Pierwsza z nich
była wysoką i szczupłą blondynką, o przyjaznym uśmiechu i delikatnych rysach
twarzy. Druga – była niższa od niej o głowę, ciemne włosy miała związane nisko
przy karku, a jej twarz wyrażała opanowanie.
- Kochanie, podejdź do mnie –
odezwała się ta pierwsza, wyciągając dłoń w stronę Jace’a.
Przynajmniej
masz pewność, że jest naturalnym blondynem stwierdziło sumienie.
Chłopak zrobił dwa
kroki do przodu i ucałował matkę w oba policzki. Evelin także ruszyła w stronę
swojej rodzicielki i uścisnęła ją serdecznie. Zaczęli ze sobą rozmawiać, a ja
stałam z boku, czując się niezręcznie. Odnosiłam wrażenie, że to dość intymna
dla nich chwila, a ja jestem nieproszonym gościem. Nie pasowałam do tego
obrazka, dziecko – matka.
Drzwi ponownie się
otworzyły, a na korytarzu pojawiły się kolejne dwie osoby.
Założę się o cały twój majątek, że to ojcowie tych latorośli powiedział Upierdliwiec. Pominęłam uwagę o mojej własności, którą on chciał przetrwonić i skupiłam się na dwóch, barczystych mężczyznach.
Założę się o cały twój majątek, że to ojcowie tych latorośli powiedział Upierdliwiec. Pominęłam uwagę o mojej własności, którą on chciał przetrwonić i skupiłam się na dwóch, barczystych mężczyznach.
Obaj mieli ciemne,
zaczesane do tyłu włosy. Ubrani byli w czarne garnitury, które opinały ich
dobrze zbudowane ciała. Cicho o czymś rozmawiali, zawzięcie przy tym
gestykulując. Jace podszedł do jednego z nich i zaczął mu coś tłumaczyć, a po
chwili wszyscy na mnie spojrzeli. Chłopak kiwnął w moją stronę głową,
zachęcając, abym do nich podeszła.
Na drżących nogach
zrobiłam kilka kroków i stanęłam przy Evelin.
- To Angie, opowiadaliśmy wam o niej
– powiedziała dziewczyna, uśmiechając się w moją stronę przyjaźnie.
- To ta dziewczyna, przez którą omal
nie zginęliście? – zapytał jednen z mężczyzn, mierząc mnie hardo wzrokiem.
Jace sapnął.
- Nam nic się nie stało.
- Ale mogło – wtrącił drugi donośnym
głosem.
- Nie ma sensu rozważać, co by było
gdyby. Najważniejsze, że wszyscy wyszli z tego cało – odezwała się matka
Anioła, uśmiechając się do mnie. – Eileen Black – przedstawiła się, wyciągając
w moją stronę rękę. Uścisnęłam ją.
- Angelina Tamblyn.
- Spakowaliście się już? – zapytał
któryś z facetów. Jeżeli mam być szczera, oboje wyglądali tak samo.
Charakterami zapewne też się nie różnili. Na pierwszy rzut oka wydawali się
perfekcjonistami, twardo stąpającymi po ziemi, mającymi wszystko pod kontrolą. Dlatego
tak im nie pasowałam, bo nie przestrzegałam zasad i uciekłam z ich dziećmi
ratować człowieka.
- Nie – odparł Jace, zakładając ręce
na piersi.
Mężczyzna, który
stał za jego matką, zacisnął szczękę i położył rękę na ramieniu kobiety. Chciał
już coś powiedzieć, ale przerwały mu kroki na korytarzu. Wszyscy odwrócili się
w stronę nadchodzącego intruza. Te parę sekund całkowitego milczenia,
przerodziło się w zbiorowy jęk. Zza rogu wyłoniła się moja mama, opatulona w
niebieski, puszysty szlafrok.
- Mama? – spytałam, marszcząc brwi.
– Nie powinnaś odpoczywać? – Podeszłam do niej i złapałam za ramię.
- Daj spokój, córciu – powiedziała,
głaszcząc mnie po głowie. Wolnym krokiem ruszyła w stronę rodziców Aniołów. –
Danielle Tamblyn – przedstawiła się przyjaźnie.
Spojrzałam na Eileen,
która wyglądała na zdziwioną. Miała lekko otwarte usta i co chwilę zerkała na
matkę Evelin, wymieniając z nią porozumiewawcze spojrzenia.
- Możemy porozmawiać na osobności? –
zapytała cicho pani Black, patrząc na moją matkę. Złapała nerwowo za rękę panią
Clark i mocno ją ścisnęła.
- To nie miejsce na rozmowy – uciął
surowo jeden z mężczyzn, ale jego głos drżał. Zupełnie, jakby się czegoś bał.
- Nalegam na to – powiedziała twardo
moja matka. – Jeżeli nie dziś, to w innym terminie.
- To nie będzie możliwe – wtrącił
Jace, patrząc podejrzliwie na Danielle. – Dzisiaj wyjeżdżamy.
Nastała długa
chwila niezręcznej ciszy, w której działo się coś dziwnego. Moja mama
przyglądała się spokojnie pozostałym osobom, a państwo Black i Clark patrzyli
na siebie z przerażeniem.
- Zostajecie – odezwał się drżącym
głosem jeden z mężczyzn, który stał za matką Jace’a. Pan Black spojrzał na mnie
przenikliwie, a ja wzdrygnęłam się. – Słuchajcie Angeliny.
Nie wiem, co
działo się potem. Pamiętam tylko, że Evelin rzuciła mi się na szyję, a dorośli
odeszli na bok i więcej się nie pojawili. Bardzo cieszyłam się, że ta dwójka
jednak zostaję, ale gdzieś w podświadomości wiedziałam, że muszę się dowiedzieć
czegoś o całym tym zamieszaniu. Tylko nie wiedziałam, od czego zacząć.
Nie rozumiałam z
zaistniałej sytuacji niczego.
***
Minął tydzień.
Siedem dni. Sto sześćdziesiąt osiem godzin prób poukładania wszystkiego w
głowie, które na niewiele się zdały. Każdą wolną chwilę poświęcałam
przeszukiwaniu biblioteki, ale przez to, w mojej głowie nagromadziło się
jeszcze więcej pytań. Oczywiście, bez odpowiedzi. Standard.
Nie chciałam
nikogo prosić o pomoc, dlatego unikałam przyjaciół. To nie było mądre – wiem,
ale nic lepszego nie przyszło mi do głowy. Do mamy także nie zaglądałam, a o
tajemniczym panie Lockwoordzie zapomniałam. Przynajmniej na chwilę.
Wiedziałam, kto
mógłby coś wiedzieć i mi pomóc, ale przez większą część moich bezowocnych
poszukiwań, biłam się z myślami, czy aby na pewno dobrze zrobię, prosząc go o
pomoc.
Bezsilność wygrała,
dlatego w poniedziałek wieczorem wybrałam się do Damiena. Cichaczem opuściłam
swój pokój i ruszyłam przez korytarz. Mniej więcej w połowie drogi, usłyszałam
jakiś hałas dobiegający z drugiego końca – tego, w którego stronę zmierzałam.
Wystraszona, stanęłam przy ścianie, opierając się o nią plecami. Było ciemno,
więc istniało duże prawdopodobieństwo, że mnie nie przyłapią na wałęsaniu się
po nocach. Wstrzymałam oddech i zamknęłam oczy.
Szczęście mi
sprzyjało, bo nikt mnie nie nakrył, ale dla pewności pozostałam bez ruchu przez
jeszcze kilka minut. Kiedy wybierałam miejsce mojej kryjówki, która wcale nią
nie była, nie przewidziałam, że stanęłam obok drzwi jednego z pokoi, które w
dodatku były uchylone. I chcąc nie chcąc, słyszałam urywki rozmowy. Moja
wrodzona ciekawskość nie pozwoliła mi pozostać temu obojętna i przysunęłam się
bliżej, próbując wyłapać coś sensownego z tego potoku słów.
- Nie możemy tu zostać! – syknęła jedna
z osób. Sądząc po głosie, była to dziewczyna.
- Musimy ją odnaleźć, wiesz dobrze o
tym – odezwał się drugi, również dziewczęcy głos.
Nie wiedziałam, kogo podsłuchuję. Ich
głosy przypominały raczej syczenie dwóch węży.
- Grajmy na czas – poprosiła ta
druga, na co pierwsza prychnęła.
- Ogłupiałaś do reszty? Już ci
zrobili pranie mózgu?
- Oczywiście, że nie! – oburzyła się.
– Ale bez niej jesteśmy bezsilne.
- Ale ona równocześnie jest też
naszą kulą u nogi! Coś nas z nią łączy. Przeraża mnie to, Courtney.
Wydałam z siebie
zduszony jęk i odsunęłam się odrobinę. Rozejrzałam się po korytarzu, patrząc,
czy nikt nie idzie, ale na szczęście, okazał się pusty. Wróciłam na swoje
poprzednie miejsce i przygryzłam wargę. Tak dla pewności, aby znowu nie wydać z
siebie jakiegoś dziwnego dźwięku, który one mogłyby usłyszeć.
Nina i Courtney chciały
uciec! Wydawało mi się, że zaczęły się przyzwyczajać do tego miejsca. W ostatnim
tygodniu nawiązały bliższy kontakt z Jace’m i Evelin. Tylko Isabelle traktowała
je ozięble, ale jakoś się tym nie przejmowały. Chodziły na zajęcia, uczyły się
z nami! To, że czas wolny spędzałam w odosobnieniu, nie znaczy, że nie
widziałam, co się wokół mnie dzieje. Niezłe z nich aktoreczki.
- Zostańmy jeszcze trochę – nalegała
Courtney.
Na chwilę zapadła głucha cisza, po
czym Nina warknęła:
- Tydzień. I ani godziny dłużej. Musimy
się stąd wydostać. Obowiązkowo.
Po tych słowach, oddaliłam się i bezszelestnie
wróciłam do swojego pokoju.
Nieszczęścia
chodzą parami. A w moim wypadku to jest niczym armia pecha. Byłam rozdarta. Nie
wiedziałam, czy zareagować czy może udać, że nie wiem, o co chodzi. Wydawało mi
się, że one są neutralne. Niegroźne. Nie były zamieszane w sprawy, które
dotyczył mnie, Belli, Jace’a czy Evelin. Były na uboczu i myślałam, że to im
pasuje. Nie naciskałam. A one w tym czasie, knuły za moimi plecami.
Usiadłam zmęczona
na łóżku i podparłam głowę na ręce. Analizowałam każde, wypowiedziane przez nie
zdanie, które przed chwilą usłyszałam. I chyba najbardziej zastanawiał mnie fakt,
kogo one szukają. I po co.
Super! Mama Andrei jest chyba kims ważnym! Zastanawia mnie ta sytuacja! Czekam na nexta!
OdpowiedzUsuńŚwietny. Ciekawe kim jest mama Angie, że rodzice Jacea i Evelin tak na nią zareagowali. Do następnego. Pozdr ;-)
OdpowiedzUsuńKim jest ta kobieta do jsnej ch****y? Czekam na next!
OdpowiedzUsuńKiedy next????
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszesz, nie mogę się doczekać kolejnej części !
OdpowiedzUsuń<3