czwartek, 17 kwietnia 2014

Rozdział XVIII



- Do cholery jasnej, Bella, spóźnimy się! – krzyknął Jace, waląc pięścią w drzwi pokoju Wampirzycy.
Staliśmy pod drzwiami jak zbite psy z dobre 15 minut, a po Isabelle ani widu, ani słychu.
- Co ona tam robi? – spytałam, coraz bardziej zdenerwowana. Byłam głodna i obolała, a ta mini pijawka kazała mi czekać na siebie pod drzwiami. Ehh, ta tutejsza kultura.
Kiedy chłopak zamachnął się, aby kolejny raz uderzyć w kawałek drewna, który odgradzał nas od Belli, odezwał się głos.
- Najdroższa koleżanka nakłada tapetę, że nie chce was wpuścić? – spytał Patric i stanął obok nas. W tej samej chwili drzwi od pokoju Wampirzycy otworzyły się.
- Dla twojej informacji moja twarz jest bardziej naturalna od twojego poczucia humoru. – syknęła i z hukiem trzasnęła drzwiami.
- Złość piękności szkodzi. – powiedział z rozbawieniem chłopak
- Przed chwilą i tak stwierdziłeś, że nie jestem Miss World, bo rzekomo nakładałam tynk na twarz. Jesteś tak stały w swoich decyzjach jak szklanka wody trzymana przez człowieka z Parkinsonem. – odpowiedziała zmęczonym głosem.
Chyba już wiem, czemu nie otwierała. Rodzice.
- Możecie dokończyć swoją batalie po śniadaniu? Głodna jestem. – wtrąciłam się i pociągnęłam za sobą Belle. Nie opierała się.
Mijając ją w drzwiach stołówki, szepnęłam do jej ucha:
- Wiesz, że zawsze możesz do mnie przyjść. Jestem tu dla ciebie. – i ruszyłam w stronę bufetu, nie czekając na nią.
Przy stole spotkałam Emmę – dziewczynę, z którą walczyłam na zajęciach, które prowadził Damien w zastępstwie za Jessikę.
- Cześć. – przywitałam się
- Hej. – odpowiedziała i uśmiechnęła się do mnie, poprawiając okulary na nosie. Jakoś wcześniej umknął mi gdzieś taki szczegół jak okulary.
- Nosisz okulary? – zagaiłam
- Muszę. – odparła – Ale na treningi je zdejmuje.
W odpowiedzi uśmiechnęłam się i wróciłam do wybierania sobie pożywienia. Nie kłamałam, kiedy mówiłam, że jestem głodna. Czułam jak mój żołądek wybija marsz żałobny, a ja nie potrafiłam go nie pocieszyć kanapką z indykiem.
Pożegnałam się skinieniem głowy z Emmą i ruszyłam do swojego stolika. Trwała przy nim ożywiona rozmowa.
- Jak tak dalej pójdzie, będziesz wyjeżdżać co drugi dzień na te wasze ,,posiłki” – fuknął Jace, w stronę Wampirzycy
- Wybieraj: albo zjem łanie, albo ciebie. – odparła obojętnym tonem, popijając sok.
- O co chodzi? – spytałam cicho Evelin, siadając obok niej.
- Bella jedzie na polowanie i Jace jest zły, że jeździ na nie tak często. – szepnęła mi na ucho Anielica. Jeżeli mam być szczera, mało z tego zrozumiałam, ale nie miałam ochoty o nic więcej pytać, bo chłopak wstał i wyszedł ze stołówki.
- Humorki Aniołków… - zanuciła Isabelle – Trzymajcie się, dziewczynki, zobaczymy się później – dodała i także opuściła pomieszczenie.
Przez chwile milczałyśmy z Evelin. Postanowiłam przerwać tę niezręczną ciszę.
- O co im tak chodzi?
- Oni tak od zawsze… - zaczęła – Ale się kochają. Są jak rodzeństwo, a Jace martwi się o Belle.
- O ile dobrze zrozumiałam, to ona musi żywić się krwią, inaczej umrze.
- Tak, oczywiście, że musi. Problem w tym, że żaden Wampir, który nie przeszedł jeszcze wszystkich poziomów, nie musi, aż tak często polować.
- Czyli organizm Isabelle rozwija się szybciej niż powinien? – spytałam, przeżuwając kęs kanapki.
- Na to wygląda. – odpowiedziała, ucinając rozmowę. Poczułam, że nie ma ochoty ze mną rozmawiać. No cóż…
Szybko dokończyłam swój skromny posiłek i wybiegłam na korytarz w poszukiwaniu przyjaciółki.
Przemierzając puste korytarze Domu Żywiołów natknęłam się na…Patricka. Akurat w tym momencie był mi on najmniej do szczęścia potrzebny.
- Szukasz kogoś? – zapytał, kiedy mnie zobaczył
- Nie. – odpowiedziałam i ruszyłam przed siebie
- Bella jest na dziedzińcu. – dodał i zniknął za zakrętem.
,,Dzięki”, pomyślałam i pobiegłam na dziedziniec.
Wybiegając z budynku, oślepiło mnie poranne słońce.
Ciekawe, czy Wampiry boją się słońca – pomyślałam.
Temat godny, aby teraz nad nim rozprawiać zakpiło moje sumienie.
No tak, racja, szukam Isabelle. Rozejrzałam się i zobaczyłam grupkę osób przed żelazną bramą. Nie wiedziałam, czy była tam Bella, ale zaryzykowałam się podejść w stronę owego zbiorowiska istot nadprzyrodzonych.
Ładna nazwa stwierdziło z przekąsem moje sumienie.
,,Dziękuje” odpowiedziałam. Chyba przyda mi się psycholog. Albo psychiatra. Tylko czy istnieje specjalista od problemów Wybrańców?
Rozmyślając tak nad własnymi problemami z głową, nie zauważyłam kiedy stałam już tylko kilka metrów od bramy. I wreszcie ją dostrzegłam. Rozmawiała z…Emmą.
,,To ona jest Wampirem?” przebiegło mi przez głowę.
Jeżeli cię to uspokoi, to możesz na nią mówić pijawka. Wyjdzie na to samo żachnęło się moje sumienie. Bez zagłębiania się w drzewa genealogiczne moich koleżanek, podeszłam do nich.
- Dokąd idziecie? – zagadnęłam wesoło
- Na obiad. – odparła oschle Bella. Nagle poczułam narastającą irytacje. Nie jestem chodzącą encyklopedią i nie wiem ile jest prawy w legendzie o Hrabi Draculi, a ile nie, więc mam prawo wiedzieć, czym się żywi moja przyjaciółka!
- Nie chcesz gadać, to nie. Ale ja nie jestem wszechwiedząca. – rzuciłam zajadle
- Więc spytaj swoich Aniołków. – odgryzła się
- Wpadłam na ten pomysł, ale chciałam się dowiedzieć od ciebie. Jednak widzę, że wolisz zgrywać wielce obrażoną, więc nie będę ci przeszkadzać. Do zobaczenia. – ostatnie słowa mówiłam z gulą w gardle. Było mi przykro jak potraktowała nas wszystkich – mnie, Evelin i Jace’a. W końcu nie robiliśmy tego specjalnie, martwiliśmy się.
Odwróciłam się na pięcie i zderzyłam się z jakimś chłopakiem.
- Prze..- zaczęłam, ale ucięłam w pół słowa widząc uśmiechniętą twarz Patricka – Co cię tak cieszy?
- Raczej kto. – odpowiedział, nie przestając się uśmiechać.
- Chętnie bym posłuchała, o kim mowa, aczkolwiek, śpieszę się. – powiedziałam, przeciskając się między nim, a innym chłopakiem.
Wyprostowałam się i z uniesioną głową weszłam do środka Domu, z jedną, samotną łzą na policzku.

***

W pierwszej chwili chciałam iść do Przełożonej, aby dowiedzieć się czegoś na temat ,,diety” Wampirów, ale jakiś głos wewnątrz (I to nie moje sumienie! A to nowość) podpowiadał mi, że to nie jest dobry pomysł.
Do ,,moich” Aniołków, jak to określiła Bella, też nie specjalnie mnie ciągnęło. Nie, żebym ich nie lubiła, po prostu nie wiedziałam jak zachowam się w ich towarzystwie, bo ostatnio nie panuję nad swoimi emocjami.
Wzruszyłam ramionami i ruszyłam w stronę małej sali. Oby nikogo na niej nie było.

***

Wbiegłam zdenerwowana na salę i...usłyszałam wybuch, a ułamek sekundy później, zachwiałam się i upadłam. Co się do cholery dzieje? Nalot wojsk powietrznych?
Potrząsnęłam głową i podniosłam się z ziemi. Odruchowo otrzepałam spodnie z kurzu i chciałam przyjrzeć się szkodą, jakie wywołał owy wybuch.
Sala wyglądała tak samo jak zawsze, ale w powietrzu unosił się zapach…wody morskiej. Dziwne… Powoli podeszłam do okręgu namalowanego na środku hali.
Chciałam wejść do jego środka, ale czyjaś silna ręka odepchnęła mnie na bok. Do cholery jasnej, czy gdzieś mogę mieć spokój!?
- Co jest, do chol…- zaczęłam, ale zamilkłam. To już jest chyba do przewidzenia, że pierwszą osobą, która jest przy mnie gdy coś się dzieje, jest Damien.
Chłopak zlustrował pomieszczenie wzrokiem i zwrócił się w moją stronę. Bez słowa wyjaśnienia pociągnął mnie za ramię i wyprowadził z sali.
- Mogę wiedzieć, co ty robisz? – warknęłam, zakładając buntowniczo ręce na piersi, kiedy stanęliśmy przed składzikiem na miotły, który znajdował się tuż obok szatni.
Damien wepchnął mnie do środka i podał mi torbę.
- Siedź tu cicho i nie wychodź dopóki po ciebie nie przyjdę. – syknął i trzasnął drzwiami. Po chwili usłyszałam dźwięk przekręcanego klucza w zamku.
Czy w tym domu wariatów na porządku dziennym jest zamykanie uczennic w schowku? Najwyraźniej tak. Położyłam torbę na ziemi i rozejrzałam się po moim tymczasowym lokum.
Składzik, jak składzik. Nie różnił się zbytnio od tych w Akademii. To było malutkie pomieszczenie o szarych (być może kiedyś, białych) ścianach. Po prawej stronie stały, oparte o ścianę, różne miotły, wiadra, ścierki i płyny o nieznanym mi przeznaczeniu. Na przeciwległej ścianie, na haczykach, wisiała różnoraka broń. Mimowolnie, wzdrygnęłam się. Przerażały mnie te wszystkie ostrza wszelkiej wielkości, łuki i inne takie.
Odwróciłam się.
Za mną, na ścianie wisiała jedna deska, która zapewne była kiedyś półką. Teraz była nieużywana. A nad półką znajdowało się jedno, malutkie okienko.
Bez zastanowienia podeszłam do półki i podciągnęłam się na niej. Usiadłam na zakurzonej konstrukcji i wyjrzałam przez okno, które (o dziwo!) było względnie czyste.
Widok za szybą przyprawił mnie w zachwyt i rozczarowanie równocześnie.
Przyglądałam się niewielkiej polanie, pełnej różnych kwiatów. Niektóre rozpoznawałam, jednak większość była mi zupełnie obca. Cała ta łąka była dobrze ukryta pośród gęsto porośniętych drzew.
To jest to – pomyślałam. To będzie mój spróchniały pień, z tą różnicą, że to łąka i jestem w Domu Żywiołów, a nie w Akademii. Tylko dlaczego wcześniej się nie dowiedziałam o tym miejscu? Przecież to niemożliwe, aby nikt nie wiedział o tej polanie.
Chwyciłam za klamkę okienną. Ani drgnęła. I jak tam się dostaniesz, Einsteinie? – zadrwiło sumienie. Chyba czas, aby dać mu jakieś imię…hmmm….może tak, Upierdliwiec? Tak, to dobry pomysł.
A może ja choruje na rozdwojenie jaźni?
Ha ha ha. Pilnuj, żebyś nie spadła z tej półeczki odezwało się, poniewczasie.
Zachwiałam się, a po chwili straciłam grunt pod nogami. Pisnęłam, kiedy wylądowałam w czyichś ramionach.
Zadarłam lekko głowę i zobaczyłam śmiejącego się Damiena.
- Kiedy następnym razem znowu cię gdzieś zamknę, przypomnij mi, że mam cię poprosić, abyś nie próbowała się zabić. – odparł i podstawił mnie na ziemi
- Zabawne. – mruknęłam, nerwowo poprawiając koszulkę
- Co robiłaś na tej półce? – spytał, podnosząc moją torbę z ziemi
- Nic takiego. – opowiedziałam niewinnym głosikiem – Tak tylko uczyłam się skakać na główkę.
Chłopak odpowiedział mi śmiechem, który był zaraźliwy. Przygryzłam wargę, aby nie wybuchnąć śmiechem i wyszłam ze składziku.
Chciałam wejść znowu na sale, ale chłopak mnie powstrzymał.
- Musimy pogadać. – powiedział ściszonym głosem i rozejrzał się dookoła. – Ale nie tutaj.  – dodał i nie czekając na mnie, ruszył w głąb korytarza.
I co ja mam zrobić? Jak zwykle nie mogę wiele zdziałać. Muszę iść za nim i złożyć wyjaśnienia. Czuje się tutaj jak na komisariacie.
 _________________________________________________________________________________

Nowy rozdział, krótki, ale jest. Postaram się dodać jeszcze jakiś w przyszłym tygodniu, jako rekompensatę za ten dzisiejszy. Liczę na szczere komentarze odnośnie akcji, uzasadniona krytyka także mile widziana :)
Weronika

10 komentarzy:

  1. Świetne! :3
    Kocham cię po prostu *.*
    Przepraszam że nie komentuje i czytam na bieżąco, ale chyba rozumiesz - szkoła, koniec roku :)
    Czekam na new i zapraszam do sb na:
    juliet-opentanapisaka.blogspot.com
    lost-in-the-echo-enigmaticsnoopy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak mogłaś przerwać w takim momencie ?! Rozdział boski *_*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli Cię to pocieszy, to postaram się dodać następny rozdział w przyszłym tygodniu :))

      Usuń
  3. Chceeeew wieeecej !!! -.- :( Rozdzial swietny , szkoda ze skonczylas w takim momencie ! :/ no cuz sprobuje jakos wytrzymac do "nastepnego tygodnia " ! ;)
    Zycze weny i czekam na nexta ! :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tym razem na pewno pojawi się w przyszłym tygodniu, bo kończę już rozdział :) Jeżeli będę mieć wystarczającą dużo czasu, to pojawi sie już w poniedziałek ;))

      Usuń
  4. Muszę powiedzieć, ze uwielbiamm odzywki Belli i Patrica. Są tacy zabawni, jak się ze sobą drażnią!
    Szkoda, że Isabelle pokłóciła się ze wszytskimi.Oni w końcu są jej przyjaciółmi i chcą jej pomóc. Jestem ciekawa, co to oznacza, że jej organizm rozwija się szybciej... To ona też jest wyjątkowa! Wychodzi na to, że wszyscy członkowie Kręgu są w jakiś sposób wyjątkowi. Fajnie!
    ACH DAMIEN *.* W tym rozdziale go pokochałam! jego uśmiech aż mnie zaraził. Miło się czyta, gdy jest taki normalny i kochany, a nie ciągle oschły. To jest kochane, że zawsze pojawia się przy Angie, gdy tego trzeba. Ale zdziwiło mnie, dlaczego zamknął ją w schowku? Jest to bardzo zastanawiające. Ale sądzę, że dowiem się po kolejnym rozdziale. Pozdrawiam. Oby więcej było takiego Damiena! Weny! :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Bella i Patric to naprawdę wspaniałe połączenie, ich spory są zabawne i słodkie- ta nienawiść może przekształcić się w coś na kształt związku, prawda? Nie, nie odpowiadaj- sama chcę się przekonać :D

    OdpowiedzUsuń