czwartek, 9 października 2014

Rozdział XXXIX

   Po godzinie milczącej jazdy, zaczęłam rozpoznawać ruiny domów. Już niedaleko…
- Zatrzymujemy się przed samą posiadłością? – spytał cicho Anioł.
- Tak. Nie możemy sobie pozwolić na bieg, jeżeli by nas gonili, a Andrew byłby ranny. – odparła Bella
- Ale mogą też zniszczyć nam samochód. – powiedziała Evelin
- Wiem. – odpowiedziała spokojnie, patrząc na drogę – Ale myślę, że do tego nie dopuścimy. Ty, ja i Angie, idziemy po Andrew, na piętro. Black zostaje na dole i nas osłania, pilnując, aby żaden Wygnaniec nie opuścił tego budynku, jasne?
- Taak – mruknęliśmy zgodnie.
Żadne z nas, nie było z tego faktu uszczęśliwione. Nie chciałam, aby Jace został sam. Evelin pewnie też. Bałam się o niego. Był przecież moim przyjacielem, a przyjaciół nie zostawia się na pastwę losu, prawda?
- On musi zostać sam na dole? – zapytałam
- Spokojnie, zostawimy go tylko na pięć minut. A nawet, jeżeli coś mu się będzie działo, to będzie krzyczeć i go usłyszymy. – Uspakajała nas, chociaż wcale nie poczułam się spokojniejsza.
Wyglądałam za okno, czując narastającą panikę. Byliśmy już blisko. Tylko blisko, czego? Śmierci czy uratowania mojego przyjaciela?
Za pięć minut się dowiemy mruknęło sumienie. Było tak niespokojne, jak ja.
Isabelle zaparkowała, mało profesjonalnie, centralnie przed opuszczoną przez ludzi, posiadłością. Przełknęłam ślinę i odpięłam pas. Wzięłam głęboki oddech. Nie chciałam wysiadać pierwsza. W ogóle, nie chciałam wysiadać.
- Zobaczysz, będzie dobrze. – pocieszyła mnie przyjaciółka. Wampirzyca wysiadła, a ja postanowiłam zrobić to samo, zanim do reszty stchórzę.
Trzasnęłam drzwiami i zaczęłam się rozglądać. To miejsce wydawało mi się straszniejsze, niż poprzednim razem. Ta cisza, która nas otaczała, była przerażająca.
Szybko przeszliśmy przez podwórko, nie rozglądając się na boki.
- Pamiętajcie, nawet jeżeli nie jesteście w stanie ich zabić, zrańcie ich w miejscu, blisko serca. To ich otumani. – upomniała nas Isabelle, otwierając drzwi, które przeraźliwie zaskrzypiały.
Raz kozie śmierć. Tam jest Andrew. I teraz go uratuję. Nic innego się nie liczy.
Podążyłam za Bellą, która bez wahania szła przed siebie. Zatrzymała się przy schodach i czekała, aż ja i Evelin do niej dołączymy.
Ostatni raz odwróciłam się w stronę przyjaciela, który stał przy drzwiach, nasłuchując. Potem weszłam po schodach. Nie było odwrotu.
Zatrzymałam się z dziewczynami, u ich szczytu, nasłuchując. Nie słyszałyśmy nic. Kompletnie nic. I to w tym wszystkim było straszne. Było cicho, za cicho.
Ostrożnie spojrzałam w prawo. Na ścianie widziałam cień. Cień czegoś, co posturą przypominało człowieka. Serce zaczęło mi bić jak oszalałe, ale starałam się je ignorować, bacznie obserwując zarys postaci, która zaczęła się poruszać.
- Uwaga! – ryknęłam, odruchowo popychając Evelin za siebie.
Odwróciłam się, stając przed kilkoma mężczyznami. Nie byłam w stanie stwierdzić, ilu ich było. Pięciu? W tych ciemnościach, mogło być ich, równie dobrze, piętnastu.
Kątem oka zobaczyłam, na dole, przerażonego Jace’a.
Bella, stojąca obok mnie, unaoczniła Ogień, oświetlając korytarz. Panowała nad Żywiołem, sprawiając, że nad jej dłonią unosił się tylko malutki promyczek.
Szybko przeliczyłam przeciwników. Rzeczywiście, było ich pięciu. Każdy z nich, miał czerwono krwiste oczy. Byli także trupiobladzi.
- Są wykończeni. – szepnęła Wampirzyca – Dawno nie zabijali, więc są osłabieni, ale dalej stanowią śmiertelne zagrożenie.
Po jej słowach, jeden z Wygnańców, wydał z siebie rozdzierający krzyk i rzucił się w moją stronę. Nie zdążyłam zrobić uniku. Popchnął mnie i oboje wylądowaliśmy na podłodze.
Wiłam się pod nim, ale był zbyt silny. Okładałam go pięściami, ale to także nie przyniosło rezultatu. Widziałam, jak uśmiecha się kpiąco, ukazując swoje krzywe zęby. Byłam przerażona, ale myśl o uratowaniu Andrew zawładnęła mną całą. Obiecałam, nie tylko sobie, że wyciągnę go stąd. Nie mogłam się poddać. Nie teraz.
Nie wiem, co mną kierowało, ale podciągnęłam kolano pod brodę i z całej siły uderzyłam nim w klatkę piersiową napastnika. Ten, wydał z siebie zduszony jęk, a ja kopnęłam go po raz drugi i szybko się podniosłam.
Sytuacja nie wyglądała dobrze. Isabelle, atakowała dwóch Wygnańców Ogniem, Jace zręcznie unikał ciosów innego wroga, a Evelin unaoczniła Ziemie, którą otoczyła ostatniego napastnika.
- Za tobą! – krzyknęła przerażona, kiedy mnie zobaczyła.
Nie miałam zamiaru się odwracać. Skręciłam w najbliższy korytarz i wbiegłam do jednego z pokoi. Na szczęście, nie spotkała mnie w nim niemiła niespodzianka w postaci innego wroga.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Nic tutaj nie było, poza małym, okrągłym stolikiem i jakąś skrzynią.
Podbiegłam do stolika, mając w głowie myśl, że w razie czego, mogę nim rzucić. Jednak, coś na nim leżało. W pokoju panował półmrok i nie bardzo wiedziałam, co to takiego. Wzięłam do ręki owy przedmiot, czując na skórze przyjemny chłód. To była metalowa rurka. Zacisnęłam na niej mocniej dłoń, poczułam się bezpieczniejsza. Może nie była to broń doskonała, ale dobrze leżała w dłoni i trochę przypominała srebrne ostrze.
Ściskając w prawej ręce moją jedyną deskę ratunku, podeszłam do drzwi. Mocno je pchnęłam, uderzając w coś lub kogoś. Usłyszałam cichy jęk i szybko wyskoczyłam z pokoju. Po chwili, zorientowałam się, że trafiłam w mojego napastnika, który dochodził do siebie po uderzeniu. To była moja okazja.
Stał tyłem do mnie, więc doskoczyłam do niego, wbijając mu rurkę między łopatki. Ten, stęknął, robiąc dwa kroki przed siebie. Po chwili, odwrócił się, patrząc na mnie tępym wzrokiem. Bez zastanowienia, podbiegłam do niego i znowu zaatakowałam go metalem, próbując wycelować w serce. Wygnaniec nawet się nie bronił. Rzeczywiście, był słaby i nie doszedł jeszcze do siebie po moich uderzeniach. Ostatni raz, pchnęłam mój prymitywny kołek w jego serce. Przebiłam się przez skórę i docisnęłam go bardziej, zanurzając do połowy w ciele napastnika.
Mój przeciwnik osunął się na ziemię, a jego twarz zastygła w pełnym zdziwieniu.
Stałam przy jego ciele jeszcze przez chwilę, układając sobie w głowie to, co zrobiłam. Pierwszy raz, pokonałam Wygnańca. Może nie zabiłam, ale unieszkodliwiłam. I pomógł mi w tym, sprzęt hydrauliczny.
Chcesz medal za tak profesjonalną robotę? Zakpiło sumienie, które wyjątkowo szybko doszło do siebie. Jego uwagi podziałały na mnie, jak kubeł zimnej wody.
Otrząsnęłam się z lekkiego szoku i przebiegłam przez korytarz, wracając na małe pole bitewne.
Stanęłam w cieniu, przyglądając się wszystkiemu na spokojnie. Jace był za daleko, abym mogła mu pomóc. Isabelle, dawała sobie jakoś radę. Tylko Evelin, była wystarczająco blisko. W dodatku, jej napastnik stał do mnie tyłem, więc mogłam wbić mu moją rurkę w plecy.
Skarałam się w ich stronę, a kiedy spojrzenia moje i Anielicy się spotkały, dałam jej znak, aby była cicho. Dwa kroki przed Wygnańcem, zatrzymałam się.
Poprawiłam uścisk na mojej broni i porządnie się zamachnęłam, wbijając ją w plecy wroga. Ten, w przeciwieństwie do mojego poprzedniego napastnika, wydał z siebie donośny wrzask, sprawiając, że znaleźliśmy się w centrum uwagi. Evelin, wypuściła Wygnańca z sideł swojego Żywiołu, uwalniając jego ręce. Ten, odwrócił się w moją stronę, chcąc mnie uderzyć. Byłam o sekundę szybsza i odsunęła się z zasięgu jego pieści.
Uderzyłam go kolanem w bok, sprawiając, że się zachwiał. Kopnęłam go po raz kolejny, a on upadł na ziemie. Doskoczyłam do niego i drugi raz, w ciągu pięciu minut, wbiłam metalową rurkę w serce przeciwnika. Zaskoczony, wrzasnął, zamierając z otwartymi z przerażenia ustami.
Wyciągnęłam z jego ciała, swoją broń i wytarłam ją z krwi o swoje spodnie.
- Pomóż Jace’owi. – zwróciłam się do dziewczyny, która stała z boku z kamienną twarzą. Pokiwała głową i podbiegła do swojego chłopaka. Nie przyglądałam się im dłużej. Byłam niemal pewna, że dadzą sobie radę.
Zamknęłam oczy, koncentrując się. Mało skromnie mówiąc, unaocznianie Wody opanowałam już na piątkę z plusem.
- Bella! – krzyknęłam, zwracając na siebie uwagę Wampirzycy.
Walczyła z dwoma Wygnańcami, atakując ich Ogniem. Byli cali poparzeni, ale nadal żywi. Ledwo, ale nadal.
Dziewczyna zrozumiała, o co mi chodzi. Nie miałyśmy czasu wymyślić jakiegoś planu, więc szłyśmy na żywioł, a ten plan wydawał mi się najefektowniejszy.
Skoncentrowała się i także unaoczniła swój Żywioł, dołączając go do mojego. Kiwnęła na mnie, abym ich zaatakowała. Skoncentrowałam się i obróciłam, celując nogą w kulę Żywiołów. Ta, z rozmachem poleciała prosto w stronę dwójki, z którą walczyła moja przyjaciółka. Nasze Żywioły powaliły ich na podłogę, a po sekundzie usłyszałyśmy huk. Chwilę potem, kula rozprysła się, jak bańka mydlana.
Wampirzyca podeszła w stronę jednego z nich, szturchając go czubkiem buta.
- Nie rusza się. – stwierdziła, odchodząc od ciała. – Pomóżmy im. – mruknęła, pokazując na Aniołów.
Ponownie unaoczniłam Wodę, a Isabelle uczyniła to samo z Ogniem.
- Uwaga! – krzyknęłam, zwracając na siebie uwagę dwójki przyjaciół.
Jak na komendę, porzucili okładanie pięściami Wygnańca i odsunęli się w cień, kiedy Bella nakierowała na wroga, kulę Żywiołów.
Stało się to, co minutę wcześniej. Połączone Żywioły, powaliły na ziemię wroga, a potem rozpłynęły się w powietrzu.
- Idziemy po Andrew. – zarządziła Wampirzyca – Może jeszcze zdążymy na kolacje.
- Bardziej prawdopodobną wersją jest ta, że to ty zostaniesz czyimś posiłkiem. – odpowiedział Jace – Ale dobrze nam poszło. – stwierdził bardziej optymistycznie.
Weszliśmy w środkowy korytarz. Jak się okazało, schronienie znalazłam w ostatnim, który wyglądał niemal identycznie, jak ten.
Isabelle, tym razem bez zawahania, otworzyła pierwsze drzwi. Weszła pierwsza, za nią Evelin z Jace’m, a na końcu ja.
Rozejrzałam się po malutkim pokoiku, w którym jedynym meblem, była stara prycza, na której siedział…mój przyjaciel.
Był tam. Wyglądał jak ciało złożone z nieszczęść całego świata. Leżał zmasakrowany we własnej krwi. Jego oczy, zawsze roziskrzone, teraz tliły się resztkami nadziei na ratunek. Ale żył i tylko to się teraz liczyło.
Chciałam do niego podbiec, ale Anioł przytrzymał mnie, trzymając za ramię. Bella, razem z Evelin podeszły do niego, pomagając mu usiąść.
- Łatwo poszło. – stwierdziła Wampirzyca, spoglądając na nas. Jej wzrok powędrował w stronę drzwi i zamarła.
Odwróciłam się w tamtą stronę i odskoczyłam w tył. Jedyną drogę ucieczki, zagradzał nam Wygnaniec.
W przeciwieństwie, do tamtych, był lepiej zbudowany i wyglądał na silniejszego.
Instynktownie, ścisnęłam w dłoni metalową rurkę. Poczułam w palcach, lekkie mrowienie, ale zignorowałam to. Mierzyłam się wzrokiem z przeciwnikiem, gotowa do ataku.
- Idź, pomóż dziewczyną. Wychodzimy. – zwróciłam się do Jace’a, nie patrząc na niego. Usłyszałam szuranie butów i trochę się uspokoiłam. Nie chciałam, aby Wygnaniec go zaatakował. Stając przy pozostałych, mogłam przeciąć drogę wrogowi, gdyby chciał się na nich rzucić.
- Nie mam czasu na bandę dzieciaków. – odezwał się ostro przeciwnik – Czekam tutaj na pewną dziewczynę i ten chłopak tutaj zostaje. Jest kluczem do niej.
Prychnęłam.
- On tutaj nie zostaje. – zaprzeczyłam
- To zostaniecie tutaj z nim. – stwierdził poważnie – Mój pan ucieszy się z nowych zabawek.
Pan? On sam, wygląda jakby był królem świata. Jeżeli jego szef, wygląda groźniej, to nie mam najmniejszej ochoty go poznawać.
- Przepraszam, ale nie skorzystamy. – odpowiedziałam, najgrzeczniej jak umiałam.
Nie spodobało mu się to. Wydał z siebie dziki ryk i rzucił na mnie, przygniatając do ściany. Jęknęłam, pod naporem jego ciała i przymknęłam powieki.
Po chwili, jego ręka zacisnęła się w stalowym uścisku na moim gardle, uniemożliwiając mi oddychanie. Wierzgałam, próbując zaczerpnąć choć odrobinę tlenu, ale na marne. Kopałam go, ale to też nic nie pomagało.
Nagle, poczułam, jak z mojego wnętrza, wypływa jakaś nadprzyrodzona moc. Wypełniała mnie całą, aż po czubki palców. W miejscu, gdzie moja skóra stykała się z metalowym prętem, poczułam, jakby przez chwile, rurka zmieniła się w taflę wody. Już nie dotykałam metalu, a zanurzałam ręce w chłodnej cieczy. Dało mi to trochę odwagi. Znowu zaczęłam kopać, ale bez skutku.
Powoli odpływałam. Ostatkami sił, uniosłam prawą rękę na wysokość serca mojego przyszłego zabójcy i wbiłam ostrze w jego skórę. Ten wypuścił mnie, zataczając koło.
Upadłam na podłogę, gwałtownie łapiąc oddech. Trzymałam się za szyję, gdzie jeszcze sekundę wcześniej, znajdowały się ręce Wygnańca. Uniosłam wzrok i zobaczyłam, że mój napastnik leży na ziemi.
- Co z nim? – wycharczałam
Jace podszedł do jego ciała, ostrożnie je dotykając. Wyjął pręt i zaczął badać go w dłoni.
- Ty go…zabiłaś. – stwierdził, zszokowany – Napełniłaś to żelastwo swoim Żywiołem.
Chciałam coś powiedzieć, ale nie byłam w stanie. Mój oddech, stopniowo się wyrównywał, ale moje ciało nadal drgało.
- Porozmawiamy o tym później. – zadecydowała Bella – On jest ranny, a ja nie mam zamiaru użerać się z innymi truposzami.
Po tych słowach, dźwignęła Andrew na nogi, pozwalając mu oprzeć się na sobie. Evelin, chwyciła go z drugiej strony i razem, opuścili pokój.
Anioł podszedł do mnie i pomógł mi wstać.
- Dasz radę iść?
Pokiwałam głową i wyszłam razem z nim z pomieszczenia. Zbiegliśmy szybko po schodach, mijając pozostałą trójkę. Czułam, że moje nogi są jak z waty, ale nie chciałam nas opóźniać.
Chłopak wyleciał z budynku, mijając wszystkich, prosto do samochodu, a ja zostałam, przytrzymując reszcie drzwi. Sprawinie przez nie przeszli, a ja zostałam jeszcze na moment.
Odwróciłam się ostatni raz, upewniając, że nikt za nami nie idzie. Na szczęście, moje obawy się nie sprawdziły. Wyszłam za przyjaciółmi, pomagając im zejść ze zniszczonego ganku.
Powiew chłodnego wiatru był lepszym lekarstwem, niż jakiekolwiek tabletki. Nie zdawałam sobie sprawy, jak duszno było w tych ruinach. Zrozumiałam to, dopiero kiedy chłodnawe powietrze dostało mi się do płuc.
Staliśmy przy aucie, próbując umiejscowić w nim mojego rannego przyjaciela. Rozejrzałam się po okolicy i nagle zobaczyłam, że ktoś biegnie w naszą stronę. Pech chciał, że obok mnie stała Bella, będąc tym samym pierwszą, na celowniku owego napastnika. Odepchnęłam ją w ostatniej chwili, przyjmując cios. Przeciwnik, zranił mnie w ramię, ale szybko się pozbierałam i sprawnym ruchem, wbiłam mu pręt w serce. Zawył, a potem upadł na ziemie. Nie uraczyłam go nawet jednym spojrzeniem.
Wsiadłam do samochodu, obok kierowcy i chwyciłam się za ramię. Spojrzałam na nie. Krwawiło. O tyle dobrze, że mnie nie bolało. Chyba adrenalina w moich żyłach, była także środkiem uśmierzającym ból. Po cichu, dziękowałam za to.
- Wszyscy już są? – zapytał Jace, który przejął rolę kierowcy.
- Jedź! – krzyknęła Evelin, spoglądając za siebie.
Chłopak ruszył z piskiem opon w drogę powrotną. Usiadłam wygodniej w fotelu i zamknęłam oczy. Musiałam wszystko przemyśleć.
Zabiłam pięciu Wygnańców a dwóch innych, ogłuszyłam. Bella, Jace i Evelin wyszli cało z tej misji. Udało mi się tego dokonać. Omal nie zginęłam z rąk Wygnańca. Napełniłam metalowy drążek swoim Żywiołem, tym samym, ratując sobie życie. Ratując, nam wszystkim, życia.
A co najważniejsze, odzyskałam mojego przyjaciela. Odzyskałam Andrew. Po tylu trudach, nareszcie mogę być pewna, że nic mu się nie stanie. Nie pozwolę, aby ktoś nas teraz rozdzielił.
Otworzyłam oczy i odwróciłam się, spoglądając na tylne siedzenia. Evelin, bandażowała głowę Andy’ego.
- Nie zamykaj oczu. – upomniała go Isabelle.
Chłopak posłusznie otworzył oczy, a nasze spojrzenia się spotkały.
- Angie? – zapytał cicho – To są Anioły?
Uśmiechnęłam się słabo.
- Prawie.
- Ty…uratowałaś mnie. – powiedział, odwracając wzrok w stronę okna – Uratowałaś mnie i sama prawie zginęłaś. Prawda? Dusił cię.
Złapałam go za rękę, uciszając go.
- Hej, to nie ważne. Najważniejsze jest to, że żyjesz. Że wszyscy, żyjemy. Tylko to się teraz liczy. – szepnęłam, czując pod powiekami łzy.
Brakowało mi go, a świadomość, że prawie go straciłam, napełniała mnie paniką. O wiele łatwiej jest coś stracić, niż to odzyskać.
Bella cicho chrząknęła.
- Teraz, może i tylko to się liczy. Ale jak dojedziemy do Domu to nasze przeżycie może pójść w niepamięć.
Westchnęłam, wracając na swoje miejsce.
- Mówiłam, biorę to na siebie.
- Nie. – zaprzeczyła stanowczo – Ty i ja to bierzemy. 
_________________________________________________________________________________
Hej, hej. Jak Wam minął pierwszy miesiąc szkoły? Mam szczerą nadzieję, że dobrze. 
Nie będę kłamać, u mnie nie jest różowo, ale daję jakoś radę. Muszę dawać radę. 
Jak podoba Wam się rozdział? Liczę na szczere komentarze, nawet te, wytykające błędy, bo wtedy wiem, że ktoś naprawdę to przeczytał. Naprawdę, to poprawia humor. Wierzcie lub nie. Poświęcam bardzo dużo czasu na opowiadanie, ale mam wrażenie, że piszę to dla dwóch/trzech osób. Proszę, to dla Was dwie minuty, aby sklecić coś lepszego, niż ,,super". 
Z mojego biadolenia to już wszystko. 
Następny rozdział pojawi się za dwa tygodnie. 
Do napisania, 
Weronika

21 komentarzy:

  1. Cudowny rozdział, chyba najlepszy. Czekam z niecierpliwością na następny ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny jak zawsze. Uwielbiam i szacunek za to co Ty piszesz i jakie to jest realne. Gratulacje. Ps.Nie przejmuj się, u mnie w szkole też nie za różowo, ale musimy dać radę. Udanego weekendu :9

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział. W ogóle twoje opowiadanie mi się podoba. Czekam na dalsze losy bohaterów. Pozdr ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. A już nie mogłam się doczekać !! Andrew odzyskany więc jest dobrze ;) Ciekawe tylko jak bardzo oberwie im się za to, że uciekli... Grrr... Mam nadzieje, że z Andrewem będzie wszytko dobrze ;3
    Rozdział oczywiście jak zawsze genialny ! U mnie też nie jest kolorowo ale jakoś trzeba dać radę no nie ?
    Życzę weny i miłego weekendu Kochana <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie mogłam się doczekać tego rozdziału ;)
    ,,Waleczna Angie" podoba mi się :D
    Czekam.
    Pozdrawiam i życzę ci lepszych ocen niż ja mam w tym roku szkolnym <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo mi się podoba, z resztą jak zawsze :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Postaram się sklecić coś zdecydowanie lepszego niż "super". Ale nie oczekuj, że powytykam Ci błędy - za każdym razem jestem pod tak wielkim wrażeniem, że nawet jeśli jakieś są (w co szczerze wątpię) to ich nie widzę ;-).
    Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaandrew! TAK! Uratowali go! Dziewczyno za takie akcje powinno się zamykać w więzieniu XD! Ja prawie umarłam! Do samego końca rozdziału nie mogłam uwierzyć, że naprawdę im się udało <3. Chyba nadal nie mogę w to uwierzyć ;-). No bo... bo... to było takie SUPER :-D.
    Fajna była jeszcze ta scena, tfutfutfu "fajna" to za mało ;-), ta, w której Angie "napełniła to żelastwo swoim żywiołem" :-D
    No i tak ogólnie to bardzo mi się podobało i w ogóle, no wiesz Andrew <3
    Pozdrawiam i życzę dużo, dużo weny :-*
    Laxus

    OdpowiedzUsuń
  8. Mówiłaś żeby nie pisać, że jest super więc jest mega :p nie no wydaje mi się, że dobrze Ci wyszedł ten rozdział, nie popełniasz żadnych błędów więc nie mam się do czego przyczepić :D oby tak dalej :* /Lollyfllops

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetne <3 Nie piszesz tylko dla 3 osób czyta Cię jakieś 1O razy więcej!! :* Kochana świetnie piszesz jak profesjonalistka :p Kończyłaś jakieś kursy pisarskie? xd Jeeeeeejku Andrew żyje!! Zabiorą go do akademii? :O Powiedz że Angie zabije jeszcze jakichś wygnańców Plss.. :) To było takie... WOW ! I <3 u !!! Dziękuje że to piszesz!! Mam nadzieje że kolejny rozdział niedługo! Czekam z niecierpliwością! A co do szkoly no cóż.. w gimnazjum (jestem w 2 klasie :/ ) jest do dupy.. W tygodniu średnio 7 kartkówek + dodatkowo nauczyciele wypytują, 1-2 sprawdziany w tygodniu, jakieś prace plastyczne itd.. DO DUPY ..
    Ale kiedy zajrzałam tu, patrzę nowy rozdział, czytam to po prostu banan na ryju! Dzięki KC :*
    Paulinaa Xoxo

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo ciekawy rodział. Potrafisz doskonale trzymać w napięciu i opisywać uczucia bohaterki. Historia sama w sobie jest świetna, a z twoim talentem powstaje cudo! Liczę na to, że nie zmarnujesz swojego talentu i w przyszłości zajmiesz się również pisaniem. Nie mogę doczekać się następnego rodziału. Liczę na porządny wątek z Damienem. <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Coś mi się wydaje, że następny rozdział będzie epicki. Jeśli o wątek z Damienem, to nie uważam go za najważniejszą część tej opowieści. Owszem, jest ważny, ale cały świat i wszystkie komentarze nie powinny obracać się tylko wokół jego osoby ;) Lubię go, ale to całe zainteresowanie tylko i wyłącznie jego osobą wydaje mi się nieco przesadne. Mimo wszystko oczekuję go w następnym rozdziale, bo coś czuję, że odegra w nim jakąś nadzwyczaj interesującą rolę :) No i czekam na jakieś dobre obsztorcowanie tej czwórki, czy tam dwójki. Dla urozmaicenia sytuacji, nie, bo ich nie lubię, czy coś.

    Pozdrawiam! Ale weny nie życzę, bo jak ja czegoś komuś życzę, to się nie spełnia ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Boże, mam wrażenie, że jesteś moją bratnią duszą! Naprawdę.
      Zaczynając pisać to opowiadanie, nie chciałam, aby wątek miłosny był tym głównym. Nie dlatego, że nie lubię jak każda dziewczyna tych ckliwych zakończeń, ale nie czuję się dobrze, pisząc o nich. I naprawdę pozmieniałam moje plany, wciskając tam więcej scen z Damienem.
      Ja również pozdrawiam i dziękuję za komentarz xx

      Usuń
    2. Nie ma za co, cała przyjemność po mojej stronie... bratnia duszo :D

      Usuń
  12. Isobel i Charlie. Są jak ogień i woda. Co ich łączy? Równie silna nienawiść do siebie nawzajem. Pewien mężczyzna powiedział kiedyś Charliemu: Miłość, nienawiść. Dzieli je taka cienka linia. Wtedy jeszcze nie rozumiał jaka moc drzemie w tych słowach. Niebawem przekonają się o tym oboje. Pewnej feralnej nocy, kiedy zderzą się dwa światy, wywołają lawinę zdarzeń. Będzie to historia o miłości. To historia o miłości od tej gorszej, najbardziej skomplikowanej strony. Słodko-gorzka i prawdziwa.
    ZAPRASZAM: Your perfect imperfections

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem miła, ale do czasu. Rozumiem, że każdy chce się zareklamować i nie widzę nic złego w spamie, jeżeli jest on umieszczany w odpowiedniej zakładce.
      Nie sądzisz, że wychodzisz na totalną ignorantkę, wchodząc tutaj na dwie sekundy i nawet nie szukając zakładki spam? Teraz praktycznie każdy blog ją ma.

      Usuń
  13. KOCHAM TO! Całą noc nie spałam i czytałam, już nie mogę się doczekać następnego rozdziału :3

    OdpowiedzUsuń
  14. Witam!
    W imieniu właścicielki ocenialni Miasto Krytyki z przykrością informuję, że blog zakończył działalność i zostanie usunięty.

    Pozdrawiam,
    la Gata

    OdpowiedzUsuń
  15. Opowiadanie jest bardzo wciągające, rewelacyjne oraz napisane idealnie. Zawsze kiedy siadam przed komputerem, włączając go i wchodząc w przeglądarkę internetową, otwieram zakładkę z blogiem :patrząc czy pojawił się następny rozdział. Jestem przekonana, że nie piszesz tego tylko dla 2-3 osób, dużo ludzi chce czytać tego bloga, po prostu mało się wypowiada w komentarzach . Ja czekam z niecierpliwością na dalsze przygody bohaterów. Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  16. Jest już troszkę późno, a dodatkowo nie jestem zbyt dobrą pisarką, ale postaram się napisać nieco dłuższy komentarz. Po pierwsze: bardzo podoba mi się sposób w jaki opisujesz walkę. Jest on dynamiczny, ale nie przynudnawy. Po drugie: z niecierpliwością czekam na jakiś rozdzialik poświęcony Patricowi i Belli lub Jace'owi i Evelin, mimo że wiem, że ten blog jest już ukończony, to liczę że w tych kilku rozdziałach które zostały mi do przeczytania jest coś supersłodkiego z ich udziałem xd Po trzecie: kocham twojego bloga. Po czwarte: lecę czytać dalej xd

    OdpowiedzUsuń
  17. WRESZCIE! Nie mogę uwierzyć, że tak długo mi zeszło, by to przeczytać. Wreszcie doczekałam się odbicia Andrew i to z jakim skutkiem! Wszyscy wyszli cało, bo nie liczę zranienia na ramieniu Angie, to się wyleczy.
    Jestem pod ogromnym wrażeniem czwórki. Wspaniale dawali sobie radę z wygnańcami! Kurczę, im się nie tyle udało, co wygnańcy nie mieli z nimi szans. Nawet ten niewygłodniały uległ działaniem Angie. A propos niej... teraz to już na milion procent jest potwierdzone, że jest bardziej wyjątkowa niż inni. Ona zawsze robi coś, co kto inny by nie zrobił. Pewnie ma to związek z tym, że ten "szef Wygnanców" (ciekawe kto to, tak swoją drogą!) chce Angie, skoro porwał Andrew, by zdobyć dziewczynę. Coraz bardziej mnie to ciekawi, pewnie wkrótce się wyjaśni.
    Moje przypuszczenia co do pojawienia się Damiena podczas odbijania Andrew się nie sprawdziły, ale to nic nie szkodzi. Angie mogła pokazać co potrafi!
    Aż się boję co się będzie działo, gdy Przełożeni dowiedzą się, co zrobiła Angie ze swoim Kręgiem.
    I szkoda mi Andrew! Mam nadzieję, że wszystko będzie z nim w porządku i że szybko powróci do normalności, jeśli to w ogóle możliwe.

    OdpowiedzUsuń