Stanęłam przed
drzwiami i wzięłam głęboki oddech. Będę go po prostu ignorować. Nacisnęłam na
klamkę, przywitałam się z pielęgniarką i ostrożnie zajrzałam do sali chorych.
Courtney leżała
tyłem do mnie, możliwe, że spała. Usłyszałam cichy chichot i odwróciłam głowę.
Moja mama rozmawiała z Lockwoordem, zasłaniając usta dłonią. Zachowywała się
jak flirtująca nastolatka. Mężczyzna uśmiechał się szeroko, ukazując szereg
białych zębów. Mimowolnie, zacisnęłam rękę w pięść.
Ten facet był
dziwny i tajemniczy. A wszystko, co jest nieznane – jest niebezpieczne.
Chrząknęłam
znacząco, tym samym zwracając na siebie uwagę rozbawionej dwójki.
- Cześć, skarbie –
powiedziała moja mama, uśmiechając się do mnie. Odwzajemniłam ten gest i
niepewnie podeszłam do jej łóżka. – Rick opowiadał mi o swojej pracy w biurze
podróży. – wyjaśniła, jakby przeczuwała, że zastanawiam się, co ją tak
rozbawiło.
Niechętnie
spojrzałam na mężczyznę i zapytałam:
- Pan jest człowiekiem?
Mężczyzna odkaszlnął i poprawił się
na łóżku.
- Czuję się jak śmiertelnik, ale z
biologicznego punktu widzenia nim nie jestem.
Wywróciłam oczami.
- Z biologicznego punktu widzenia,
nie istnieje rasa Wampirów i Aniołów.
Lockwoord spojrzał
na mnie cwanie i bacznie mnie obserwował przez kilka chwil. Nie zostałam mu
dłużna i również bezczelnie lustrowałam go wzrokiem.
Miłości z tego nie będzie skwitował
Upierdliwiec, a ja cicho sapnęłam.
- Jak było na zajęciach? – spytała
mama, przerywając niezręczną sytuację. Odwróciłam się do niej i wzruszyłam
ramionami.
- Jakoś.
- Był tutaj dzisiaj Andrew i mówił,
że masz korepetycje z Damienem.
Papla. Zatłukę go.
- Coś w tym stylu – odparłam
wymijająco.
Błagam, niech ona nie drąży tematu.
- Z jakiej dziedziny są te zajęcia?
– usłyszałam pytanie i zacisnęłam szczękę.
Powoli odwróciłam
się w stronę podsłuchującego mężczyzny i zgromiłam go wzrokiem.
- Z dziedziny magii – wysyczałam.
- Angie! – upomniała mnie
rodzicielka, ale nie poświeciłam temu zbytniej uwagi.
Lockwoord zmrużył
oczy i otworzył usta, aby coś odpowiedzieć, ale w tym samym momencie, drzwi
ponownie się otworzyły i do pomieszczenia wbiegł zziajany Patric. Chłopak oparł
ręce na biodrach i spojrzał na mnie, przerażony.
- Madame – powiedział, patrząc na
moją mamę. – Sir – dodał, kiwając głową w stronę mężczyzny. – Bardzo
przepraszam za zakłócenia, ale jest pewien problem i jest w niego zamieszana
państwa córka.
Sapnęłam. Jakiego
„państwa”? Chciałam właśnie poruszyć tę kwestię, kiedy drzwi znowu się
otworzyły, a ktoś z impetem wpadł na Masona.
- Jak łazisz, pijawko! – usłyszałam
pisk i szerzej otworzyłam oczy ze zdziwienia.
Co tu, do cholery,
robi Jessika?
- Przyszedłem po Angie – odparł
Wampir, a blondynka parsknęła.
- Ona nie potrzebuje specjalnego
zaproszenia, więc daruj sobie te ceremonie wstępne.
- Powie mi ktoś, o co chodzi? –
wtrąciłam, patrząc na tę dwójkę pytająco.
Prince spojrzała na mnie z
politowaniem i założyła ręce na piersi.
- O twój chory Krąg, a niby o co?
- Co z nim nie tak? – spytała moja
przerażona rodzicielka.
- Mamy problem z nową – odparł
Patric, patrząc na mnie porozumiewawczo.
- I jeżeli byłabyś łaska ogarnąć
swoje przedszkole, wszyscy byliby zadowoleni – dodała Jessika, uśmiechając się
sztucznie.
Podniosłam się z
krzesła i podeszłam do kolegi. Kiwnęłam na pożegnanie mamie, po czym odwróciłam
się w stronę dziewczyny i odwzajemniłam uśmiech.
- Ty nigdy nie będziesz z niczego
zadowolona – powiedziałam i wyszłam. Usłyszałam za sobą ciche parsknięcie i
uniosłam wysoko głowę. Tę potyczkę wygrałam ja.
Wyszłam na
korytarz, gdzie spotkałam zdenerwowanego Jace’a. Podeszłam do niego.
- Co się stało? – zapytałam, łapiąc
go za ramię.
- Nina gdzieś zniknęła – odparł
zmęczonym głosem.
Poczułam się
głupio. Nigdy nie zapytałam ich, jak się czują. Czy wszystko w porządku. Co u
nich. Jak im się żyje. Nic, zero. Wiecznie narzekałam, że to ja mam źle, ale
prawda jest taka, że oni siedzą w tym wszystkim ze mną i także mają prawo mieć
tego dosyć. Ale ja widziałam tylko czubek własnego nosa. Naprawdę, cudowna ze
mnie przyjaciółka.
Uśmiechnęłam się
do przyjaciela i ścisnęłam go za ramię.
- Jak tylko opanujemy ten bajzel,
załatwię tobie i Evelin tropikalne wakacje, słowo. Nawet jeżeli miałabym na
dziedzińcu zrobić plaże i Morze Adriatyckie.
Jace zaśmiał się cicho.
- Wystarczy, jak będziemy mogli się
wyspać.
Pokiwałam głową.
- Załatwione - odparłam i chciałam
już odejść, aby zacząć poszukiwania Niny, gdy nagle poczułam pulsowanie w
głowie. Złapałam się za nią i pod wpływem kolejnej fali silnego bólu, cofnęłam
do tyłu, uderzając o ścianę.
- Angie?! – usłyszałam
zaniepokojonego Anioła, ale nie zdążyłam odpowiedzieć. Obraz przed oczami mi
się zamazał, a moim ciałem wstrząsnęły dreszcze. Czułam, jakby coś mnie
pochłaniało i nie mogłam z tym nic zrobić. Zrobiło mi się ciemno przed oczami.
***
Poczułam powiew chłodnego wiatru i rozejrzałam
się, gdzie jestem. Widziałam czubki drzew. Zrobiłam dwa kroki do przodu i
napotkałam krawędź. Spojrzałam w dół i wydałam zduszony jęk. Stałam na dachu
budynku. Ostrożnie zerknęłam w dół i rozpoznałam posąg kupidyna.
Dobra, przynajmniej wiem, gdzie mnie
wywiało. Tylko, co do cholery, robię na dachu
Domu
Żywiołów? Cofnęłam się do tyłu i odwróciłam.
Kolejny szok. Na środku dachu stała Nina i
przyglądała się czemuś w oddali.
- Nina? – odezwałam się, ale dziewczyna mnie
nie usłyszała. – Nina! – krzyknęłam, ale to także nic nie dało. Zupełnie,
jakbym znajdowała się w szklanej bańce, która nie przepuszcza żadnych dźwięków.
Chciałam zrobić krok do przodu i podejść do
niej, ale napotkałam jakąś niewidzialną barierę. Wysunęłam rękę do przodu i
napotkałam niewidzialną ścianę.
Chyba tak to mogę nazwać.
Przeszłam kawałek wzdłuż niej, licząc, że
gdzieś się skończy. Przeliczyłam się. Niewidzialny mur odgradzał mnie od
dziewczyny, która zdawała się mnie nie zauważać.
Nabrałam powietrza w płuca, chcąc krzyknąć
ten ostatni raz, ale zanim to zrobiłam, poczułam zawroty głowy, a potem zrobiło
mi się ciemno przed oczami.
***
- Co z nią? –
usłyszałam niewyraźny głos. Najprawdopodobniej męski.
- Nie wiem, chyba zemdlała –
odpowiedziała druga osoba. Także mężczyzna.
- Może się odchudza? No wiecie,
zdrowe odżywianko, tylko tysiąc kilokalorii, a głód zapija wodą źródlaną.
Słysząc insynuacje
Patrica, otworzyłam oczy i napotkałam wzrok Damiena.
- Nie jestem anorektyczką –
odpowiedziałam Masonowi
- Każda tak mówi, a potem zaczynają
się omdlenia. – prychnął.
- To nie było… - zaczęłam, ale
ugryzłam się w język.
Ja nie wiem, co to
było. Nie umiem tego wyjaśnić w żaden, normalny sposób, więc raczej nie
powinnam się tym chwalić.
- Więc co? – spytał Jace, stając
przede mną.
Westchnęłam. Byłam między młotem, a
kowadłem. Miałam ich nie martwić, więc raczej nie powinnam ich informować o
jakiś dziwnych snach. Przepowiedniach. Cokolwiek to było.
- Omdlenie – mruknęłam, spuszczając
głowę. Ktoś głośno wciągnął powietrze. – Mieliśmy szukać Niny, tak? – spytałam,
szybko zmieniając temat.
Cała trójka zgodnie pokiwała
głowami.
- Ja i Jace przeszukamy górę, a wy
zajmijcie się…czymkolwiek – zarządziłam i pociągnęłam za sobą chłopaka.
Szybko wbiegłam po
schodach, pragnąc jak najszybciej zniknąć z zasięgu słuchu Patrica i Damiena.
Jace biegł za mną. Stanęłam na piętrze, gdzie znajdował się mój pokój i
odwróciłam się w stronę Anioła.
- Jak da się wejść na dach budynku?
– zapytałam, a on spojrzał na mnie z niepokojem. Przez kilka chwil milczał i
bacznie mnie obserwował. W końcu dał za wygraną i głośno westchnął.
- Chodź.
Weszliśmy jeszcze
dwa piętra wyżej i stanęliśmy przed drzwiami, które znajdowały się na końcu
korytarza. Chłopak je otworzył i przepuścił mnie w drzwiach.
- Tu jest drabina – powiedział,
wskazując na środek pomieszczenia. – Nią wejdziesz na dach. Ja zostanę tutaj.
Pokiwałam w
zamyśleniu głową i szybko wspięłam się po szczeblach na samą górę, po czym
otworzyłam klapę, która odgradzała mnie od dachu. Wdrapałam się na niego i
wyprostowałam się, a chłody powie wiatru otulił moją twarz.
To jakaś paranoja.
Genialny rozdział i jak zwykle po małym występku Angie? Damien! Kocham ich normalnie tylko więcej dialogów między tą dwójką proszę. co do tego omdlenia..czyżby wizja? Czyżby Nina chciała sobie coś zrobić? Czekam z niecierpliwością na nexta!
OdpowiedzUsuńCudnie! ♡ Tęsknie za Damienem ): Pisz dalej, bo dobrze ci to wychodzi :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Luna :D
EJ!
OdpowiedzUsuńJa Ci dam kończyć w takim momencie!
Kocham ten rozdział, serio.
"Państwa" córka. Oretyretyrety.
"I jeżeli byłabyś łaska ogarnąć swoje przedszkole" - trochę brakowało mi tych kłótni z Jessicą. Wiesz, ale nie bardziej, niż wymiany zdań pomiędzy Masonem a Bells ;) .
Cieszę się, że rozdział jest, ale chyba wciągnęłaś mnie ZA BARDZO. Teraz nie będę mogła się skupić na niczym do następnego rozdziału XP.
Ale i tak to kocham.
Wracaj szybciutko z następnym rozdziałem.
Pozdrawiam, życzę weny, dobrej herbaty, czy czego tam jeszcze sobie zażyczysz.
Świetny rozdział. Masz super pomysły na akcje. Jestem ciekawa co Nina chce zrobić i czy faktycznie jest na dachu. Brakuje mi tych chwil pomiędzy Angie i Damienem. Weny i do następnego. Pozdr ;-)
OdpowiedzUsuńDzięki za ten rozdział! <3
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, uwielbiam jak coś się dzieje, dowiadujemy się nowych rzeczy , oby tak dalej <3
OdpowiedzUsuńA tak w ogóle, czemu ostatnio nie dodajesz własnych dopisków pod koniec rozdziału? Lubię wiedzieć, co tam u Ciebie XD.
OdpowiedzUsuńWiedziałam, wiedziałam, wiedziałam! To jednak jej ojciec! Chyba ze nas wkrecasz.... Więcej Damiena :3 Heh magiczny tatuaż, dający wizję.. Hmmm ciekawie
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na następny
Twoja ukochana wredotka
~Asteria Delos
Hej !!!!!!!!!!!!! dlaczego kończysz w takim momencie !!!!!!!!!!!!! to bardzo nieładnie tak trzymać nas w niepewności czytam ten rozdział już 4 raz i jeszcze nie mogę w to uwierzyć ! ale robi się to coraz bardziej zajebiste !:D TO JEST JEJ OJCIEC wydaje mi się taka ciapa :D ale on nie powinien być wampirem? i to takim ważnym ?
OdpowiedzUsuńMusisz to dokończyć i co do cho***y jasnej dzieje się na tym dachu??????????????????????
nikt nigdzie nie potwierdził, że to jej ojciec i zaznaczył on, że nie jest człowiekiem, wystarczy uważnie czytać :)
Usuń