wtorek, 20 października 2015

Rozdział XIX

    - Co z tobą, Angie? – zawołał ze środka sali Lockwoord następnego poranka.
Nie mogłam w nocy spać, co sprawiało, że kompletnie nie potrafiłam skoncentrować się na tych cholernych treningach. A ten facet wcale nie miał zamiaru mi ich ułatwić. W pewnych momentach odnosiłam wrażenie, że czepia się mnie o wszystko, dosłownie. W dodatku tylko ja byłam adresatem jego kąśliwych uwag i iście mentorskich rad. Reszty tak się nie czepiał.
- Nie każdy jest urodzonym wojownikiem – fuknęłam, łypiąc na niego groźnie.
- Właśnie od tego są te treningi, abyś się w końcu nauczyła – stwierdził, patrząc na mnie z politowaniem.
Wywróciłam oczami, po czym odwróciłam się do Courtney, która stała gdzieś za mną, przyglądając się tej scenie z nieokreślonym wyrazem twarzy.
- Nie przejmuj się – powiedziała pocieszająco, robiąc krok w moją stronę. – Zmieni zdanie jak znowu będziesz musiała ratować jego niewdzięczne dupsko.
- Nie zrobię tego drugi raz – parsknęłam, patrząc na nią z rozbawieniem. Nie miałam zamiaru przejmować się jego gadaniną, tak, jak robiła to reszta. Musiałam tylko przeżyć te zajęcia bez prób usiłowania zabójstwa pewnego Wampira. To wszystko. – Nie popełnia się dwa razy tych samych błędów.
Kątem oka spojrzałam na Bellę, Jace’a, Patrica i Damiena, którzy z uwielbieniem wchłaniali każde słowo tego popaprańca, ale nie mogłam z tym nic zrobić. To był ich wybór i mogłam tylko się temu przyglądać.
- To mi wygląda na jakąś sektę. – Dołączyła do nas Nina, patrząc na nich z niesmakiem. Pokiwałam głową i cicho westchnęłam, odgarniając włosy z twarzy. – Uważaj, żeby nie wystawili dla niego ołtarzu – ostrzegła mnie, szturchając w bok.
- A wy pilnujcie, żebym mu grobu nie wykopała – odparłam, spoglądając na te dwie. Rozmawiałam z nimi tak naturalnie, że byłam w stanie je polubić, co już uczyniłam. Nie były złe. Były po prostu zagubione. Zaczynałam żałować, że stąd uciekają, ale nie zamierzałam im w tym przeszkadzać. Każdy szuka swojego miejsca na ziemi i nie mogę im tego zabronić.
- Załatwione – stwierdziła beztrosko Courtney.
- W razie czego pomożemy go zakopać – dodała Nina, a ja parsknęłam śmiechem.

***

- Powinnaś wziąć się za siebie – odezwała się Bella podczas lunchu. Spojrzałam na nią pytająco, przełykając ślinę. Zaczyna się. – Richard nie jest taki zły, a ty grasz jakąś obrażoną księżniczkę i jakieś powstania odwalasz.
- Pomyliłaś definicje powstania – wysyczałam, patrząc na nią groźnie. – Od kiedy bronienie się jest równoznaczne z jakąś rewolucją?
- Gdybyś ty jeszcze miała przed czym się bronić – stwierdziła, wzdychając ciężko.
- Nie będę z tobą o tym rozmawiać – ucięłam stanowczo, wracając do posiłku.
- Bo prawda uraziła twoją dumę? – spytała złośliwie, a ja zacisnęłam pięści pod stołem i wyprostowałam się, kręcąc głową.
- Bo jesteś hipokrytką.
- Ty nie mówisz poważnie – zawołała, wyrzucając ręce w powietrze. W tym momencie nasza sprzeczka stała się kabaretem dla pozostałych osób, które znajdowały się na stołówce.
- Jestem śmiertelnie poważna – wysyczałam. – Mówisz mi, że zachowuję się jak rozkapryszona gówniara, bo nie podobają mi się zasady Lockwoorda, ale ty robisz dokładnie to samo, kiedy chodzi o reguły Cecile i Selene. Zacznij od oceniania siebie, a dopiero potem patrz na kogoś.
- Dziewczyny, przestańcie – wtrącił Jace, patrząc na nas z przerażeniem. To do nas nie pasowało, bo my nigdy się nie kłóciłyśmy. Co najwyżej jedna upominała drugą, kiedy zaczynała sprzeczkę z kimś innym.
- W tym momencie przesadziłaś – warknęła, wstając. Zrobiłam to samo, patrząc na nią z zacięciem.
- Sama to zaczęłaś – wypomniałam, szturchając ją palcem w ramię.
- Nie – sprostowała, kręcąc głową. – To całe gówno zaczęło się wraz z twoim przybyciem do Domu Żywiołów. To wszystko twoja wina.
Po tym co usłyszałam, wyszłam ze stołówki z kamienną miną. Zabolało jak diabli, ale nie miałam zamiaru pokazywać słabości. Nie przy kimś, kto sam uczył mnie, jak być twardą. Nie chciałam dać jej tej satysfakcji. Chociaż była moją przyjaciółką.

***

Resztę dnia spędziłam w swoim pokoju, nie licząc jednego incydentu, kiedy zakradłam się do pokoju Andrew, podwędzając przyjacielowi jego sportowy plecak. Miałam nadzieję, że nie obrazi się, że go pożyczam. Najpewniej już na zawsze.
Na oślep pakowałam do niego najpotrzebniejsze rzeczy. Kilka sztuk odzieży, koc, latarkę, jakieś bandaże i lekarstwa i resztki jedzenia, które jakimś cudem ocalały w moim pokoju. Najpewniej Bella nie zdążyła się do nich dobrać. Spakowałam też wszystkie notatki, jakie sporządziłam przez ostatnie dni.
Nie wiedziałam za bardzo, co zrobić. Jak uciec. Od naszej akcji ratunkowej zaostrzono system bezpieczeństwa i wieczorami zawsze ktoś stróżował przy bramie. Nie było szans, abym prześlizgnęła się niezauważona.
Westchnęłam cicho i usiadłam na skraju łóżka, ukrywając twarz w dłoniach. Byłam bezsilna i beznadziejna. Spojrzałam na ramkę, która stała na moim biurku Przeszła małą metamorfozę, po tym jak Bella i Evelin dokleiły do niej zdjęcia całej trójki. Teraz poza mną, Kate i Andy’m, znajdowała się tam Wampirzyca i para Aniołów.
To nie tak, że w ciągu kilku godzin oni przestali być dla mnie ważni. Byli i to jak diabli. Dlatego chciałam odejść – żeby nie przysparzać im większych problemów. Nie potrafiłam siedzieć tutaj i psuć im nastrojów swoimi problemami czy wyładowując swoją bezsilność na nich. Nie chciałam ich nimi obarczać. Być może mogłabym wrócić, kiedy wszystko wróci do normy, ale tamte chwile, kiedy było w porządku – odeszły. I ja też powinnam to zrobić.
Podniosłam się z łóżka i zarzuciłam na ramię plecak Andrew. Chwyciłam pod pachę bluzę i zgasiłam lampkę, która stała na biurku. Wiedziałam, kto mi pomoże. A przynajmniej będzie zmuszony to zrobić. Wyszłam z pokoju i po cichu zamknęłam drzwi, chowając klucz do kieszeni spodni. Prędzej czy później zorientują się, że zniknęłam, a tak to zyskam na czasie, jeżeli choć trochę utrudnię im dostanie się do moich byłych czterech ścian.
Szybko pokonałam odległość, jaka dzieliła mnie od pokoju Niny. Modliłam się w duchu, abym jeszcze je zastała. Nie wiedziałam, na kiedy planują swoją ucieczkę, ale przypuszczałam, że zrobią to pod osłoną nocy.
Wzięłam głęboki oddech i szarpnęłam za klamkę, wpadając do jej pokoju jak burza. Rozejrzałam się i pokiwałam głową, widząc, jak dziewczyny usilnie próbują ukryć pod biurkiem wypchane po brzegi plecaki. Były przerażone, a ich ruchy niezdarne.
- Angie – pisnęła Courtney, zakładając nerwowo kosmyk włosów za uszy.
- Nie angiuj mi tu – pogroziłam jej, patrząc na obie srogo. – Nie jestem aż tak skończoną idiotką, aby nie wiedzieć, co planowałyście.
- Angie… - zaczęła Pół Anielica, robiąc krok w moją stronę. Wyglądała na zrozpaczoną i nie dziwiłam jej się. Wszystko szło po ich myśli, dopóki nie wparowałam do tego pomieszczenia. No, bo Tamblyn wszystko psuje.
- Nie zatrzymasz nas – ucięła bezdusznie Nina, zakładając na plecy swój pakunek. Minęła mnie z dumnie uniesioną głową, stając przy drzwiach i spojrzała wyczekująco na koleżankę, która patrzyła na nas z niezdecydowaniem.
- Nie zamierzam – odparłam cicho, patrząc pusto w przestrzeń.
- Co? – spytały obie zszokowane.
- Nie mam zamiaru was zatrzymywać – wyjaśniłam obojętnie, wzruszając ramionami. Courtney pisnęła uradowana i podbiegła do mnie, przytulając mnie mocno. Po chwili odbiegła i zaczęła wciskać do swojego plecaka ostatnie rzeczy, nie zwracając na nas najmniejszej uwagi.
- Idziesz z nami, prawda? – zapytała Nina, stając obok mnie. Nie patrzyła na mnie; przyglądała się poczynaniom przyjaciółki, która próbowała zasunąć swój plecak.
- Tak – pokiwałam głową, a ona mruknęła pod nosem coś, co zapewne nie było przeznaczone dla moich uszu. I może nawet lepiej, że tego nie usłyszałam. Mogłabym się jeszcze rozmyślić.

5 komentarzy:

  1. Boziu! Ten rozdział minął... szybko. Zdecydowanie za szybko, ale co rozbisz?
    Nic nie zrobisz?
    Czekam na nexta i pozdrawiam
    Weny!
    #Vega

    OdpowiedzUsuń
  2. Oretyretyrety!
    Ten rozdział jest chyba najlepszym z tych, które ostatnio napisałaś. Nie zrozum mnie źle, ale miałam wrażenie, że zupełnie straciłaś zapał do pracy. Smuci mnie to, że nie dopisujesz tu niczego od siebie pod koniec rozdziału. Przez te dziwne uczucie, że "już nas nie kochasz" zaprzestałam pisania komentarzy. Aż do teraz. Bo mam wrażenie, że teraz będzie już lepiej... prawda?
    Wreszcie jakaś akcja! Yay^^ !
    Ale mi trochę smutno z powodu Belli. Nie lubię Lockwoorda. Coraz bardziej lubię Ninę i Courtney. Kurczę, tak się cieszę, że wreszcie coś dodałaś :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam wrażenie że straciłaś zapał do tej opowiadania, a szkoda bo je uwielbiam i juz czekam na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie mogę uwierzyć że ucieka ale czekam na next :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie oczekiwałam takiego zwrotu akcji, bardzo jestem ciekawa co będzie działo się dalej !

    OdpowiedzUsuń