sobota, 21 grudnia 2013

Rozdział XII



- Gdzie byłaś przez resztę zajęć z technik obrony i walki? – spytał Damien kiedy siedzieliśmy w małym saloniku, w którym miałam uczyć się historii magii.
- U siebie w pokoju. – samą siebie zdziwiłam się łatwością, z jaką przyszło mi to kłamstwo
- Nigdy więcej tak nie rób, zrozumiano? – spytał surowym tonem i nie czekając na moją odpowiedź, przeszedł do zajęć. – Wierzymy, że rasę Wybrańców stworzyła Matka Żywiołów. Co niedziele oddajemy jej cześć, tak jak ludzie co niedziele uczęszczają na msze. – gadał mi coś o tych ich spotkaniach religijnych, ale na ten wątek się wyłączyłam. W końcu pół godziny temu miałam spotkanie z samą Matką Żywiołów. Zastanawiałam się nad słowami Matki, o jakiś głębszy przekaz, ale jak zwykle miałam pustkę w głowie.
- Zabić Wygnańca można na dwa sposoby. Uczysz się jednego z nich, czyli połączenie Żywiołów. Drugi to napełnienie srebrnego ostrza swoim Żywiołem, ale do tego potrzeba dużej siły i koncentracji. – na dźwięk słowa ,,Wygnaniec” automatycznie powrócił mi zmysł koncentracji. Potrzebne mi były każde informacje na temat zabijania ich.
- Jak chronione jest serce Wygnańca? – spytałam
- Jego skóra jest bardzo twarda, więc jest jednym z zabezpieczeń. Drugą przeszkodą są rozrośnięte wokół serca kości. Im młodszy Wygnaniec tym słabiej chronione serce i słabsza skóra. – odpowiedział i przyjrzał mi się uważnie.
- Do czego można byłoby porównać twardość skóry Wygnańców? – zapytałam, starając się nie uciekać wzrokiem od niego.
- Do skały. – odpowiedział, ale dodał po chwili – Srebrne ostrze jest magiczne, więc nie wkładasz w cios, aż tyle siły ile potrzebujesz, aby rozłupać kamień.
I tak Damien uciął temat. Ja wiedziałam, co chciałam wiedzieć, a on dalej nawijał mi o prahistorii magii. Udawałam, że go słucham, a on zatracił się w tłumaczeniu mi wszystkiego po kolei. Było widać, że kocha cały świat magii i wszystko z nim związane. Zrobiło mi się przykro, że ja nie potrafię tego polubić, a co dopiero pokochać.
- Na dzisiaj to koniec. – powiedział i podniósł plecak z podłogi.
- Już? – spytałam zdezorientowana, bardziej tym, że ktoś wyrwał mnie z mojego małego świata, niż końcem jego monologu.
- Tak bardzo cię to interesuje? – spytał z lekką nutą ironii i stanął niebezpiecznie blisko mnie. Nasze twarze dzieliły centymetry, a gdyby przysłuchać się uważniej, można by usłyszeć bicie mojego serca. Czułam się jakby zaraz miało mi ono wyskoczyć z piersi.
- W końcu po to byłam wczoraj u Przełożonej – wzruszyłam ramionami, starając się z całej siły opanować bicie serca, po czym wyszłam z saloniku i wpadłam na kogoś.
- Przepraszam! – krzyknęłam i rzuciłam się na pomoc poszkodowanemu. Właściwie to poszkodowanej. Evelin. – Nic ci nie jest? – spytałam, kiedy dziewczyna się podniosła.
- Właśnie szłam po ciebie. – powiedziała, a ja przypomniałam sobie, że mam z nią zajęcia z równowagi. – Skończyłaś już zajęcia? – spytała, a ja spojrzałam na nią jak na idiotkę, bo wiedziała, że o tej godzinie kończę lekcje. W odpowiedzi uprzedził mnie Damien. Nawet nie zwróciłam uwagi, kiedy opuścił pomieszczenie i stanął za mną.
- Tak, skończyła zajęcia. – powiedział szorstko i ruszył w swoją stronę, a ja spoglądałam jak znikał za zakrętem. Dopiero w tamtym momencie uświadomiłam sobie, po co Evelin spytała akurat o to.
- Dzięki, że jakoś wybrnęłaś z tej sytuacji. – powiedziałam i uśmiechnęłam się do niej.
- Drobiazg. W końcu nikt ma nie wiedzieć, że trenujesz ze mną. – odpowiedziała i obie ruszyłyśmy w stronę pokoju Anielicy.
Okazało się, że Evelin ma pokój piętro wyżej, dokładnie nade mną. Pomieszczenie wyglądało dokładnie tak samo jak moje, z tą różnicą, że kolor ścian w jej pokoju był zielony.
- Od czego zaczynamy? – spytałam i położyłam torbę na podłodze, obok idealnie zaścielanego łóżka. Zanim przybyłam do Domu Żywiołów, moje łóżko w Akademii także było perfekcyjnie posłane, bez najmniejszego wgniecenia. Teraz wygląda, trochę jak łóżko Kate. Trochę, bo nawet posłanie Kate wyglądało lepiej.
Na wspomnienie wspólnych chwil z przyjaciółką, w kąciku mego oka pojawiła się jedna, samotna łza. Ukradkiem ją wytarłam i przyglądałam się Evelin, która z gracją poruszała się po pokoju. Anielica postawiła na środku pokoju taboret i poszła po coś do łazienki. Po chwili wróciła z czarną doniczką, w której rosła biała pelargonia.
- Stań na taborecie. – powiedziała, z pozoru normalnym głosem, ale nie brzmiał tak jak zawsze. Było w nim coś jeszcze. Wyczułam w jej głosie coś, czego się nie spodziewałam po niej. Właściwie, ta dziewczyna cały czas mnie zaskakuje. Ostrożnie stanęłam na kołyszącej się konstrukcji, starając się zachować równowagę. – Na jednej nodze. – powiedziała, a ja wzięłam głęboki oddech i wykonałam jej polecenie, lekko się przy tym chwiejąc. – Musisz zrobić jaskółkę. – powiedziała, a ja odwróciłam się w jej stronę.
- Co takiego?!? – zdążyłam spytać, zanim z hukiem wylądowałam na podłodze. Podniosłam się, rozmasowując bolące partie ciała.
- Musisz nauczyć się równowagi, a to najlepszy sposób. – powiedziała Anielica
- Najlepszy sposób, aby się zabić? – spytałam z przekąsem
- Zabić, zabije cię Wygnaniec, jeżeli nie weźmiesz się w garść. – odpowiedziała poirytowana, a po chwili, już milszym tonem dodała – Nie od razu Rzym zbudowano.
Słowa tej drobniutkiej dziewczyny, zabolały bardziej, niż wszystko inne. Te dwa krótkie zdania uświadomiły mi, że jestem uzależniona od nich. To dzięki nim uda mi się uratować Adrew. I fakt, że jestem od kogoś zależna zabolał mnie najbardziej ze wszystkich.
- Przepraszam – wyszeptałam, a Evelin podeszła i położyła mi rękę na ramieniu.
- Rozumiem, że chce ratować Andy’ego, ale musisz przyjąć naszą pomoc. Nie możesz brać wszystkiego na siebie. Jesteśmy od tego, aby ci pomóc, nawet jeżeli tego nie chcesz. – spojrzałam jej w oczy i zobaczyłam, że nie kłamie. Oni naprawdę chcieli mi pomóc, a ja nie potrafiłam być z nimi szczera.
- Dziękuje. – odpowiedziałam i postanowiłam, że powiem im o moim śnie na kolacji.

***

- Jak na zajęciach? – spytała Bella, kiedy wróciłam z bufetu do stołu
- Chodzi o zajęcia z Damianem, czy moje próby stania na jednej nodze na taborecie? – spytałam i wgryzłam się w kanapkę. Nawet nie wiem, co znajduje się w środku kanapki. Jadłam mechanicznie, a mózg przygotowywał się na przekazanie wiadomości przyjaciołom.
- O oba. – odpowiedział Jace, chociaż pewnie wiedział, jak zakończyły się moje próby zrobienia jaskółki.
- Zajęcia z historii były….- urwałam, aby znaleźć odpowiednie słowo – Pouczające, a zapewne wiesz, jak poszły mi zajęcia z Evelin. – powiedziałam chłopakowi, ale Wampirzyca nie dała za wygraną.
- Jak? – dociekała.
- Boleśnie. – powiedziałam i odruchowo złapałam się za łokieć, który był moim amortyzatorem przez półtorej godziny, podczas których miałam zajęcia z Anielicą.
Przez następne piętnaście minut kolacji, zbierałam się w sobie, aby powiedzieć im o śnie. Cały przebieg rozmowy miałam już ułożony, wystarczyło otworzyć usta, a reszta sama by się ułożyła.
- Słuchajcie… - zaczęłam, ale nie dane było mi dokończyć.
Bella gwałtowanie się podniosła, przewracając krzesło, a na jej twarzy zobaczyłam grymas bólu. Złapała się za głowę i krzyczała:
- Nie! Odejdźcie! Zostawcie mnie! – wrzeszczała jak opętana i rzucała się po podłodze. Razem z Evelin rzuciłyśmy się do niej, a Jace wybiegł z jadalni.
- Csii…- mówiłam, przytulając ją – Nikogo tutaj nie ma, jest dobrze. Nic ci się nie stanie, obiecuje.
Wokół nas zebrał się tłum gapiów. Cały czas słyszałam jakieś szepty, ale nie skupiałam się na nich.
- Bello? – odwróciłam się i zobaczyłam madame Cecile – Wszystko w porządku?
Dziewczyna spojrzała się na nią, a rysy jej twarzy złagodniały, ale nie na tyle, aby wyglądała na przekonującą.
- Tak, już jest dobrze. To tylko przemęczenie. – powiedziała i rozmasowała skronie. Nie uwierzyłam jej. To nie mogło być przemęczenie! Osoba, która jest zmęczona nie krzyczy jak wariat, wygadując jakieś bzdury.
- Może trzeba zabrać ją do pielęgniarki? – spytałam
- Nie ma potrzeby. – odpowiedziały mi trzy osoby: Bella, Jace i Evelin. Już się nie odezwałam, tylko czekałam na dalszy obrót sprawy.
- Jeżeli dalej będziesz się źle czuła, idź do pielęgniarki. – tylko tyle powiedziała Przełożona, po czym wyszła. Nie rozumiem, czemu nie zabrała jej do tej pielęgniarki, przecież ona wiła się w jak agonii! To było straszne. Przez chwile myślałam, że może stać jej się coś naprawdę złego.
- Pójdę już do pokoju. – powiedziała Isabelle, a my poszliśmy za nią.
- Wariatka – wysyczała Jessika, kiedy ją mijałam. Innym razem puściłabym to mimo uszu, ale to innym razem. Odwróciłam się na pięcie i stanęłam twarzą w twarz z blondyną.
- Powtórz to, co powiedziałaś. – warknęłam
- Mówię, że twoja psiapsióła to wariatka. – mówiąc to, pokazała na Belle, która razem z Aniołami stała w drzwiach stołówki.
- Radziłabym ci się, zabierać już do pielęgniarki. – powiedziałam, po czym walnęłam ją pięścią w brzuch. Dziewczyna złapała się za bolące miejsce, a ja odwróciłam się i wyszłam ze stołówki.
Kiedy byliśmy już poza obszarem jadalni, odwróciłam się i przez szklane drzwi zobaczyłam malutki krąg wokół Jessiki. Otaczały ją jakieś dziewczyny, zapewne puste jak sama Jessika, a w jej stronę zmierzał Damien. Największym szokiem było to, że chłopak ominął kontuzjowaną i wyszedł z pomieszczenia.
- Musimy pogadać. – powiedział do mnie i nie zatrzymując się skręcił w stronę gabinetu Przełożonej.
Odwróciłam się w stronę Belli, która tylko wzruszyła ramionami. Zrobiło mi się przykro, bo ja umiałam przywalić Jessice, a ona nie potrafiła powiedzieć jednego słowa, co sądzi o słowach Damiena. Przeniosłam wzrok na Jace’a i Evelin.
- Idź. – powiedzieli oboje jednocześnie. Kolejny dowód na to, że są sobie pisani. Chciałabym, aby mnie też spotkało takie szczęście jak tych dwoje. To niewyobrażalna ulga, wiedzieć, że jest ktoś kto otrze Ci łzę z policzka i obroni Cię, choćby kosztem własnego życia. To nie jest przyjaźń, to uczucie jest jeszcze silniejsze i jeszcze bardziej wyjątkowe.
Ruszyłam biegiem za Damienem, który zdążył zniknąć mi z oczu. Znalazłam go na dziedzińcu, koło fontanny, której jeszcze nie widziałam. Byłam tylko raz na dziedzińcu. Kiedy tutaj przyjechałam i jeszcze nie miałam okazji wyjść poza mury Domu.
- O czym chciałeś pogadać? – spytałam i usiadłam na marmurowej ławeczce, naprzeciwko fontanny.
 - O twoim postępowaniu. – odpowiedział, nie patrząc na mnie.
- Zamieniam się w słuch. – odpowiedziałam wyjątkowo grzecznie, jak na kogoś kto zaraz miał wybuchnąć.
- Nie możesz, ot tak sobie, atakować kogoś, bo nie spodobały ci się jego słowa. – powiedział i spojrzał mi w oczy, a jego spojrzenie przeszywało mnie na wskroś.
- To powiedz temu komuś, żeby ze mną nie zadzierał. – odpowiedziałam i ruszyłam w stronę masywnych drzwi, które prowadziły do wnętrza Domu.
Weszłam do swojego pokoju i udałam się pod prysznic. Stałam w kabinie i pozwalałam strugą ciepłej wody spływać po całym ciele. Dopiero kiedy poczułam, że woda robi się coraz chłodniejsza, umyłam włosy, a na ciało nałożyłam kokosowy żel, który po chwili spłukałam.
Okryłam się ręcznikiem i wróciłam do pokoju po pidżamę, którą dostałam od Kate na święta. Komplet składał się z różowej, luźnej bluzki z długim rękawem i białych, bawełnianych spodni. Ubrałam się i wyjęłam z komody biografię Andrew oraz kilka kolorowych zakreślaczy. Usiadłam przy biurku, podciągając kogi pod samą brodę i zaczęłam swoją lekturę. Podkreślałam fragmenty, które według mnie, były istotne. Było tego dużo, ale nie zniechęcałam się. Teraz liczył się tylko mój przyjaciel, nawet jeżeli oznaczało to znać jego biografie z najdrobniejszymi szczegółami.

***

- Wyglądasz jak siedem nieszczęść. – to były pierwsze słowa Belli, kiedy przyszłam na stołówkę
- Nie przespałam większej części nocy – odpowiedziała i przeciągle ziewnęłam
- Ciekawa lekturka, co? – spytał Jace, kiedy wrócił z talerzem jajecznicy.
- I to jak. – rzuciłam na odchodnym i ruszyłam w stronę bufetu.
Zaczęłam nakładać na talerz wszystko jak leci: tosty, sałatki, jajecznice, jakieś kiełbaski. Jednym słowem, byłam totalnie nieprzytomna.
- Spałaś w ogóle? – na dźwięk tego głosu, upuściłam na podłogę tosta, którego miała zamiar włożyć do ust.
- Nie, przepłakałam całą noc, po tym jak mnie wczoraj zbeształeś. – mówiąc to, popatrzyłam w oczy Damienowi. Po paru sekundach wróciłam do stołu i w spokoju skończyłam śniadanie, popijając je hektolitrami kawy, którą wielkodusznie przyniosła mi Evelin.

***

- Naprawdę nic ważnego nie ma w tej stercie papierów? – spytała Bella, kiedy czekałyśmy na Nikki na sali. Mimo, że jestem tutaj od dwóch dni, wiem, że Anielica nigdy się nie spóźnia. Nawet najwięksi spóźnialscy doznali szoku, kiedy okazało się, że nie są jedynymi spóźnionymi osobami.
- Naprawdę. – odpowiedziałam. – Skończyłam czytać na rozpoczęciu jego nauki w Akademii.
- Czemu tego nie pominęłaś? – spytała Wampirzyca
- Bo nie chcę, aby coś mi umknęło. – odparłam
- Pomijasz jeden fakt. – powiedział Jace, a widząc moją zdezorientowaną minę dodał - Potrzeba ośmiu godzin snu, aby jakoś funkcjonować przez następne osiem godzin.
- Nic mi nie będzie. – odpowiedziałam lekko poirytowana
- Teraz to może i nie. Ale na pewno nie poprzestaniesz na jednej zarwanej nocce. – dopowiedziała Bella – Jak chcesz, to ci pomożemy, ale ja nie czytam w twoich myślach i to nie żadna ujma, że poprosisz o pomoc. Szybciej znajdziemy jakąś wskazówkę, gdzie może być Andrew. – te słowa to była jedna, wielka, szczera prawda. Nie chciałam pomocy, bo to moja wina, że Andy zaginął, ale wiedziałam, że oni chcą mi pomóc, tylko ja nie umiałam się otworzyć. Nie umiałam poprosić o pomoc. Nigdy nie musiałam nikogo o nią prosić, zawsze dawałam sobie radę sama. To ja byłam tą, która pomagała, a nie, tą która potrzebowała pomocy.
- Moglibyście? – spytałam piskliwie, samą siebie tym zaskakując. Brzmiałam, jakbym zaraz miała rozpłakać się jak dziecko.
- Oczywiście! – odpowiedzieli równocześnie. Bella chciała coś dodać, ale w tym samym momencie na sale wbiegła zdyszana Nikki.
- Bardzo was przepraszam za spóźnienie, ale miałam lekkie zamieszanie u pielęgniarki. – powiedziała, po czym przygładziła swoją fryzurę, która dzisiaj nie była tak kunsztownie upięta, jak zazwyczaj. – Wracacie do swoich partnerów i ćwiczycie unaocznianie Żywiołów.
- Znowu to samo… - mruknęła Bella
- Jakie, znowu to samo? – spytał Jace – Nie raczyłaś dzisiaj się pojawić na zajęciach z Angie, więc nie marudź. – dokończył, a ja poczułam się głupio, że zawaliłam sprawę. Nie tylko Bella nie pojawiła się na zajęciach.
- Strasznie mi przykro, przepraszam. Trzeba było przyjść po mnie i siłą wyciągnąć na zajęcia. – powiedziałam do Jace’a i Evelin. Dziewczyna w odpowiedzi się uśmiechnęła.
- Dopóki nie opanujesz podstaw równowagi, te zajęcia są bezcelowe. Za jakieś dwa dni możemy je wznowić, a ty odeśpisz zarwane nocki. – dopowiedziała, a mnie zalała fala ulgi, że nie są źli na mnie. Ja pewnie bym się wściekała, gdyby ktoś wystawił mnie do wiatru.
- Ale co z wami? – spytałam, jakbym nie miała dość zmartwień.
- Dzisiaj razem z Evelin szkoliliśmy się nawzajem i przez całe, poprzednie, dwa lata tak było. Możemy poczekać jeszcze te dwa dni. – odpowiedział Jace, a potem każdy poszedł w swoją stronę.
Stanęłyśmy z Bellą na środku sali i w spokoju ćwiczyłyśmy, starając się nie zrobić komuś krzywdy.
- Doskonale wam idzie, dziewczyny. – powiedziała Nikki, a ja wystraszyłam się, kiedy stanęła za mną.
- Dzięki. – odpowiedziałyśmy równocześnie z Bellą, czym wywołałyśmy uśmiech na twarzy Anielicy.
Odwróciłam się w stronę Isabelle i czekałam, aż unaoczni Ogień. Kiedy zobaczyłam przed sobą ognistą kulę, zamknęłam oczy, a przed oczami miałam jezioro, które unaoczniłam i scenę, kiedy Damien podarował mi moją różę.
- Angie? – gwałtownie otworzyłam oczy i odwróciłam się w prawo. Zobaczyłam Damiena, który niestrudzenie ciągnął dalej – Musisz ze mną iść.
- Gdzie iść? – w pytaniu uprzedził mnie Jace, który nagle znalazł się po mojej lewej stronie.
- Mało istotne. – odpowiedział wymijająco chłopak – Bez eskorty. – dodał w obawie, że przyjaciele poszliby za mną. Nie zdziwiłabym się tym faktem. A najmniejszym zdziwieniem byłoby, gdyby puścili mnie bez żadnych, większych sprzeczek.
- Ona nigdzie nie pójdzie, dopóki nie powiesz dokąd. – wysyczała Bella, a ja poczułam nieznośny ucisk w głowie. Odwróciłam się w stronę Wampirzycy i skupiłam się na tym, aby kula Żywiołów roztrzaskała się o ścianę za Bellą, ale napotkałam opór. Spróbowałam jeszcze raz. I znowu nic. Zmieniłam odrobinę w głowie kurs kuli, ale znowu brak reakcji.
- Angie możesz się pośpieszyć? – spytał, lekko zirytowany Damien i w tej samej chwili bańka pękła, zwalając mnie i Belle z nóg.
- Wszystko dobrze? – spytał Jace i pomógł mi się podnieść.
- Tak. – odpowiedziała niepewnie. – Co to było? – to pytanie nie było skierowane do konkretnej osoby.
- Potem się tym zajmiemy, teraz musisz iść. – powiedział Damien.
- O nie, mój drogi, ona nigdzie teraz nie pójdzie. – odwróciłam się i zobaczyłam Nikki, która spoglądała ze zgrozą na Damiena.
- Musi iść ze mną. – odparł krótko
- Jest na moich zajęciach i to ja decyduje czy może wyjść. Przed chwilą wybuchły unaocznione Żywioły i ty sądzisz, że puszcze ją, od tak sobie? – dopiero po jej słowach uświadomiłam sobie, a właściwie zobaczyłam, że znowu jestem głównym obiektem do podziwiania na zajęciach.
- Stało im się coś od tego…wybuchu? – spytała cichutko Evelin
- Nie wiem. – zwróciła się do niej Nikki – Wyglądał dosyć poważnie, ale będę wszystkiego pewna po badaniach.
Bomba. Czyli znowu odwiedzę gabinet Meg.
________________________________________________________________________________

I oto kolejny rozdział, który moim zdaniem, jest jednym z najgorszych :/Mam nadzieje, że ktoś przez niego przebrnął.
A z tych milszych informacji, to z okazji świąt Bożego Narodzenia, chciałabym Wam życzyć spełnienia marzeń i wszystkiego co najlepsze.
Myślę, że jeszcze przed nowym rokiem wpadnę na bloga i coś dodam :)
Weronika

18 komentarzy:

  1. Super, świetny i zaciekawiający rozdział :) kontynuuj wątek Damiena i Angie, bo jest naprawdę dobry ;D. Pozdrawiam i wesołych świąt ~fanka Damiena

    OdpowiedzUsuń
  2. świetnie napisane i dobrze poprowadzona akcja! Bosko wymyśliłaś fabua! Zapraszam do mnie <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Mi się tam bardzo podobało i czekam na kolejny :) Szczęśliwego Nowego Roku.
    Pozdrawiam :)
    http://always-be-where-you-are.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje :) Ja również życzę szczęśliwego Nowego Roku :)

      Usuń
  4. Dziewczyno jesteś genialna xx Z niecierpliwością czekam na następny rozdział... Mam nadzieję, że będzie to niedługo, życzę weny oraz dalszych jakże bardzo ciekawych rozdziałów. Powodzenia xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jejciu dziękuje :) rozdział jako taki, jest już gotowy i myślę, że w sobotę się ukaże :)

      Usuń
  5. Czekam na kolejne rozdziały ;) zapraszam do mnie, dopiero zaczynam, zainspirowało mnie trochę twoje opowiadanie ;D Jesteś świetna!

    OdpowiedzUsuń
  6. jest coraz ciekawiej, doskonale wychodzi Ci pisanie rozdziałów, czekam na więcej :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetne :) Nominowałam Cię do Liebster Blog Award :) --> http://miedzy-stronami-ksiazki.blogspot.com/2014/04/liebster-blog-award.html

    OdpowiedzUsuń
  8. Muszę cześciej czytać twoje opowiadanie, bo nigdy nie nadrobię :D
    Damien ciągle jest taki oschły, denerwuj mnie. Ale za to podoba mi się lojalność Kręgu. Nie spodziewłam się, że Angie uderzy Jessiccę. Fakt, dziewczyna jest strasznie wkurzająca i zarozumiała, ale Angelica nie musiała jej atakować. Mogła się odegrać słownie i tyle. No bo po co robić sobie wrogów? teraz na pewno między dzieczynami będzie jeszcze gorzej. No ale nic, zobaczymy ;) No i ciągle widać, jak Angie tęskni za swoją przyjaciółką Kate no i za Andrew. W dalszym ciągu mam nadzieję, że kiedyś jeszcze ich spotka. No i ciągle czekam na jakieś poważne starcie z Wygnańcami.
    Jedyne zastrzeżenie to wzmianka o niedzielnych mszach do Matki Żywiołów. Nie przepadam, gdy wątki religijne łączą się z fantastyką, dlatego te "msze" nazwałabym innym słowem, może ceremonią, dziękczynieniem itp, ale to już takie moje czepianie się. ;) Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  9. W życiu nie czytałam tak dobrego opowiadania! Aż mnie powaliło z nóg! <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Najlepszy blog, który kiedykolwiek czytałam! Jeju, jak ktoś może być tak niebiańsko dobry! *-* Szał normalnie. <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Przemoc nie zawsze jest najlepszym rozwiązaniem, jednak w tym przypadku Angie uderzając Jessicę miała absolutną rację, było to bardzo słodkie z jej strony :D Ah, Eveline i Jace ♥ No to ja czytam dalej ;3

    OdpowiedzUsuń