poniedziałek, 28 września 2015

Rozdział XVIII

    - Może tak odpuścisz sobie dzisiaj studiowanie tych dobranocek? – zapytał Andrew, nachylając się nade mną. Poczułam jego perfumy i niechętnie spojrzałam na przyjaciela, pocierając oczy ze zmęczenia.
- To ważne, Walton – odparłam, po czym z hukiem trzasnęłam którąś z kolei księgą. W żadnej nie znalazłam odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Stek bzdur i piątej wody po kisielu. Niektóre rzeczy były tak niejasne, że nawet nie próbowałam ich zrozumieć.
- Co jest ważniejszego od przyjaciół? – spytał z nutą wyrzutu, siadając naprzeciwko mnie. Położył ręce na blacie stołu i odchylił się na krześle, patrząc na mnie znacząco.
- Prawda – odpowiedziałam szeptem, odwracając wzrok.
- Pamiętaj, Tamblyn, że niewiedza niekiedy jest zbawieniem. Inni dużo by dla niej poświęcili – powiedział, po czym wstał z westchnięciem i spojrzał na mnie z góry. – Nie będę ci przeszkadzał. Jeżeli znajdziesz chwilę dla starych znajomych, wiesz, gdzie mnie szukać.
Odwrócił się na pięcie i zrobił kilka kroków do przodu, ale go zatrzymałam. To nie było fair, co przed chwilą powiedział.
- Jesteś niesprawiedliwy – odpowiedziałam z wyrzutem, na co zerknął na mnie przez ramię. – Dobrze wiesz, jak moje życie teraz wygląda. Jest plątaniną wszystkiego i mi wcale nie jest łatwo. I zamiast mnie wspierać – przychodzisz tutaj i oskarżasz mnie o brak czasu jak skończony gówniarz. Uwierz, też wolałabym robić co innego, ale nie mogę.
- Angie, ty sama szukasz dziury w całym – odparł z politowaniem. – Doszukujesz się problemów tam, gdzie ich nie ma. Co cię obchodzi ten facet? Zostaw go w świętym spokoju, odczepi się. Prędzej czy później on zniknie z twojego życia, a jeżeli teraz nie zajmiesz się tym, czym rzeczywiście powinnaś – inni także odejdą. Zastanów się, co jest dla ciebie ważne. Przyjaciele czy jakiś mężczyzna, który nic ci nie zrobił.
Po tych słowach opuścił bibliotekę, zostawiając mnie tam samą. Może miał trochę racji. Może rzeczywiście powinnam dać sobie spokój z Lockwoordem. Ale to nie oznaczało, że moje problemy prysną. On nie był główną przyczyną tego całego bałaganu. Tak naprawdę wszystko zaczęło się wraz z pojawieniem Niny i Courtney. I bardzo prawdopodobne było to, że one wiedziały więcej, niż można by było przypuszczać. Nie były głupie, a teraz – kiedy wszyscy byli skupieni na Evelin, która przechodziła transformację w prawdziwego Anioła, mogłam je bardziej obserwować. To były cwane bestie. Nic w ich zachowaniu nie wskazywało na to, że zamierzają uciec już za dwa dni. Ale ja wiedziałam. I zamierzałam tę wiedzę wykorzystać w odpowiednim momencie. To była moja ostatnia deska ratunku.
Wydałam z siebie cichy jęk, kiedy wstałam, rozprostowując obolałe kości. Zebrałam pod pachę moje dotychczasowe lektury i odłożyłam je na biurko bibliotekarki, która zniknęła gdzieś między regałami. Poprawiłam torbę, którą miałam na ramieniu i cichaczem opuściłam prawie puste pomieszczenie. Chociaż może ono nie było takie opustoszałe, bo były tutaj książki. A one mają dusze.

***

Mijając pokój Niny, zwolniłam, nastawiając uszu. Korytarz był całkowicie pusty ze względu na zbliżającą się godzinę. Było blisko dwudziestej pierwszej. Ostatnie dni spędziłam w bibliotece, mocno naginając godziny jej działania, aczkolwiek młoda dziewczyna, która pełniła tam dyżury zapewniła mnie, że jak najbardziej mogę tam przesiadywać. Od czasu do czasu podrzuciła mi jakąś książkę, ale one wszystkie były takie same – pełne baśni, a nie faktów. Być może źle szukałam, ale czas mnie gonił i nie mogłam go marnować nad przetrzepywaniem każdego regału.
Zatrzymałam się pod drzwiami pokoju dziewczyny, próbując wyłapać słowa, jakie padały z ust jej i Courtney.
- Musimy wrócić do Akademii, rozumiesz to? – syknęła szatynka z nutą zirytowania.
- Oczywiście, że tak! Masz mnie za idiotkę? – zreflektowała się jej przyjaciółka.
- Czasami się tak zachowujesz – stwierdziła ta druga.
- A ty teraz grasz rozwydrzonego smarkacza. Nie widzisz, że ona zaczyna coś rozumieć? – spytała Courtney z wyrzutem.
- Nie będę tutaj siedzieć, czekając, aż jakaś paniusia doda dwa do dwóch. Jest głupia jak lewy but!
- Jest mądrzejsza od ciebie – odparła spokojnie blondynka. Przysunęłam się jeszcze bliżej drzwi, przykładając do nich ucho.
- Courtney, nie obchodzi mnie, co ty sobie myślisz. Umowa to umowa. W sobotę nas już tutaj nie będzie.
- Nie sądzisz, że powinnyśmy jej pomóc? Wygląda na zagubioną.
- Pobudka, Rain! – krzyknęła wzburzona Nina. – W czym ty chcesz jej pomóc?
- W odkryciu prawdy… - zaczęła dziewczyna, ale szatynka jej przerwała.
- Ta prawda ją zniszczy, jest za słaba.
Miałam już tego dosyć. Bezszelestnie odsunęłam się od jej pokoju i szybko przeszłam do swojego. Nie musiałam tego słuchać. Tego było dla mnie za wiele, ale sama się tego doigrałam. Podsłuchiwanie nie popłaca.
Może Andy miał racje? Może niewiedza jest błogosławieństwem, na które sobie nie zasłużyłam?

***

- Pan ma zamiar być naszym nauczycielem? – prychnęłam, wchodząc w piątek rano na salę, gdzie odbywały się nasze ćwiczenia z napełniania ostrza Żywiołami. Widząc Lockwoorda, zagotowało się we mnie.
- Trochę innowacji zawsze wychodzi na zdrowie – stwierdził obojętnie.
- Ja jestem zdrowa jak ryba – mruknęła opryskliwie Nina, a ja delikatnie się uśmiechnęłam.
- Gdzie Damien i Patric? – wtrącił rzeczowo Jace. Nie wyglądał najlepiej; miał podkrążone oczy przez zarywane nocki, które spędzał pod pokojem ukochanej. Cholerne zasady nawet jego ograniczały, a ja nie mogłam zrobić nic, mimo że krajało mi się serce, widząc jego cierpienie. Na wspomnienie Evelin, zwijającej się z bólu na swoim łóżku, chciało mi się płakać.
- Obecni duchem i ciałem! – krzyknął ktoś za nami, a potem przede mną pojawił się Wampir i de Winter.
- To twoja sprawka? – syknęłam w stronę Damiena, wskazując palcem na Lockwoorda.
- Może z nim się czegoś nauczycie – stwierdził obojętnie, wzruszając ramionami. Zagotowało się we mnie.
- Jak dla mnie bomba – odparła Bella, stając obok mnie. – Przetrawię każdego, poza pijawką.
- Powtórzę po raz miliardowy! – krzyknął Patric, odchylając głowę do tyłu. – Ty, ja i Richard należymy do tego samego gatunku!
- Nie przypominam sobie, abym przypominała wiewiórkę skrzyżowaną z tchórzofretką – palnęła Wampirzyca, a ja w tym momencie się wyłączyłam.
Miałam ochotę wydrapać oczy de Winterowi, za to, co zrobił. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie znoszę tego faceta, a mimo to byłam pewna, że to on stał za zwerbowaniem go do szkolenia nas.
Ale nie chciałam mu dać tej satysfakcji, że znowu udało mu się wytrącić mnie z równowagi. Przetrwam te zajęcia i to ja będę śmiała się ostatnia.

***

- Angie, w ogóle się nie starasz! – krzyknął ze środka sali Lockwoord.
- To może pana metody nauczycielskie do mnie nie przemawiają? – odparłam, po czym znowu zamknęłam oczy, próbując napełnić to ustrojstwo swoją mocą. Byłam zbyt zdenerwowana, aby to zrobić. I tak właściwie to nie byłoby takie złe, gdyby nie to, że Isabelle i Jace to zrobili. Courtney także. Tylko Nina stawiała opór, ale to mnie nie pocieszało. Ona bojkotowała wszystko, co było związane z tym miejscem. I powoli zaczęło mi się to udzielać.
Otworzyłam oczy i głośno westchnęłam, wzruszając ramionami. Cóż, to nie była tylko moja porażka, ale i Richarda – nowego obiektu westchnień Patrica. Chłopak skakał koło niego, jakby był królową Elżbietą. Ku niezadowoleniu Belli i rozbawieniu Jace’a.
- Na dzisiaj koniec – zakomunikował mężczyzna, na co wszyscy ruszyli w stronę wyjścia. Ja także. Ale to nie byłoby normalne, gdybym nie zebrała bury. – Angie, podejdź na chwilę.
Z grymasem wymalowanym na twarzy minęłam Damiena, który bacznie mnie obserwował i podeszłam do Lockwoorda, który zbierał sprzęt.
- Powinnaś bardziej przyłożyć się do treningów – powiedział, nie patrząc na mnie. Nie miałam ochoty tego komentować, więc po prostu stałam, słuchając go. Im szybciej stąd wyjdę, tym lepiej. – Wszyscy dają sobie świetnie radę, tylko nie ty. To, że udało ci się zabić Wygnańców nie oznacza, że możesz spocząć na laurach, bo twoja następna walka może skończyć się tragicznie.
- To nie ja wylądowałam jako ich zakładniczka… - mruknęłam cicho, zaciskając ręce w pięści. Mężczyzna wyprostował się i spojrzał mi w oczy, cicho wzdychając.
- Z twoimi zdolnościami nie przeżyłabyś jako ich więzień doby. Zacznij się przykładać – odparł rzeczowo, a potem wyminął mnie, jak gdyby nigdy nic. – Do zobaczenia jutro – rzucił przez ramię, po czym opuścił salę, zostawiając mnie samą.
Wszyscy mnie zostawiają. 
___________________________________________________________________________
Rozdział nie sprawdzany. Wstawiam dla zasady, no bo minął równy miesiąc. Z tego względu, że zaczął się rok szkolny, a ja mam również inne opowiadania (jeżeli ktoś chciałby je przeczytać, zapraszam), rozdziały mogą pojawiać się bardzo nieregularnie, aczkolwiek obiecuję, że dociągnę to opowiadanie do końca.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz