Nie mogłam w nocy
spać, co sprawiało, że kompletnie nie potrafiłam skoncentrować się na tych
cholernych treningach. A ten facet wcale nie miał zamiaru mi ich ułatwić. W
pewnych momentach odnosiłam wrażenie, że czepia się mnie o wszystko, dosłownie.
W dodatku tylko ja byłam adresatem jego kąśliwych uwag i iście mentorskich rad.
Reszty tak się nie czepiał.
- Nie każdy jest urodzonym
wojownikiem – fuknęłam, łypiąc na niego groźnie.
- Właśnie od tego są te treningi,
abyś się w końcu nauczyła – stwierdził, patrząc na mnie z politowaniem.
Wywróciłam oczami,
po czym odwróciłam się do Courtney, która stała gdzieś za mną, przyglądając się
tej scenie z nieokreślonym wyrazem twarzy.
- Nie przejmuj się – powiedziała
pocieszająco, robiąc krok w moją stronę. – Zmieni zdanie jak znowu będziesz
musiała ratować jego niewdzięczne dupsko.
- Nie zrobię tego drugi raz –
parsknęłam, patrząc na nią z rozbawieniem. Nie miałam zamiaru przejmować się
jego gadaniną, tak, jak robiła to reszta. Musiałam tylko przeżyć te zajęcia bez
prób usiłowania zabójstwa pewnego Wampira. To wszystko. – Nie popełnia się dwa
razy tych samych błędów.
Kątem oka
spojrzałam na Bellę, Jace’a, Patrica i Damiena, którzy z uwielbieniem
wchłaniali każde słowo tego popaprańca, ale nie mogłam z tym nic zrobić. To był
ich wybór i mogłam tylko się temu przyglądać.
- To mi wygląda na jakąś sektę. – Dołączyła
do nas Nina, patrząc na nich z niesmakiem. Pokiwałam głową i cicho westchnęłam,
odgarniając włosy z twarzy. – Uważaj, żeby nie wystawili dla niego ołtarzu –
ostrzegła mnie, szturchając w bok.
- A wy pilnujcie, żebym mu grobu nie
wykopała – odparłam, spoglądając na te dwie. Rozmawiałam z nimi tak naturalnie,
że byłam w stanie je polubić, co już uczyniłam. Nie były złe. Były po prostu
zagubione. Zaczynałam żałować, że stąd uciekają, ale nie zamierzałam im w tym
przeszkadzać. Każdy szuka swojego miejsca na ziemi i nie mogę im tego zabronić.
- Załatwione – stwierdziła beztrosko
Courtney.
- W razie czego pomożemy go zakopać
– dodała Nina, a ja parsknęłam śmiechem.
***
- Powinnaś wziąć
się za siebie – odezwała się Bella podczas lunchu. Spojrzałam na nią pytająco,
przełykając ślinę. Zaczyna się. – Richard nie jest taki zły, a ty grasz jakąś
obrażoną księżniczkę i jakieś powstania odwalasz.
- Pomyliłaś definicje powstania –
wysyczałam, patrząc na nią groźnie. – Od kiedy bronienie się jest równoznaczne
z jakąś rewolucją?
- Gdybyś ty jeszcze miała przed czym
się bronić – stwierdziła, wzdychając ciężko.
- Nie będę z tobą o tym rozmawiać –
ucięłam stanowczo, wracając do posiłku.
- Bo prawda uraziła twoją dumę? –
spytała złośliwie, a ja zacisnęłam pięści pod stołem i wyprostowałam się,
kręcąc głową.
- Bo jesteś hipokrytką.
- Ty nie mówisz poważnie – zawołała,
wyrzucając ręce w powietrze. W tym momencie nasza sprzeczka stała się kabaretem
dla pozostałych osób, które znajdowały się na stołówce.
- Jestem śmiertelnie poważna –
wysyczałam. – Mówisz mi, że zachowuję się jak rozkapryszona gówniara, bo nie
podobają mi się zasady Lockwoorda, ale ty robisz dokładnie to samo, kiedy
chodzi o reguły Cecile i Selene. Zacznij od oceniania siebie, a dopiero potem
patrz na kogoś.
- Dziewczyny, przestańcie – wtrącił
Jace, patrząc na nas z przerażeniem. To do nas nie pasowało, bo my nigdy się
nie kłóciłyśmy. Co najwyżej jedna upominała drugą, kiedy zaczynała sprzeczkę z
kimś innym.
- W tym momencie przesadziłaś –
warknęła, wstając. Zrobiłam to samo, patrząc na nią z zacięciem.
- Sama to zaczęłaś – wypomniałam,
szturchając ją palcem w ramię.
- Nie – sprostowała, kręcąc głową. –
To całe gówno zaczęło się wraz z twoim przybyciem do Domu Żywiołów. To wszystko
twoja wina.
Po tym co
usłyszałam, wyszłam ze stołówki z kamienną miną. Zabolało jak diabli, ale nie
miałam zamiaru pokazywać słabości. Nie przy kimś, kto sam uczył mnie, jak być
twardą. Nie chciałam dać jej tej satysfakcji. Chociaż była moją przyjaciółką.
***
Resztę dnia
spędziłam w swoim pokoju, nie licząc jednego incydentu, kiedy zakradłam się do
pokoju Andrew, podwędzając przyjacielowi jego sportowy plecak. Miałam nadzieję,
że nie obrazi się, że go pożyczam. Najpewniej już na zawsze.
Na oślep pakowałam
do niego najpotrzebniejsze rzeczy. Kilka sztuk odzieży, koc, latarkę, jakieś
bandaże i lekarstwa i resztki jedzenia, które jakimś cudem ocalały w moim
pokoju. Najpewniej Bella nie zdążyła się do nich dobrać. Spakowałam też
wszystkie notatki, jakie sporządziłam przez ostatnie dni.
Nie wiedziałam za
bardzo, co zrobić. Jak uciec. Od naszej akcji ratunkowej zaostrzono system
bezpieczeństwa i wieczorami zawsze ktoś stróżował przy bramie. Nie było szans,
abym prześlizgnęła się niezauważona.
Westchnęłam cicho
i usiadłam na skraju łóżka, ukrywając twarz w dłoniach. Byłam bezsilna i
beznadziejna. Spojrzałam na ramkę, która stała na moim biurku Przeszła małą
metamorfozę, po tym jak Bella i Evelin dokleiły do niej zdjęcia całej trójki. Teraz
poza mną, Kate i Andy’m, znajdowała się tam Wampirzyca i para Aniołów.
To nie tak, że w
ciągu kilku godzin oni przestali być dla mnie ważni. Byli i to jak diabli.
Dlatego chciałam odejść – żeby nie przysparzać im większych problemów. Nie potrafiłam
siedzieć tutaj i psuć im nastrojów swoimi problemami czy wyładowując swoją
bezsilność na nich. Nie chciałam ich nimi obarczać. Być może mogłabym wrócić,
kiedy wszystko wróci do normy, ale tamte chwile, kiedy było w porządku –
odeszły. I ja też powinnam to zrobić.
Podniosłam się z
łóżka i zarzuciłam na ramię plecak Andrew. Chwyciłam pod pachę bluzę i zgasiłam
lampkę, która stała na biurku. Wiedziałam, kto mi pomoże. A przynajmniej będzie
zmuszony to zrobić. Wyszłam z pokoju i po cichu zamknęłam drzwi, chowając klucz
do kieszeni spodni. Prędzej czy później zorientują się, że zniknęłam, a tak to
zyskam na czasie, jeżeli choć trochę utrudnię im dostanie się do moich byłych
czterech ścian.
Szybko pokonałam
odległość, jaka dzieliła mnie od pokoju Niny. Modliłam się w duchu, abym
jeszcze je zastała. Nie wiedziałam, na kiedy planują swoją ucieczkę, ale
przypuszczałam, że zrobią to pod osłoną nocy.
Wzięłam głęboki
oddech i szarpnęłam za klamkę, wpadając do jej pokoju jak burza. Rozejrzałam
się i pokiwałam głową, widząc, jak dziewczyny usilnie próbują ukryć pod
biurkiem wypchane po brzegi plecaki. Były przerażone, a ich ruchy niezdarne.
- Angie – pisnęła Courtney,
zakładając nerwowo kosmyk włosów za uszy.
- Nie angiuj mi tu – pogroziłam jej,
patrząc na obie srogo. – Nie jestem aż tak skończoną idiotką, aby nie wiedzieć,
co planowałyście.
- Angie… - zaczęła Pół Anielica,
robiąc krok w moją stronę. Wyglądała na zrozpaczoną i nie dziwiłam jej się. Wszystko
szło po ich myśli, dopóki nie wparowałam do tego pomieszczenia. No, bo Tamblyn
wszystko psuje.
- Nie zatrzymasz nas – ucięła bezdusznie
Nina, zakładając na plecy swój pakunek. Minęła mnie z dumnie uniesioną głową,
stając przy drzwiach i spojrzała wyczekująco na koleżankę, która patrzyła na
nas z niezdecydowaniem.
- Nie zamierzam – odparłam cicho,
patrząc pusto w przestrzeń.
- Co? – spytały obie zszokowane.
- Nie mam zamiaru was zatrzymywać –
wyjaśniłam obojętnie, wzruszając ramionami. Courtney pisnęła uradowana i
podbiegła do mnie, przytulając mnie mocno. Po chwili odbiegła i zaczęła wciskać
do swojego plecaka ostatnie rzeczy, nie zwracając na nas najmniejszej uwagi.
- Idziesz z nami, prawda? – zapytała
Nina, stając obok mnie. Nie patrzyła na mnie; przyglądała się poczynaniom
przyjaciółki, która próbowała zasunąć swój plecak.
- Tak – pokiwałam głową, a ona
mruknęła pod nosem coś, co zapewne nie było przeznaczone dla moich uszu. I może
nawet lepiej, że tego nie usłyszałam. Mogłabym się jeszcze rozmyślić.
Boziu! Ten rozdział minął... szybko. Zdecydowanie za szybko, ale co rozbisz?
OdpowiedzUsuńNic nie zrobisz?
Czekam na nexta i pozdrawiam
Weny!
#Vega
Oretyretyrety!
OdpowiedzUsuńTen rozdział jest chyba najlepszym z tych, które ostatnio napisałaś. Nie zrozum mnie źle, ale miałam wrażenie, że zupełnie straciłaś zapał do pracy. Smuci mnie to, że nie dopisujesz tu niczego od siebie pod koniec rozdziału. Przez te dziwne uczucie, że "już nas nie kochasz" zaprzestałam pisania komentarzy. Aż do teraz. Bo mam wrażenie, że teraz będzie już lepiej... prawda?
Wreszcie jakaś akcja! Yay^^ !
Ale mi trochę smutno z powodu Belli. Nie lubię Lockwoorda. Coraz bardziej lubię Ninę i Courtney. Kurczę, tak się cieszę, że wreszcie coś dodałaś :D
Mam wrażenie że straciłaś zapał do tej opowiadania, a szkoda bo je uwielbiam i juz czekam na następny <3
OdpowiedzUsuńNie mogę uwierzyć że ucieka ale czekam na next :-)
OdpowiedzUsuńNie oczekiwałam takiego zwrotu akcji, bardzo jestem ciekawa co będzie działo się dalej !
OdpowiedzUsuń