wtorek, 19 listopada 2013

Rozdział IV


Sprawa mojej rodziny ma się następująco. Jestem jedynaczką, a przez całe moje krótkie życie wychowywała mnie mama. Rodzicielka zawsze powtarzała, że ojciec odszedł, kiedy była ze mną w 7 miesiącu ciąży.
Nie widziałam go nigdy na oczy. Raz na 12 urodziny przysłał mi kartkę z życzeniami, ale przechodziłam wtedy okres buntu i wyrzuciłam ją do śmieci.
Mama nigdy nie związała się z nikim ponownie i wydaje mi się, że to była najlepsza decyzja, mimo, że kilka razy przyłapałam ją na płaczu. Kiedy pytałam ,,Co się stało?”, mówiła, że tęskni za ojcem, a ja wtedy siadałam jej na kolanach i mówiłam, że wszystko się ułoży. Taka zamiana ról na chwile. Wtedy to ja byłam matką, a ona córką.
- Cześć, mamusiu – wyszeptałam i rzuciłam jej się w ramiona. – Co tu robisz?
- Przyjechałam Cię odwiedzić, chyba mogę? – zapytała z uśmiechem
- Oczywiście, że możesz! Na ile zostajesz? – spytałam
- Na kilka godziny, nie mogę dłużej. A teraz zabieram ciebie i Kate na kolacje. Przygotuj się, ja zaczekam.
- Jak miło. – odparłam i po chwili stwierdziłam, że nigdzie nie ma mojej przyjaciółki – A gdzie Kate?
Dokładnie w tej samej chwili z łazienki wyszła Kate i jak zwykle wyglądała zabójczo w purpurowej sukience bez ramiączek i pasujących do sukni, czarnych sandałkach na koturnie.
- I co my z tobą zrobimy, Angie? – zapytała ze śmiechem, po czym sięgnęła za siebie po czarną torbę z nieznaną mi zawartością. – Załóż to, tylko się pośpiesz. – powiedziała.
Posłusznie poszłam do łazienki i założyłam na siebie białą, zwiewną sukienkę na cienkich ramiączkach. Jeżeli dobrze się przyjrzy to widać na materiale drobny wzór kwiatowy. Kate nie zapomniała o niczym. W owej torbie były również białe balerinki z kokardką na czubkach i biała kopertówka. I kto by pomyślał, że idę tylko na kolacje z mamą i przyjaciółką? Wyglądałam jakbym szła na rozdanie Oscarów.
Zeszłyśmy razem na parking i wsiadłyśmy do czerwonego SUV’a, którego mama kupiła rok temu.
- Dokąd dokładnie jedziemy? – zapytałam
- Zobaczysz – powiedziała mama i uśmiechnęła się – Spodoba ci się tam.
Mruknęłam coś pod nosem, po czym zwróciłam się w stronę szyby. Tak zapatrzyłam się w widok za oknem, że nie zauważyłam, kiedy dojechaliśmy na miejsce.
Nie był to żaden Mc’Donald (zresztą Kate nie wystroiłaby się, aby zjeść hamburgera i popić go colą), ani inny bar szybkiej obsługi. Zresztą mogłam się spodziewać, że gdy te dwie kobiety coś wymyślą to będzie to restauracja godna Królowej Elżbiety. Tym razem padło na kuchnie włoską.
W restauracji była tylko jakaś para oraz biznesmen, więc mogłyśmy wybrać sobie stolik. Padło na miejsce w rogu sali, przy oknie. Złożyłyśmy zamówienia i mama zaczęła od rutynowych pytań, jak w szkole, co u rodziców Kate i takie tam. Tak minął nam czas w oczekiwaniu na jedzenie.
Myślałam już, że to będzie miło spędzony czas z najbliższymi. Gdyby był jeszcze Andy byłoby jak w niebie, ale nawet i bez jego obecności wydarzyła się katastrofa.
Opowiem wszystko od początku, a właściwie od momentu, kiedy miałyśmy już wracać do Akademii. Wyszłyśmy przed knajpkę i gdy kierowałyśmy się w stronę parkingu zobaczyłam… Damiena. Tak to był on! Stał oparty o drzewo z tą swoją miną, która zwaliłaby z nóg każdą dziewczynę. Kate też go zobaczyła.
- Angie, patrz, tam stoi Damien! – pisnęła pokazując mi miejsce gdzie jeszcze przed chwilą stał. Teraz zmierzał w naszym kierunku i gdy miał już się odezwać moja mama krzyknęła:
- Nie! Proszę nie zabieraj mi jej! Jeszcze nie teraz! Proszę! Ona nie jest gotowa! – wykrzykując te słowa, popłakała się. Stałam tam jak słup soli, zastanawiając się, co to wszystko ma znaczyć. Co Damien ma wspólnego z moją matką?
Kate pierwsza się odezwała:
- O, co pani chodzi? Przecież Angie tutaj jest, nikt jej nie zamierza porwać. Damien to tylko kolega ze szkoły. – powiedziała prosto z mostu, za co tak bardzo ją kochałam. Oczywiście dzięki pytaniu Kate zrozumiałam kilka rzeczy. Może nie dużo, ale zawsze lepiej się odezwać, niż stać jak jakiś kołek zastanawiając się, o co chodzi.
- Gdzie mnie zabrać? To ma coś wspólnego z moją mocą, tak? Mamo, o co chodzi i co wspólnego ma z tym Damien!? – krzyknęłam. Tym razem odezwał się chłopak.
- Miałaś się o tym dowiedzieć w innych okolicznościach. Danielle – zwrócił się do mojej mamy, która próbowała się uspokoić – Nigdzie jej nie zabieram. Najpierw musi się przygotować.
- Przygotować, do czego? – nikt nie raczył się odezwać - Do cholery, nie jestem dzieckiem i tutaj chodzi o mnie, więc chciałabym wiedzieć, co się dzieje! – krzyknęłam, po czym zaczęłam biec przez siebie.
Nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęłam płakać. Jak na złość, łzy nie chciały przestać lecieć, aż całkowicie zasłoniły mi pole widzenia, co skutkowało upadkiem na asfalt. Nie miałam nawet siły się podnieść. Doczołgałam się do krawężnika i siedziałam tak na nim, gdy nagle ktoś siadł koło mnie. Trudno było nie wiedzieć, kto to. Przecież w każdej komedii romantycznej chłopak biegnie za zrozpaczoną dziewczyną. Dlaczego tutaj ma być jakiś chory wyjątek i pobiegnie za mną, na przykład mama? Tak, Damien siedzi obok mnie i gapi się, jak ciele na namalowane wrota.
- Musimy porozmawiać – zaczął
- Teraz sobie przypomniałeś, że wypadało poinformować mnie o kilku faktach z mego życia? Rychło wczas. – rzuciłam gorzko i ukryłam twarz w dłoniach. A Damien….Objął mnie ramieniem i kołysał, szepcząc mi do ucha ciche mea pulchra, cokolwiek to znaczyło. Chyba miało mnie to uspokoić.
Podziałało, uspokoiłam się. Mogłam na zawsze zostać w jego ramionach i wdychać jego zapach. Tak wiem, gadam jak jakaś wariatka z tych romansów, których bohaterki uspakaja zapach wody po goleniu i potu. Jednak tu nie zapach był najważniejszy, tylko obecność Damiena i głupia świadomość, że nic mi się nie stanie. Niestety. Ktoś, kto ma kiepskie poczucie czasu musiał mnie wyrwać z transu. Był to jakiś bardzo nerwowy kierowca, który zaczął się drzeć, że siedzimy na parkingu i on nie ma jak zaparkować. Dopiero wtedy dokładniej się rozejrzałam gdzie jestem. To było jakieś totalne odludzie, gdy nagle w całym ciele poczułam przyjemną fale ciepła, co oznaczało, że gdzieś niedaleko znajduje się zbiornik z wodą. Po sile tego uczucia doszłam do wniosku, że jest to dość duży obszar wodny. Może jakaś elektrownia wodna albo jezioro? Obstawiałam na to drugie. Drgnęłam na dźwięk głosu Damiena.
- Wyczułaś wodę, prawda?
W odpowiedzi kiwnęłam głową i chwiejnym krokiem ruszyłam w (jak przypuszczałam) stronę zbiornika wodnego. Szłam przez jakieś chaszcze, nie zważając na to, że ostre gałęzie raniły moją skórę. Kiedy czułam, że jestem już blisko i do dotarcia do celu zostało mi zbiegnięcie z niewielkiej górki, Damien złapał mnie za rękę.
- Uważaj, tu jest stromo.
Po czym poprowadził mnie w głąb lasu. Szliśmy spory kawałek drogi, a On dalej nie puszczał mojej ręki.
Doprowadził mnie na niewielką plaże, gęsto porośniętą jakimiś nieziemsko pięknymi kwiatami. Przypominały róże, ale były sto razy ładniejsze (Ładniejsze to mało powiedziane. One były przepiękne!). Na całej plaży kwiaty były tylko w dwóch kolorach: białym i czerwonym. Wyglądało to cudnie. Przeszłam między nimi, a one odsuwały się przede mną, jakby tworzyły drogę tylko dla mnie. I tak było. Gdy tylko minęłam chociażby niewielki odcinek plaży kwiaty wracały na swoje dawne miejsce. Kiedy doszłam na sam brzeg i zamoczyłam nogi w wodzie zauważyłam, że Damiena nie ma obok mnie. Odwróciłam się i zobaczyłam, że stoi przed plażą i kiwał głową jakby mówił: ,,Nie mogę przejść dalej”. Nie rozumiałam, czemu, ale skoro już tu byłam to, dlaczego nie mogę nacieszyć się tak pięknym miejscem?
Musicie wiedzieć, że przez całe życie bardzo rzadko mogłam bywać nad jakimiś jeziorami czy zalewami. Uroki życia w mieście. Londyn jest piękny, ale na dłużą metę tęskni się za takimi miejscami. Z dala od miasta i tego zabieganego życia.
Może pomyślicie, że zwariowałam (Pewnie już tak myślicie, bo nikt normalny nie włada wodą), ale gdy tak stałam w tej wodzie czułam jakąś nadprzyrodzoną moc w sobie. Od razu poczułam się lepiej i nagle wszystkie troski mnie opuściły. Nie zdziwiło mnie to szczególnie, widok wody zawsze mnie uspakajał.
Założyłam buty i ruszyłam w stronę Damiena, który trzymał w ręku jednego z tych ślicznych kwiatów, ale był niebieski. Mam dobry wzrok i, jak słowo daje na całej plaży nie było ani jednego kwiatu w kolorze niebieskim.
- Aqua rosacea – powiedział i wręczył mi go. Oczywiście nie zrozumiałam, co do mnie mówi, nawet nie wiem, w jakim to języku.
- Nigdy nie byłam w tym miejscu – powiedziałam zamyślona
- Bo tego miejsca nie znajdziesz na żadnych mapach czy GPS’ach.
- Jak to? – spytałam zaciekawiona
- Woda zawsze działa na ciebie uspakajająco, prawda? – zapytał, na co odpowiedziałam kiwnięciem głową, a on kontynuował – Kiedy masz chandrę lub jesteś zdenerwowana woda zabiera z ciebie cały gniew. Wszystkie złe myśli cię opuszczają, bo woda je przechwytuje.
Miałam zbyt dużo pytań, aby się nad tym dłużej zastanawiać, więc zapytałam o pierwszą rzecz, jaka przyszła mi do głowy.
- No dobrze, ale dlaczego tego jeziora nie ma na żadnych mapach? – spytałam
- Bo stworzyłaś je siłą woli. – odpowiedział spokojnie
- Jak to?
- Byłaś zdenerwowana i wytworzyłaś to jezioro, aby się uspokoić. Nie zrobiłaś tego celowo, ale coś cię do niego prowadziło. To jedna z wielu możliwości, jakie daje ci dar.
-Czyli darem jest to, że kontroluje wodę, tak? – spytałam, chociaż to jest tak oczywiste jak dwa dodać dwa.
Damien spokojnie kiwnął głową. Podziwiam jego cierpliwość dla kogoś takiego jak ja.
- A, ty w tej historii jesteś….? – spytałam, a w duchu modliłam się, żeby nie powiedział, że jestem moim bratem.
- Na razie pełnie, a właściwie powinien pełnić rolę twojego instruktora.
- Instruktora, czego?
-Magii, Angie, magii. – powiedział i uśmiechnął się przy tym tak, że prawie zwaliło mnie z nóg.
_________________________________________________________________________________

Mam nadzieję, że się spodoba lub w jakiś sposób zaciekawiłam. Dziękuje tym, którzy wytrwali do końca i mam nadzieję, że zostaniecie ze mną :)
Weronika

9 komentarzy:

  1. aaaa!!!! cewhdfihnweifpofuj to jest takie świetne!!!! Masz magiczną moc pisania xD

    OdpowiedzUsuń
  2. zdziwiła mnie reakcja mamy na widok Damiena, serio. Czego ona tak bardzo się boi? I naprawdę Angie wytworzyła jezioro sama? Nie wierzę, też tak chcę!
    A Damien jest uroczy, strasznie go polubiłam. Jest taki męski, cierpliwy i kochany. Coś czuję, że rodzi się uczucie Angie do tego chłopaka, co mnie niezmiernie cieszy! Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jej mama powinna łyknąć trochę melisy. Chociaż z drugiej strony zaciekawiła mnie tą swoją histerią. No, bo bez powody by w nią nie wpadła.
    Tak w ogóle to co Angie ma z tym zwiewaniem? Niech to zacznie kontrolować, bo kiedyś sprzed ołtarza zwieje, jak się zestresuje. Taki joke.
    Też bym chciała tak sobie pykać jeziorka gdzie popadnie. Bum i wodospad. Bum i plaża. Żyć nie umierać. Szczególnie jak się kocha plażę tak bardzo jak ja.
    Instruktorem magii powiadasz? Jasne, jasne. Ja już wiem jak takie lekcje się kończą. Magii na pewno na nich nie zabraknie.
    Lecim dalej!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale się porobiło,ciekawe co jej jeszcze powie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Magia- to wiele wyjaśnia :D eh Damienku- nie ufam ci, podobnie jak mama Angie- ale chyba z innego powodu ;) wciągnęłam się totalnie!

    OdpowiedzUsuń