sobota, 5 lipca 2014

Rozdział XXVII

Moja rodzicielka zatrzymała się w pół kroku, kiedy mnie zobaczyła. Bez opamiętania minęłam przyjaciółkę i podbiegłam do matki, po czym mocną ją uścisnęłam.
- No już, aniołku. – szepnęła mi we włosy. Nie rozklej się, Angie.
Odsunęłam się od niej i dokładniej przyjrzałam.
Danielle Turner, odkąd pamiętam wyglądała jakby miała 25 lat. Jej długie, blond włosy nie straciły swojego blasku, mimo, że kobieta miała na karku już 39 wiosnę. Była wysoka, nie to co jej latorośl, a niebieskie oczy jak zawsze pełne blasku. Wyglądała jak niesforna nastolatka, której udało się wyrwać po kryjomu na randkę.
- Dzień dobry. – usłyszałam Izabellę, która opierała się o poręcz.
- Dzień dobry. – odpowiedziała pogodnie moja mama. Uśmiech nie schodził jej z twarzy, dopóki nie zobaczyła Damiena. Mina jej zrzedła, a ja zobaczyłam, że się trzęsie. Nie rozumiałam. To tylko nastolatek. Tak jak ja, czy Bella.
- Pani Tamblyn? – usłyszałam madame Cecile.
Tylko nie to, błagam. Mama odwróciła się w jej stronę i przytaknęła.
- Proszę ze mną na słówko. – dodała Przełożona, a rodzicielka na odchodnym posłała mi spojrzenie w stylu ,,policzymy się potem”.
Kiedy drzwi zatrzasnęły się z hukiem, ja oparłam się o ścianę i patrzyłam tępo w przestrzeń.
Każdy kij ma dwa końce odezwał się Upierdliwiec.
Racja, ma. Chciałam zobaczyć się z mamą, ale nie przemyślałam tego, że Cecile weźmie ją na rozmowę.
- Wyglądasz jakbyś zaraz miała wyparować w powietrzu. – odezwała się Bella
- Chciałabym.
- Twoja mama mi kogoś przypomina. Mam wrażenie, że gdzieś ją kiedyś widziałam, ale nie pamiętam, gdzie. – powiedziała zamyślona
- Była już tutaj przecież. – odparłam, a ona pokręciła głową
- Nie, to nie to. Jestem pewna, że spotkałam ją już wcześniej. Może nawet rozmawiałam. I ona też mnie kojarzy. Widziałam, jak źrenice jej się powiększyły, na mój widok.
- Gadasz o sobie, jak o psychopacie.
- Angie, ja mówię prawdę. – naciskała. Westchnęłam i uniosłam ręce w obronnym geście.
- Dobra, wierzę ci.
Chciałam coś jeszcze dodać, ale drzwi gabinetu się otworzyły i wyszła z nich moja mama. Po jej minie wnioskowałam, iż nie była zadowolona.
- Chodź. – powiedziała i wzięła mnie pod ramię. Skinieniem głowy pożegnałam się z Wampirzycą, ignorując przy tym Damiena.
Wyszłyśmy na dziedziniec, dokładniej, pod fontannę. Usiadłam obok kupidyna, a mama tuż obok mnie. Rozejrzała się dookoła, a potem uśmiechnęła sama do siebie, jakby już tutaj była i przeżywała tamte chwile od nowa. Przyglądałam jej się z zaciekawieniem.
- No co? – zapytała, odwracając się w moją stronę
- Wyglądasz jak krnąbrne dziecko, które ciszy się, że oszukało rodziców. – wzruszyłam ramionami
- Jeżeli ktoś tutaj coś przeskrobał, to na pewno nie ja.
Wzniosłam oczy ku niebu. Zaczyna się, ta chora gadka o właściwym zachowaniu.
- Dobra. – powiedziałam – Co takiego nagadała ci Przełożona?
- Pobiłaś swoją koleżankę, zdemoralizowałaś swoich przyjaciół, plątasz ich w niewiadomo jakie tajemnice… – wyliczała na palcach
- Okej, rozumiem! – krzyknęłam, poddając się, jednak szybko spytałam – Kogo pobiłam? – spytałam, a matka skarciła mnie wzrokiem. – No, serio, nie wiem!
- Niejaką pannę Prince. – odparła sucho
- To nie było pobicie. Sama się prosiła. A wcześniej walczyłyśmy, więc albo ja, albo ona wylądowałaby u pielęgniarki. – wytłumaczyłam
- Nie chcę wnikać, ile razy wdałaś się w bójkę, więc skończmy ten temat. – stwierdziła, kończąc rozmowę. Cholera, nie o tą akcję chodziło.
To był niepisany układ: kiedy ja zaczynałam się tłumaczyć i na jaw wychodziły inne brudne sprawy, ona kończyła rozmowę. Ja pozostawiałam wszystko swojemu sumieniu, a ona nie musiała się niepotrzebnie złościć. Nieraz naprawdę była super mamą. Tylko czasami zapominała, że ja jeszcze potrzebuję opieki.
- Angie, słyszysz mnie? – Mama wyciągnęła mnie z własnych rozmyślań, dając mi sójkę w bok
- Umm, tak. – mruknęłam
- Miałaś jakieś pytania, prawda?
- Tak. – odpowiedziałam, po czym zamilkłam, próbując ubrać to wszystko w słowa. Niestety, nie wymyśliłam nic sensownego, więc zapytałam prosto z mostu – Kim był mój ojciec?
Matka w odpowiedzi dźwięcznie się zaśmiała. Była chodzącą perfekcją. Szkoda, że jej jedyna córka okazała się nieudaną wersją matki.
- Głuptasie. – powiedziała, zakładając kosmyk moich włosów za ucho - Był Wampirem.
Zgromiłam ją wzrokiem.
- Nie o to pytam.
- A o co?
- O jego dane osobowe. – fuknęłam, mało uprzejmie. Ona ze mną pogrywała!
Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, moja mama natychmiast spoważniała.
- Angie…ja…nie wiem. – wydukała, spuszczając głowę
To żart, prawda? Nie wie, z kim ma dziecko?
- Mamo, to ważne. – naciskałam.
- Wiem, skarbie. I naprawdę, chciałabym ci pomóc, ale nie umiem. Wiem tyle, że był ważną szychą i z ich wszystkich nakazów i zakazów, wynikało, że miał mnie zostawić, kiedy zaszłam w ciążę. Ale nie zostawił. Zamieszkaliśmy razem, aby mógł się mną opiekować. Miesiąc przed porodem, musiał uciekać, bo go szukali. Wymazał mi z pamięci podstawowe informacje o nim, abym była bezpieczna. Abyśmy obie były. – wyjaśniła
- Naprawdę, nic nie pamiętasz? – Spróbowałam jeszcze raz, chociaż znałam odpowiedź. Kiedy pokręciła głową, westchnęłam głośno i ukryłam twarz w dłoniach.
Kobieta przytuliła mnie do piersi, a ja wdychałam w nozdrza jej zapach, który tak bardzo mnie uspakajał. Dawał mi poczucie bezpieczeństwa.
Nie wiem, ile tak siedziałyśmy, ale kiedy poczułam, że jest lepiej, odsunęłam się od mamy. Rozejrzałam się dookoła, a kiedy uświadomiłam sobie, gdzie jestem i co tu robię, gorzkie myśli powróciły.
- Jak ci jest tutaj? – spytała cicho, głaszcząc mnie po policzku
- Źle. – odparłam bez emocji – Chcę do domu. Chcę do Kate i Andrew.
- Andrew…- mruknęła niezrozumiale, jakby nie mogła sobie przypomnieć, kim on jest. – Coś o nim wiadomo?
Pokręciłam w przeczeniu głową, a wtedy, kątem oka go dostrzegłam. Stał przy drzwiach wejściowych, oparty o ścianę. Przyglądał się nam.
- To Damien, prawda? – zapytała, a ja mechanicznie pokiwałam głową. Byłam za bardzo poruszona, aby wydusić z siebie jakikolwiek dźwięk.
Czy on naprawdę, nie da mi chwili prywatności?
- On jest twoim instruktorem?
Znowu potwierdziłam ruchem głowy, nie spuszczając oczu z chłopaka.
- Chodźmy stąd. – szepnęła, biorąc mnie pod ramię. W tamtej chwili, nie umiałam wydusić z siebie żadnego słowa, jednak jakaś niewielka cząstka mnie szczerze jej dziękowała, że zabrała mnie z pola widzenia chłopaka.
Przeszłyśmy przez dziedziniec i stanęłyśmy między dwiema, lichymi jabłoniami. Z łatwością można było nas dostrzec, ale on wiedział – a przynajmniej odnoszę takie wrażenie – że to dziwnie by wyglądało, gdyby za nami tutaj poszedł.
- Mam wrażenie, że nie mówisz mi czegoś istotnego – powiedziała mama, świdrując mnie wzrokiem
No i co? Mam jej powiedzieć, że chcę uratować przyjaciela? Że chcę go odnaleźć za wszelką cenę, po kryjomu, w tajemnicy przed wszystkimi? Tylko by się zamartwiała. Co ja bredzę. Ona WPADŁABY w panikę i zabrałaby mnie stąd, albo poszła do Przełożonej i o wszystkim jej powiedziała.
- Umm…muszę pracować na kuchni w weekendy. – wydukałam, bawiąc się kosmykami włosów
- I co w tym złego? – spytała, marszcząc brwi –Żadna praca nie hańbi, Angie.
- Wiem, tylko myślałam, że weekendy będę mieć spokój.
- Na spokój należy sobie zasłużyć, kochanie.
- Panuję nad Wodą, to niewystarczający powód?
Mama zaśmiała się serdecznie i pogładziła po policzku.
- Jesteś silna, dasz radę. Musisz dać. – westchnęła
- Jak mam dać radę, skoro każdy traktuje mnie jak zło konieczne? Nikt mi nic nie mówi! – Nie wytrzymałam. Dawno nie czułam czegoś takiego w środku. Takiej cholernej bezsilności.
- Musisz być cierpliwa. – odparła, przytulając mnie.
- I co jeszcze… - mruknęłam pod nosem, ale ona tego nie usłyszała.
Odsunęłam się od niej, kiedy usłyszałam nawoływanie.
- Angie, chodź tu! – krzyknęła Bella, wychylając się zza budynku. Spojrzałam na rodzicielkę, a ta skinęła głową. Podbiegłam do przyjaciółki, a ta szybko wyjaśniła
- Patric wyjeżdża.
- Już? – zapytałam przerażona, a ta pokiwała smutno głową.
Było mi tak głupio, że przez moje widzimisię musi wyjechać. W milczeniu podeszłyśmy pod bramę wjazdową i zobaczyłyśmy jak z budynku wychodzi Wampir z torbą na ramieniu, rozmawiając o czymś z Damienem.
A to ci niespodzianka mruknęło sumienie.
I to jaka, odparłam.
- Komitet pożegnalny? – spytał z rozbawieniem, podchodząc do nas.
- Nie licz na fajerwerki – uprzedziła go Isabelle
- Zdziwiłbym się, gdybyś zapomniała zabrać ze sobą ciętego języka.
- Nie rozstaję się z nim
- Naprawdę? – zmarszczył brwi. Stali blisko siebie i nie zwracali uwagi na to, co się wokół nich dzieje. Damien znacząco chrząknął, a ci odskoczyli od siebie jak oparzeni.
- Hej, królewno, nie smuć się. – zwrócił się do mnie
- Będzie mi brakować twojego pilnowania mojej osoby.
- Mi też, ale teraz jadę za dwiema, niepokornymi Pół Anielicami, które już raz dały nogę, kiedy ktoś po nie przyjechał.
Wampirzyca prychnęła
- Cecile sądzi, że dasz sobie radę, skoro jednej Angie nie umiałeś upilnować?
- Chyba wszyscy wiemy, dlaczego to ja jadę. – wzruszył ramionami
No, wszyscy wiemy. Przez Angelinę Tamblyn.
- Przykro mi. – szepnęłam, spuszczając głowę. Chłopak westchnął i podszedł do mnie, obejmując mnie.
- Jeszcze całe życie przed tobą, nie możesz się smucić. – powiedział
- Wiesz, że to brzmi przerażająco? – odpowiedziałam, patrząc mu się w oczy
- Wiem, ale szybko wrócę. – mruknął, uwalniając mnie z uścisku. Kiedy się wycofał, jego miejsce zajęła Bella, otaczając mnie ramieniem.
- To naprawdę wzruszające, że jesteście tutaj ze względu na mnie. – odezwał się Patric, ocierając niewidzialne łzy wzruszenia
- Nie myśl, że nie mamy w tym interesu. Za chwile mamy stawić się w kuchni. – rzuciła Wampirzyca
- I tak będziesz tęsknić, Bells. – stwierdził chłopak
- Śnij dalej, McSparkle.
- Nie nazywaj mnie tak. – Pogroził jej palcem jak małemu dziecku. Dziewczyna chciała odpowiedzieć, ale już nie zdążyła, bo obok nas stanęła madame Cecile, Selene oraz jakiś wysoki mężczyzna. Miał zielone, prawie szmaragdowe oczy. Miałam wrażenie, że gdzieś widziałam jego młodszą kopię. Po krótkiej chwili zrozumiałam, kto to. To był ojciec Patricka.
- Myślę, że nie warto przeciągać tej całej szopki. – zaczęła chłodno Cecile – Pamiętasz, kogo szukasz? – zapytała chłopaka
- Niny Brown oraz Courtney Rain, dwóch Pół Anielic - wyrecytował
- Doskonale. – odparła Selene
Przełożone po kolei do niego podeszły, przytulając go, po czym się wycofały. Patric podszedł do ojca, który stał dwa kroki dalej i zamienili po cichy parę słów, a pod koniec, tata go uścisnął. Nadeszła kolej na nas.
- Już dobrze, Pół Wampirzyco. Pokaż im wszystkim, gdzie ich miejsce. – wyszeptał mi do ucha, ostatni raz przytulając. Pokiwałam głową, niezdolna do odezwania się. Gula w gardle była zbyt wielka.
Potem podszedł do Damiena. Rozmawiali ze sobą chwilę, ale nic nie słyszałam. Wnioskując po minie Isabelle, ona także nie. Pożegnanie zakończyli uściskiem dłoni, a Wampir podszedł do Belli. Wyglądał na skrępowanego. Ona zresztą też. Dukali coś do siebie niezrozumiale, widocznie skrępowani. Usłyszałam tylko jak mówią sobie ciche ,,cześć”, a potem Patric znowu podszedł do ojca i wyszli przez bramę. Odwrócił się ostatni raz, aby nam pomachać i zniknął w czarnym SUV-ie.
Odwróciłam się w stronę przyjaciółki, której twarz nie wyrażała żadnych emocji. Westchnęłam cicho, a potem usłyszałam rozkaz Cecile
- Zgłoście się na kuchni. Natychmiast. – zagrzmiała, po czym odeszła razem z Selene.
Spuściłam głowę i posłusznie ruszyłam za Isabelle i Damienem. Weszliśmy do środka budynku i skierowaliśmy się na stołówkę.
Pamiętam, kiedy pierwszy raz byłam w jadalni i Bella weszła do kuchni, przynosząc nam jajecznice. Skierowaliśmy się w tą samą stronę, co ona wtedy i weszliśmy do ogromnego pomieszczenia.
Pierwszą rzeczą, jaka we mnie uderzyła był zapach, co jest chyba normalne, bo to kuchnia. Poczułam woń skórki pomarańczy oraz pieczeni.
Po tym, jak mój nos skończył poszukiwania nowych zapachów, ja rozejrzałam się po pomieszczeniu.
Było ogromne. Coś jak połowa małej sali. Ściany oraz podłoga były wyłożone białymi kafelkami, a przy nich rozciągał się imponujący aneks kuchenny, także w białej tonacji. Pomieszczenie było oświetlane przez dwie świetlówki, a naprzeciwko drzwi znajdowało się jedno okno.
- O, tutaj jesteście. – Usłyszałam kobiecy głos. Odwróciłam się, stając twarzą w twarz z dość pulchną brunetką. – Dzisiaj nie macie dużo pracy. – kontynuowała – Podzielcie się robotą. Musicie obrać i pokroić 5 kilo cebuli, marchewki i ziemniaków.
Palcem wskazała worki, leżące na jednym z blatów i wyszła.
- Zajmę się cebulą. – odezwała się Isabelle, podnosząc jedną z paczek. Skierowała się w stronę okna i to przed nim zajęła sobie stanowisko, stając tyłem do mnie i de Wintera.
- Co chcesz? – spytał, zaglądając do worków.
- Marchewki – odparłam cicho. Chłopak wziął inny worek i skierował się na stanowisko naprzeciwko tego, na którym leżały warzywa. Podeszłam do ostatniego pakunku i rozejrzałam się.
Na blacie leżała deska do krojenia oraz stojak na noże i dwie miski. Do jednej z nich wysypałam wszystkie marchewki i zaczęłam je obierać. Obrane warzywa wrzucałam do drugiej z misek.
Kiedy wszystkie marchewki były już obrane, zabrałam się za ich krojenie. Szło mi to wyjątkowo sprawnie. Może dlatego, że w całej kuchni panowała cisza, nie licząc dźwięku noży uderzających o deskę.
Byłam już w połowie pracy, kiedy usłyszałam cichy szloch. Odwróciłam się w stronę Damiena, który także zwrócił się w moją stronę. Wzruszył ramionami i wskazał Wampirzycę.
- Wszystko w porządku, Bells? – zapytałam głośno
- Kroję cebulę – wyjaśniła, pociągając nosem. Spojrzała na nas przez ramię i uśmiechnęła się, ocierając wierzchem dłoni łzę z policzka. – Następnym razem wy kroicie ten wyciskacz łez – dodała i wróciła do pracy.
Pokręciłam z rezygnacją głową i także zajęłam się robotą.
W mgnieniu oka ją skończyłam. Wyczyściłam blat, a brudne naczynia wrzuciłam do zmywarki. Spojrzałam na przyjaciółkę i chłopaka – oni także już kończyli.
- No, zgraliście się idealnie w czasie. – powiedziała jedna z kucharek, wchodząc. – To tyle, możecie już iść.
Kulturalnie się pożegnaliśmy i wyszliśmy. Bella nadal miała zaczerwienione oczy, od płaczu, który wycisnęła z niej cebula.
- A tobie co? – zapytał Jace, który siedział przed stołówką razem z Evelin
- Cebula wycisnęła z jej oczu trochę soków. – wyjaśniłam, a Anioł się zaśmiał.
- Warzywo cię pokonało? Czas to zapisać w kalendarzu. – stwierdził
- Nie mam nastroju na żarty. – odezwała się Bella, wymijając nas wszystkich.
Olśniło mnie. To nie cebula była głównym powodem płaczu. Była raczej przykrywką. Ona płakała z tęsknoty. Z tęsknoty za Patrickiem.
_________________________________________________________________________________
Bardzo Was przepraszam, że musieliście czekać tyle na rozdział, który i tak jest zły. Niestety, nie wiem, kiedy pojawi się nowy. Obiecuję, że w przeciągu 2 tygodni. 
Zachęcam do komentowania i wyrażania swoich opinii :)
Weronika

33 komentarze:

  1. To jest super.Ciekawa jestem co będzie dalej.Szkoda ze tak długo trzeba czekac ale na pewno będzie warto. Koffam cię <33 i WENY 😏

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne. Życze weny. A tak wogule to ile Damien ma lat?

    OdpowiedzUsuń
  3. Czemu tu mówisz, że rozdział jest zły skoro jest świetny? ;-;
    W literaturze nie chodzi o gwałtowność i częste zwroty akcji, a odczucia, przemyślenia i wybory przed którymi czytelnik staje razem z bohaterami...
    Te wydarzenia mają dać odbiorcy do myślenia i nauczyć go kilku prawd życiowych...
    Twoje opowiadanie spełnia te wymagania, wiec jest świetne *-*
    Kocham i zapraszam do sb, Ola :$

    OdpowiedzUsuń
  4. rozdział bardzo dobry :) nareszcie Bella przyznała się co do niego czuję :D cieszę się bardzo... :D nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału pozdrawiam i czekam <3 ^-^
    /Paulina <3

    OdpowiedzUsuń
  5. No właśnie ile Damien ma lat? WENY... ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział wcale nie jest zły. Czekam na kolejny. Weny!

    OdpowiedzUsuń
  7. Uhuhuh, nowa postać :D Będzie odgrywała jakąś większą rolę? :D

    OdpowiedzUsuń
  8. świetny rozdział :) czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  9. Kocham te opowiadanie <3 jest boskie i to jedno z najlepszych opowiadań jakie kiedykolwiek czytałam 😉

    OdpowiedzUsuń
  10. Zajebisty blog.. mam nadzieję że będzie więcej takich opowiadań...Jesteś świetna .. Kocham twojego bloga <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetne pisz dalej <3

    OdpowiedzUsuń
  12. Piękne, pisz dla nas dalej ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Łał *_* Rozdział jest na prawdę długi i świetny. Nie czytam niestety twojego bloga, ale mówię od razu, żebyś nie przestawała pisać :) Posiadasz dziewczyno talent i na pewno wiele osób czeka na następne rozdziały. Dlatego przesyłam duuużo weny :)

    Zapraszam:
    http://too-young-to-die-x.blogspot.com
    http://katie-and-one-direction.blogspot.com
    http://summer-changed-my-life.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  14. Jeju masz suuper posty na blogu nigdy nie przestawaj blogować ... ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. świetny oby tak dalej Weny.....

    OdpowiedzUsuń
  16. To jest super oby tak dalej :) Życzę dalszej tak owocnej Weny :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Świetnie piszesz, nie przestawaj!

    OdpowiedzUsuń
  18. Świetna opowieść ! czekam na kolejne ! ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Jej *.*
    Mam nadzieję, że kolejną opowieść już masz w drodze.
    Czekam z niecierpliwością.
    Powodzenia :**

    OdpowiedzUsuń
  20. Świetne,oby tak dalej ;)

    OdpowiedzUsuń
  21. Świetne są twoje opowiadania :) Czytam i czekam na kolejne :))

    OdpowiedzUsuń