patrząc w oczy przyjaciółce.
Nie kłamałam. Moja rodzicielka wyglądała dobrze i zachowywała się normalnie. Jakimś cudem Wygnańcy ją oszczędzili. I bardzo dobrze.
- Tak w ogóle, to co to za facet, który z nami przyjechał? – spytała Wampirzyca pozostałych.
Anioł wzruszył ramionami.
- Nie wiemy. Kiedy znaleźliśmy mamę Angie, on był razem z nią. Uparła się, że mamy go stąd wydostać za wszelką cenę.
Łyżka z owsianką, którą kierowałam do buzi, zatrzymała się w połowie drogi, kiedy usłyszałam odpowiedź chłopaka. Odłożyłam ją na miejsce i spojrzałam na niego ze zdziwieniem.
- Moja mama… co? – zapytałam z lekkim niedowierzaniem.
Tak lekkim, jak dwie ciężarówki parsknął Upierdliwiec.
Jak uroczo mieć go znowu przy sobie.
Jace pokręcił głową.
- Nie wiem, Angie. Przekazuję tylko to, co sam usłyszałem. I tak musielibyśmy zabrać tego gościa, ale reakcja twojej mamy była, co najmniej, dziwna.
- Nie wydaję mi się. – zaprzeczyła Isabelle, zwracając na siebie naszą uwagę. – No, co? – spytała z wyrzutem, rzucając okiem na każdego z nas. – To mama naszej Angie, tak? A jaka jest jej córka? Nadstawia karku dla wszystkich. Niedaleko pada jabłko od jabłoni.
- Coś w tym jest. – poparła ją Evelin, kiwając głową.
Nie odezwałam się. Znałam swoją mamę lepiej, niż oni. I wiedziałam, jaka jest. Nie była altruistką. Znaczy, owszem, kiedy widziała bezdomnego, zawsze wcisnęła mu parę groszy w rękę, a nad psią przybłędą mogła rozczulać się dwie godziny, ale raczej nie była skora, aż do takiej walki o życie obcego człowieka. Zwłaszcza, kiedy w grę wchodziło jej własne.
Coś jest na rzeczy.

***

- Zaczekaj, wyścigówko! – usłyszałam krzyk z drugiego końca korytarza. Odwróciłam się i stanęłam w miejscu, czekając, aż Kate i Andrew do mnie dołączą.
- Wiedziałam, że wyprawiasz cuda z Wodą, ale nie sądziłam, że dostałaś jakiś motorek w tyłku. – powiedziała z lekką zadyszką blondynka.
Razem z Andy’m wybuchliśmy niepohamowanym śmiechem. Dopiero, kiedy przyjaciółka szturchnęła mnie łokciem w brzuch, opanowałam się. Przetarłam wierzchem dłoni oczy, które zaczęły mi łzawić od nadmiaru emocji.
- Coś się stało? – spytałam, lekko zachrypnięta.
- Czy musi się coś stać, żeby się z tobą zobaczyć? – zapytał z wyrzutem chłopak, a ja pokręciłam głową. – No, więc właśnie. Chcemy spędzić z tobą trochę czasu, dopóki go jeszcze mamy.
Moje serce zaczęło bić jak szalone. Obawiałam się najgorszego.
- Zabierają was do Milczących? – spytałam, śmiertelnie poważnym tonem, a Andrew spojrzał na mnie jak na skończoną idiotkę.
- O czym ty bredzisz? – zmarszczył brwi.
Mogę się spytać o to samo, Einsteinie.
- Jemu chodzi o to, że cały czas masz jakieś treningi i misje i nie ma cię całymi dniami. – wtrąciła szybko Katharine. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że wstrzymuję oddech, dopóki głośno go nie wypuściłam z płuc.
Przebywanie z nimi może doprowadzić człowieka do zawału, naprawdę.

***

- Nie, to nie było tak! – krzyknęła oburzona Kate, zakładając ręce na piersi.
- Tak, tak było! – odkrzyknął Adrew, parodiując blondynkę.
Pokręciłam ze śmiechem głową.
Brakowało mi tego; tej beztroskości i ciągłych wygłupów. Brakowało mi czasu, który spędzałam tylko z przyjaciółmi, nie myśląc o nieprzyjemnych sprawach. Przez chwile żyłam w chmurach, nie przejmując się grawitacją. Byłam wolna. Chciałabym, żeby było tak zawsze.
Od kilkunastu minut siedzieliśmy na dziedzińcu, przy fontannie i kupidynku. Co jakiś czas mijały nas różne osoby; część z nich podchodziła i witała się, głównie ze mną i zabawiała niezobowiązującą rozmową. Niektórzy w Domu Żywiołów byli naprawdę w porządku wobec mnie i chętnie z nimi przebywałam. Osoby pokroju Jessiki Prince starałam się omijać szerokim łukiem.
- Jak lekcje z Panem Wyniosłym? – spytał chłopak, wyrywając mnie z zadumy.
Czar prysł. Przebywanie z nim w jednym pomieszczeniu lub myślenie albo rozmowy o nim działały na mnie, jak płachta na byka. De Winter był dla mnie tematem tabu i wolałam go nie poruszać.
- A jakie mogłyby być? – zapytałam, z lekkim jadem w głosie.
Andy westchnął.
- Wiesz, że bunt w tym wypadku ci nie pomoże, prawda?
Kiwnęłam głowom.
Oczywiście, że o tym wiedziałam. Nie byłam, aż taką idiotką. Chciałam jak najszybciej odbębnić swoje i uwolnić się od bruneta.
- Ja to wiem, ty to wiesz, ale pozostali raczej nie są skorzy do współpracy. – odparłam.
- No, ale jesteś ich władcą, tak? Zmuś ich. – wzruszył ramionami.
Parsknęłam śmiechem. Dla niego wszystko było takie prostej, jak dwa plus dwa. Sęk w tym, że ja nie nadawałam się na ich Przywódcę. Nie nadawałam się na nikogo, kto mógłby nimi pokierować. Nie chcę nimi rządzić. Wolałabym, abyśmy grali w jednej drużynie, ale chyba nie posiadam takiej mocy, aby przekonać ich do swoich racji.
- Mylisz Przywódcę Kręgu z Kim Dzong Unem. – odpowiedziałam
- Moim zdaniem, oboje przesadzacie. – wtrąciła Kate. Oboje spojrzeliśmy na nią pytająco, a ona westchnęła. – Niby co wy macie do Damiena? Wydaje się całkiem w porządku.
Andrew cmoknął z dezaprobatą.
- Przemawiają przez ciebie hormony, skarbie.
Dziewczyna sapnęła.
- Nie prawda!
- Zaprzeczaj ile chcesz, ale prawda jest taka, że on zachowuje się jak pan i władca, ty na niego lecisz, a ja i Angie go nie lubimy. – powiedział.
- Na nikogo nie lecę. – zaprzeczyła – Wyglądam na jakiegoś latawca?
- Wyglądasz na dziewczynę, która szuka księcia z bajki. – odparł spokojnie, kładąc jej rękę na ramieniu.  
Katharine chciała się odgryźć, ale ją uprzedziłam.
- I znajdziesz swojego królewicza. – dodałam łagodnie, a blondynka uśmiechnęła się promiennie. – Ale nie szukaj go wśród osób, które za jednym zamachem mogą wywołać burzę lub spalić cały las. Zasługujesz na coś lepszego.
- Dzięki, Angie. Ty umiesz pocieszyć człowieka. – odpowiedziała. – Nie to, co niektórzy. – dodała, patrząc z wyrzutem na przyjaciela.
Kochałam tę dwójkę; są moją rodziną, ale od jakiegoś czasu, zaczęłam im zazdrościć. Oni nie musieli o wszystko walczyć, a gdy poszukiwali jakiejś odpowiedzi – otrzymywali ją. Jak na razie, ktoś z góry, w dodatku mało uprzejmy, rzuca mi pod nogi same kłody, o które się potykam. Czekam tylko na moment, w którym się wywrócę i już nie wstanę.

12 komentarzy:

  1. Super rozdział! Ale śmiesznie musiał wyglądać ten trening. Normalnie jak go sobie wyobrażam to nie mogę przestać się śmiać. Czyżby mamę Angie łączyło coś z tym mężczyzną? Zaciekawiłaś mnie i to bardzo. Co do reszty genialnie! Ty raczej dobrze wiesz, że strasznie chciałabym żeby Angie była z Damienem. Ogółem więcej sytuacji z nimi w roli głównej poprosiłabym :) czekam na next i do zobaczenia!

    OdpowiedzUsuń
  2. "- Przemawiają przez ciebie hormony, skarbie."
    Nie mogę! Ten tekst jest piękny :D .
    Zaczynam się zastanawiać, czy ktoś z komentatorów pod poprzednim postem nie miał przypadkiem racji, i czy faktycznie ten mężczyzna jest... ech, nieważne :D .
    Popieram Kejt! Damien nie jest taki zły :D !
    Ej, co dziwne, to ja zawsze byłam tą, którą wkurzały te wszystkie komentarze "Oni muszą być razem!", a tu nagle... zaczęłam do niego parać sympatią. W sensie, tak do Damiena.
    Co się stało? Co się zmieniło?
    Martwię się. O Evelin i Jace'a. Ale wszystko się ułoży, prawda?
    Pozdrawiam i życzę weny,
    anonim

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo sie cieszę ze jest kolejny rozdział bo juz nie umiałam sie doczekać tak jak i teraz nie umiem się doczekać kolejnego :) Rozdział jak zwykle genialny... Pisz dalej, dalej i dalej... :D masz wiernych fanów których nie możesz zawieść (mimo ze często nie zostawiają kom) mam nadzieje ze niedługo się dowiem kim ten mężczyzna jest dla Angie :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział :). Czyżby ten facet był ojcem Angel????

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Super rozdział! Czekam na jest :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Troszkę krótki rozdział, ale i tak genialny :-D

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej, hej rozdział super :D czyżby domniemany tajemniczy mężczyzna był ojcem Angie? Haha Twoje tekst są fajne i śmieszne :)
    Pozdrawiam i czekam na następny
    Twoja ukochana wredotka
    ~Asteria Delos

    OdpowiedzUsuń
  9. Kiedy następny rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  10. świetny rozdział , czekam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń