piątek, 6 grudnia 2013

Rozdział XI

Siadłam na ławce czekając, aż mój instruktor wróci ze składziku. Dalej nie wiem, co mu powiem kiedy spyta, co robiłam u Przełożonej.
- Wstawaj. – podskoczyłam, drugi raz w ciągu dziesięciu minut, na dźwięk jego głosu. Damien wszedł na salę i czekał, aż coś powiem. Niedoczekanie jego.
Grzecznie podeszłam i wzięłam od niego atrapę srebrnego ostrza i stanęłam w tym samym miejscu, co wczoraj.
Jedyną różnią było to, że on zaatakował mnie. Odskoczyłam, ale nie dość szybko, bo złapał mnie za ramię i wylądowałam na macie. Upadek był dość mocny, ale zebrałam się i stanęłam w tym samym miejscu, w którym stałam przed paroma sekundami.
Damien znowu zaatakował, a ja znowu upadłam i tak kilka razy. Za każdym razem podnosiłam się i uważnie badałam każdy jego ruch. Kiedy miał kolejny raz położyć mnie na macie, ja drasnęłam go atrapą w rękę, co zbiło go z pantałyku. I to mi wystarczyło, aby uciec na środek sali mając w głowie słowa Belli ,,nie pozwól aby Cię otoczyli”, a połączenie ja, Damien i ściana nie było jakoś specjalnie zachęcające. Mogłam już odhaczyć na mojej liście polecenie Belli i Jace’a. Zostało mi tylko utrzymanie się na nogach jak najdłużej, co będzie najtrudniejsze, zważywszy na to, że drobniutka Evelin położyła mnie na łopatki jednym ruchem.
Damien nie tracił ani chwili. Otrząsnął się i znowu zaatakował. Tym razem celniej. Nie udało mi się utrzymać równowagi i upadłam. Żeby było zabawniej, to nie upadłam na materac, tylko uderzyłam głową o podłogę. Zobaczyłam mroczki przed oczami. Słyszałam, że Damien mnie woła, jednak nie miałam siły aby mu odpowiedzieć. Po chwili nie widziałam już nic.

***

Ostrożnie otworzyłam oczy, jednak po chwili musiałam je zamknąć, gdyż światło lampy było nie do zniesienia. Ponownie otworzyłam oczy, robiąc najpierw z dłoni daszek, który miał ochronić moje oczy przed światłem.
- Skarbie, wszystko dobrze? – usłyszałam ciepły głos, a po chwili zobaczyłam burze rudych włosów pielęgniarki Meg.
- Chyba tak, ale to światło bardzo mnie razi. – odpowiedziałam.
Chyba mało ją to interesowało, że to światełko mnie irytuje, bo powiedziała:
- Napędziłaś nam stracha, kotku. Damien był przerażony kiedy cię tu przyniósł.
- On mnie tu przyniósł? – spytałam jak jakaś idiotka, bo było oczywiste, aczkolwiek zrobiło mi się cieplej w środku. To dziwne uczucie, czuć przyjemne ciepło, dzięki osobie, która nic dla ciebie nie znaczy. Mało tego, ta osoba jest po części sprawcą niektórych problemów.
- Tak. Chłopak strasznie panikował. Musiałam mu dać napar z melisy, aby przestał chodzić w kółko. – mówiła to z uśmiechem, a mi zrobiło się głupio.
- Długo tutaj leżałam?
- Od czterdziestu minut. Niestety, jeszcze tutaj zostaniesz. Musimy zbadać czy nie masz wstrząsu mózgu. Jak wiesz, Wybrańcy gorzej przechodzą jakiekolwiek choroby. Niekiedy zwykłe przeziębienie może trwać dwa razy dłużej niż u ludzi. Taki już wasz los. Mam nadzieje, że nie masz wstrząsu mózgu, już wczoraj miałam pacjentkę z takimi objawami, jednak na szczęście obyło się tylko ze zwichniętą kostką. Co prawda to dalej miesiąc zwolnienia, ale lepsze to, niż wstrząs mózgu. – mówiła jednym ciągiem, bez żadnej, nawet króciutkiej pauzy. – Teraz jeszcze odpoczywaj, a ja zaraz przyjdę i cię zbadam. Muszę poinformować twojego instruktora, że się obudziłaś. – pielęgniarka wyszła i cichutko zamknęła za sobą drzwi od sali chorych.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Poza mną, nie było tutaj nikogo. Poprawiłam poduszkę i ostrożnie się na niej położyłam, czekając, aż Meg wróci i mnie przebada. Te minuty dłużyły mi się niemiłosiernie. Lubię leniwie spędzać czas, ale ta niepewność, czy wszystko jest dobrze wszystko mi zepsuła. Zastanawiałam się co robią moi przyjaciele. Zrobiło mi się głupio, bo oni znają mój plan lekcji, a ja ich nie. Moje rozmyślania, połączone z poczuciem winy, przerwały skrzypiące drzwi, co było zaskakujące, bo Meg zamknęła je po cichu. Nie miałam ochoty podnosić głowy, aby zobaczyć kto przyszedł. Zresztą nawet nie musiałam, bo po chwili na krześle obok usiadł Damien.
- Dobrze się czujesz? – spytał, a ton jego głosu tak różnił się od tego, kiedy wydawał polecenia na sali.
- Dobrze. - odpowiedziałam, nie zaszczycając go żadnym spojrzeniem. Nie podjął już rozmowy ze mną, co było mi na rękę. Nie chciałam tłumaczyć się, co robiłam wczoraj u Przełożonej, a gadka o moim stanie zdrowia też nie była najciekawszym tematem do rozmowy.
- Dobrze kotku, zaraz cię przebadamy. – cisze przerwał melodyjny dźwięk głosu Meg. Kobieta stała i majstrowała coś przy aparaturze, a ja dopiero teraz zauważyłam, że mam w ręce wenflon. Ostrożnie uniosłam się na łokciu i zwróciłam twarzą w stronę pielęgniarki. –Nic cię nie boli? – spytała, szykując strzykawkę. Nie żebym się bała ukłucia, albo widoku krwi, ale ta strzykawka była ogromna! Właściwie nie tyle co sama strzykawka, co igła. Przełknęłam ślinę.
- Nie. Jak się obudziłam to bardzo raziło mnie światło, ale jest już dobrze. – pielęgniarka pomogła mi usiąść i podciągnęła rękaw mojej, już lekko wygniecionej koszulki.
- Rozluźnij się. – powiedziała, spokojnym i ciepłym głosem, który podziałał na mnie jak magnez. Nie wiem jakiej rasy była ta kobieta, ale jej głos hipnotyzował. Trochę tak jak madame Cecile. Może były siostrami? Moje rozmyślania przerwało ukłucie w ramię. Drgnęłam, ale zaraz się uspokoiłam, widząc, że Damien poderwał się z krzesła. – Weź wacik i przyłóż w miejsce gdzie wbiłam igłę. Za chwile powinno przestać krwawić. – powiedziała i wróciła do swojego gabinetu, a ja posłusznie przyłożyłam wacik do ranki.
Po kilku minutach Meg wróciła oznajmiając, że wszystko ze mną w porządku i mogę wrócić na zajęcia. Mój instruktor spojrzał na zegar wiszący na ścianie.
- I tak zaraz lunch. – powiedział.
Wyminęłam go i ruszyłam na salę po swoją torbę, której nie raczył przynieść. Weszłam na sale i zobaczyłam, że nic nie zostało ruszone. Wszystko leżało tak, jak pamiętałam, zanim straciłam przytomność. Wzięłam swoją torbę i ruszyłam na stołówkę.

***

- Straciłaś przytomność!?!? – krzyknęłam Bella, kiedy opowiedziałam im co się stało, co było ogromnym błędem.
- Nic. Mi. Nie. Jest. – przeliterowałam, aby wreszcie to do nich dotarło. Nie podziałało zbytnio. Zanim zdążyłam zorientować się co zamierza zrobić, było już za późno. Wampirzyca ruszyła do stolika Damiena i zaczęła się na niego drzeć. Oczywiście, jakby tego wszystkiego było mało w moją stronę ruszyła księżniczka Jessika.
- Czy mogłabyś zapanować nad swoją przyjaciółką? – powiedziała słodko, ostatnie słowo wymawiając z przekąsem.
- Nie. – odpowiedziałam z uśmiechem i ruszyłam w stronę Belli.
Położyłam jej rękę na ramieniu, a ta się odwróciła.
- Starczy. – powiedziałam stanowczo – Nic mi się nie stało. – dokończyłam po czym szarpnęłam ją w stronę naszego stolika. Zobaczyłam przerażenie w oczach Evelin i Jace. Od razu zorientowałam się co się święci.
Zastanawiający jest fakt, że w jednej chwili jestem nieobecna i orientuje się w niektórych sprawach ostatnia, a chwile potem wiem co się święci zanim ktokolwiek się odezwie.
Wzięłam oddech i odwróciłam się w stronę Jessiki, która lekko kuśtykała.
- Jakiś problem? – spytałam
- Ty jesteś problemem, Tamblyn. Ty i ten twój pseudo Krąg. Zakłóciłaś spokój w Domu swoim przybyciem. – wysyczała
- Możesz mi wierzyć, że sama nie chce tutaj zostać i gdyby byłby cień szansy, że mogę stąd uciec, zrobiłabym to. – powiedziałam patrząc w jej oczy, a potem dodałam – Twoje towarzystwo też nie jest mi na rękę, ale nie ogłaszam tego wszystkim dookoła. Chociaż już na pierwszy rzut oka widać, że musisz mieć publikę, więc mogę ci to wybaczyć. – po tych słowach, wróciłam na swoje miejsce ukradkiem przyglądając się zdezorientowanej Jessice, która wróciła do swojego stolika żywo gestykulując, zapewne na mój temat.
Do końca lunchu nie odezwałam się do swoich towarzyszy, ani jednym słowem. Byłam zła na Belle, że poszła do Damiena, chociaż tłumaczyłam, że czuję się dobrze. Nie miałam żadnych zadrapań, jedynie bliznę po igle, a ona dramatyzuje jakby co najmniej amputowali mi nogę.
Razem z Jace’m ruszyłam na techniki obrony i walki, modląc się, aby Jessika dała mi i jemu dzisiaj taryfę ulgową. Nie miałam ochoty psuć sobie do reszty humoru, a właściwie jego resztek. Jednak to nie Pół Anielica miała zdeptać jego resztki. Ta zaszczytna rola przypadła Damienowi.
Kiedy Jace zobaczył z kim mamy zajęcia odwrócił się w moją stronę, uważnie mi się przyglądając.
- Jesteś pewna, że chcesz ćwiczyć? – spytał z obawą, że zaraz wybuchnę.
- Tak, jestem pewna. – powiedziałam nad wyraz spokojnie, samą siebie tym zaskakując.
Wszyscy jak na komendę stanęli w równym rzędzie, kiedy Damien wszedł na sale. Ostrożnie się wychyliłam z rzędu i przyjrzałam pozostałym. Jessiki się bali, ale teraz w ich oczach zobaczyłam strach i...szacunek do niego.
- Przez najbliższy miesiąc będziecie mieć zajęcia ze mną, gdyż Jessika jest kontuzjowana. – mówił surowym i szorstkim głosem, aż przeszły mnie ciarki. – Pracujecie w parach. Osoba, którą stoi po waszej lewej stronie jest waszym partnerem do końca miesiąca, chyba że zdarzą się jakieś wypadki losowe. Dotarło to do was? – spytał, a wszyscy potulnie pokiwali głowami.
Odwróciłam się w lewo i zamiast jakiejś znajomej twarzy, napotkałam wzrok niskiej szatynki.
- Angelina. – przedstawiłam się i podałam rękę, którą nieznajoma uścisnęła.
- Emma. – odpowiedziała mi z uśmiechem, a ja doszłam do wniosku, że nie wiem z jaką rasą mam do czynienia.
- Jesteś…- ostrożnie zaczęłam swoje malutkie przesłuchanko, jednak Emma szybko mi przerwała.
- Wampirem. Nie czytam w twoich myślach, bo nie jestem aż na tak zaawansowanym poziomie. – jej słowa zbiły mnie z pantałyku. Bella również jest w grupie dla początkujących, ale umie czytać w myślach. Mało tego, umie je wyłączyć. Coraz bardziej zaczynałam wątpić w fakt, że jesteśmy jakimś przeciętnym Kręgiem. Wybraniec, który ma blokadę we łbie, początkująca Wampirzyca, która czyta w myślach jak zawodowiec. Co jeszcze?
- I tak by mi to nie przeszkadzało. Moje myśli to same bzdury. – powiedziałam z uśmiechem, starając się, ukryć to jak bardzo jestem zdenerwowana.
Razem z nową koleżanką stanęłam w rogu sali, czekając, aż wszyscy się ustawią i Damien wyda nam jakieś polecenia.
 - Walczycie Żywiołami. Do każdego podejdę indywidualnie i dam wskazówki. Zaczynajcie. – kończąc swoją oschłą wypowiedź podszedł do pierwszej z brzegu pary.
Odwróciłam się w stronę Emmy, która również była zapatrzona w Damiena. Zresztą, tak jak wszystkie dziewczyny.
- To jak? – spytałam, a ona odwróciła się w moją stronę – Walczymy? – dziewczyna pokiwała głową.
Zaczęłam skupiać się na unaocznieniu Wody. Nigdy nie miałam problemu z używaniem Żywiołu, pod warunkiem, że miałam skąd go wziąć.
Kiedy udało mi się go unaocznić, ostrożnie wycelowałam nim w Emmę, nie chcąc jej zranić. Przyglądałam się jak biedaczka, próbuje unaocznić swój Żywioł. Dziewczyna zachwiała się i upadła, a ja podeszłam i podałam jej rękę, aby się podniosła.
- Wrogowi też podasz rękę, kiedy upadnie? – usłyszałam za sobą głos Damiena.
- To nie jest wróg. To przyjaciel. – powiedziałam, nie odwracając się w jego stronę.
- Na moich zajęciach każdy jest twoim wrogiem. Nie można polegać na drugiej osobie. – kontynuował, a ja odwróciłam się w jego stronę.
- Ah, tak? – spytałam, krzyżując ręce na piersi. – Akurat na moich przyjaciołach mogę polegać. I tutaj masz problem, bo byłam z Bellą u Przełożonej, a ty nie wiesz po co. Bo to do Belli idę, kiedy mam problem, nie do ciebie, chociaż jesteś moim instruktorem. Dlatego nie można polegać na drugiej osobie? Właśnie, dlatego!?! – zaczęłam się drzeć jak opętana i wszyscy zwrócili się w naszą stronę. Super, wywołałam już drugie przedstawienie z nami w roli głównej.  
- Nawet nie wiesz o czym mówisz. Nie każdy, kto cię przywita miłym słowem jest twoim przyjacielem. – powiedział najspokojniej w świecie.
- A skąd ty wiesz, jakim słowem mnie ona przywitała?!? Nie było cię przy mnie pierwszego dnia w Domu, nie raczyłeś mi nic powiedzieć! Kompletnie nic! – już do reszty puściły mi nerwy. Zresztą nie tylko mi. Mój Żywioł także nie wytrzymał tego napięcia i wybuchł razem ze mną. Dosłownie. Woda zaczęła ze mnie ,,wypływać” w postaci potężnych strumieni atakując wszystko i wszystkich. Tak szybko ja to się zaczęło, tak szybko się skończyło, a ja czułam jak ziemia osuwa mi się spod nóg. Ktoś w ostatniej chwili mnie złapał, a ja zdążyłam zobaczyć przerażoną twarz Jace’a, zanim zamknęłam oczy.

***

Stałam po środku ciemnego pomieszczenia, które oświetlała jedna, słabo paląca się świeca. Podeszłam do źródła światła i gdy chciałam sięgnąć po świecznik, nagle cały pokój oświetliło więcej świec.
- Witaj, Angelino. – usłyszałam za sobą kobiecy głos. Odwróciłam się w stronę, z której on dochodził. Zobaczyłam przed sobą piękną i wysoką kobietę. Miała rude, falowane włosy i bladą cerę, którą podkreślały piegi. Miała na sobie białą suknie do ziemi, a na głowie wianek z przeróżnych kwiatów. Zauważyłam tam kalie, tulipana, stokrotkę i mak. Zdawało mi się, że już ją gdzieś, kiedyś widziałam, ale nie mogłam sobie przypomnieć gdzie. – Cieszę się, że wreszcie się spotykamy. – powiedziała, uważnie mi się przyglądając.
- Przykro mi, ale nie znam Pani….- zaczęłam mówić, ale kobieta tylko się uśmiechnęła.
- Owszem znasz. – zaśmiała się. – Tacy jak ty, znają mnie, nawet jeżeli tego nie chcą.
Wsłuchiwałam się w słowa nieznajomej, wchłaniając każde jej słowo i starając się ułożyć je w logiczną całość. Nic, co się tutaj dzieje nie było logiczne, ale kluczem do rozwiązania owej zagadki był jeden kwiat, wpleciony w jej wianek. Mój kwiat.
- Jesteś Matką Żywiołów… - powiedziałam, a źrenice powiększyły mi się dwukrotnie ze zdumienia.
- Tak. Jestem Matką Żywiołów i nie kontaktuje się z tobą bez powodu. – powiedziała, a ja przywołałam się do porządku, starając się skupić na tym co do mnie mówi. – Aqua rosacea to niezwykle rzadki i wyjątkowy kwiat, co oznacza, że osoba, która posiada ten kwiat również jest wyjątkowa. Musisz być przygotowana na wiele poświęceń i wiele przeszkód. Wiem, że dasz radę, w innym wypadku nie byłabyś wodną różą. – mówiła powoli, jakby wiedziała, że nie wszystko zrozumiem od razu. Nie oszukujmy się, na pewno to wiedziała.
- Skąd mogła Pani wiedzieć, że jestem niezwykła, skoro jestem w Domu Żywiołów od dwóch dni? – spytałam
- Kwiat zostaje ci przypisany w dniu narodzin. To magia cię wybrała. Ja jestem tylko pośrednikiem. Wiem, że dasz radę pod jednym warunkiem. Trzymaj się osób, które są według Ciebie godne zaufania. Twoja intuicja może cię zawieść, ale jak na razie jesteś na dobrej drodze. Jeżeli będziesz słuchać się swojej intuicji, dojdziesz daleko.
- O tym mówił Damien…- powiedziałam jakby sama do siebie
- Damien to dobry wojownik, ale masz słuchać siebie, a nie jego. Nie musisz cały czas wykonywać jego rozkazów. Słuchaj go na treningach, a w innych kwestiach decyduj sama. – powiedziała dobitnie. Była pierwszą osobą, która nie wychwalała Damiena na lewo i prawo.
Nagle poczułam ucisk w brzuchu i instynktownie się za niego złapałam, zginając się w pół.
-Już czas, abyś się obudziła. Pamiętaj, słuchaj tylko i wyłączenie siebie i uważaj na to co komu mówisz. – kobieta zakończyła swój monolog, po czym dotknęła mojego czoła, a ja zobaczyłam tylko migające światło, po czym nastała ciemność…

***

- Angie? Angie! – usłyszałam krzyk Jace’a, a po chwili zobaczyłam jego przerażony wyraz twarzy. Rozpoznałam też twarz Emmy i Damiena.
- Wszystko w porządku? – spytała wystraszona szatynka, którą parę minut temu zaatakowałam Wodą.
- Tak, jest okej. – powiedziałam i podniosłam się, odrobinę się przy tym chwiejąc.
- Idziemy do pielęgniarki. – zadecydował Damien, a ja wywróciłam oczami i stanęłam obok Emmy.
- Nigdzie nie idę. – powiedziałam nie patrząc na niego.
- Owszem, pójdziesz. – warknął.
- Prędzej znowu stracę przytomność, niż się stąd ruszę. – odpyskowałam, jednak niedane było mi usłyszeć odpowiedź Damiena, bo do moich uszu dotarł przesłodki głos Jessiki Prince.
- Ktoś tu się bawi w bohatera…- zaświergotała, a ja zobaczyłam, że chodzi o kuli.
- Ktoś tu się bawi w kalekę… - Jessice zrzedła mina na dźwięk tego głosu, a ja uśmiechnęłam się pod nosem, dlatego, że Bella znowu jest wtedy, kiedy jej potrzebuje.
- Nie powinnaś być na zajęciach? – spytała blondyna
- Nie przypominam sobie, abym podawała ci swój plan zajęć.– powiedziała Isabelle i uśmiechnęła się do mnie, a ja wiedziałam co zrobić.
Wampirzyca zamknęła oczy, a po chwili i ja to uczyniłam. Liczyła się każda sekunda. Po chwili otworzyłam je i zobaczyłam jak dwa Żywioły stykają się ze sobą, a Bella wykorzystała tę chwilę i porządnie zaatakowała nim, nic niewinną ścianę. Kiedy wszyscy odwrócili się w stronę, z której dobiegł wybuch, ja pociągnęłam za sobą Jace’a i wybiegliśmy z sali za Bellą.
- Ruszajcie się! – syknęła, wbiegając po dwa schodki na piętro. Kiedy miałam już lekką zadyszkę, stanęliśmy przed białymi drzwiami, które Isabelle otworzyła kluczem. Nie był to jej pokój, bo z tego co zaobserwowałam, część mieszkalna znajdowała się w innym skrzydle.
Weszliśmy do dużego i ciemnego pomieszczenia, do którego światło słoneczne docierało tylko z małego okienka przy suficie. Ktoś nacisnął pstryczek, a nade mną zapaliła się żarówka.
Pomieszczenie wyglądało jak jakaś rupieciarnia. Pełno kartonów i tabuny kurzu. Pod ścianą stał stary, obity w czerwoną skórę fotel oraz mahoniowy, okrągły stolik.
- Stary, nieużywany strych. – wyjaśniła mi Bella i zaczęła szperać w jednym z kartonów.
- Skąd wiesz, że nie jest używany? – spytałam
- Często tu przychodzę, przeważnie kiedy nie chce mi się siedzieć na zajęciach. – odpowiedziała i rozłożyła coś obok fotela. Był to stary, ale czysty koc w biało-czerwoną kratę. – Mój ojciec pokazał mi kiedyś to miejsce… - wyjaśniła pokrętnie i usiadła na kocu, robiąc mi i Jace’owi miejsce obok siebie.
- Jak to, pokazał? – spytałam, mało taktownie. Bella przez dłuższą chwilę milczała, ale zaczęła opowiadać.
- Od trzeciego roku życia mieszkam w Domu Żywiołów. Kiedy miałam trzy latka, moją mamę zabił Wygnaniec, więc ojciec zabrał mnie tutaj. Był tutaj Przełożonym, dopóki nie porwali go Wygnańcy… - zrobiła pauzę, jakby starała się przełknąć łzy – Przed swoją...śmiercią pokazał mi pełno zakamarków Domu, do wszystkim mam dostęp. – zakończyła swój krótki monolog, a ja jak ostatni osioł musiałam spytać.
- Skąd wiesz, że twój tata nie żyje?
- Wygnańcy muszą zabijać aby przeżyć. Nie trzymaliby go przez tyle lat jako jakiś obiekt muzealny. Jeżeli chcieli uzyskać jakieś informacje, uzyskali je i go zabili. Jeżeli nic im nie powiedział to zabili go szybciej. – mówiła z pozoru normalnym głosem, ale ja wyczułam w nim nutę żalu i tęsknoty.
- Przykro mi, Bells… - zaczęłam, ale uciszyła mnie ruchem dłoni, więc zaczęłam nasłuchiwać. Usłyszałam odgłos kroków na korytarzu i ściszone głosy. Wszyscy troje wstrzymaliśmy oddech i jeszcze długo po tym, jak wszystko na korytarzu ucichło nie odzywaliśmy się.
- Wracajmy już. – przerwał ciszę Jace – Angie ma zajęcia.
________________________________________________________________________________

Oto i kolejny rozdział :) Z ogłoszeń parafialnych, chcę tylko Wam przekazać, że rozdziały będą ukazywać się co dwa tygodnie. Powody są wszystkim znane, szkoła i inne takie. Jeżeli naskrobę coś wcześniej, dodam to jak tylko będę mogła. Zachęcam do komentowania i obserwowania bloga. 
Weronika

16 komentarzy:

  1. Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, a ten jak zwykle świetnie napisany, ciekawy i z każdym rozdziałem się coś dzieje praktycznie nowego, podoba mi się to, czekam z niecierpliwością na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ucieszyłam się, gdy zobaczyłam, że jest 11 rozdział. Jest genialny. I uwielbiam Damiena, choć jest trochę nie miły dla Angie, uwielbiam go. Ogólnie miło się czyta twoje rozdziały. Już nie mogę się doczekać 12 rozdziału :)
    Joasia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja osobiście mam największy problem z Damienem i jego zachowaniem ;/

      Usuń
  3. Wspaniały ten rozdział :) Obserwuję i liczę na rewanż u siebie: housee-of-anuubis.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Nalegam na jak najszybsze napisami nexta!!!
    Rozdział cudny!! Masz ogromny talent!!! Pozdrawiam i oczekuje Ola

    OdpowiedzUsuń
  5. Zdziwiła mnie ta zawziętość w atakach Damiena. Ale Angie jest bystra i dała sobie radę choć raz z chłopakiem. No ale wszystko nie skończyło się dobrze, skoro uderzyła się w głowę. Mogło stać się coś naprawdę poważnego, bo nigdy nie wiadomo, czy poprzez uderzenie nie uszkodzi się jakiegoś fragmentu mózgu. No ale na szczęście, jej nic się nie stało. Dobrze, że Bella zaczęła się bulwersować. Strasznie ją lubię. To niezaprzeczalna wina Damiena. Nie powinien pozwalać, by ktoś dostał urazu. W ogóle mnie wkurza ostatnio. Tak się rządzi i ma humory. Po prostu jak kobieta z okresem XD Ciągle mam nadzieję, że wróci ten dawny Damien, bo strasznie go lubiłam.
    Dobre spostrzeżenie głównej bohaterki: ich Krąg ewidentnie nie jest normalny. Musi być jakiś wyjątkowy. No i to spotkanie Matki Żywiołów, potwierdzające wyjątkowość Angie. I ja również uważam, że powinna kierować się własną intuicją, ale z drugiej strony powinna brać pod uwagę sugestie znajomych. Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jesteś genialna, pamiętaj o tym <3 a tymczasem ja idę czytać dalej :3

    OdpowiedzUsuń