poniedziałek, 16 listopada 2015

Rozdział XX

      - Którędy wy chcecie uciec? – szepnęłam do Niny, kiedy szłyśmy opustoszałym korytarzem. Courtney wyruszyła wcześniej, zgodnie z planem, który wymyśliły razem z Rain. Na nasze szczęście nikogo nie spotkałyśmy, ale nie cieszyłam się przedwcześnie, bo obstawa zaczyna się dopiero na zewnątrz.
- Główną bramą – odparła spokojnie, a mnie zamurowało. Równie dobrze mogłybyśmy chodzić z tabliczką: „Hej, uciekamy z Domu Żywiołów, złap nas”.
- Oszalałyście?! – pisnęłam, na co ta zgromiła mnie wzrokiem.
- Po prostu na sygnał masz biec przed siebie, jasne? – powiedziała sucho, otwierając bezszelestnie główne drzwi. Prześlizgnęłyśmy się przez nie i przylgnęłyśmy do murów budynku, niczym rasowe uciekinierki.
W sumie to obie nimi byłyśmy. I wcale nie uciekałyśmy od innych rzeczy czy osób. Obie pragnęłyśmy po prostu żyć tam, gdzie jesteśmy w pełni akceptowane i wiemy, kim jesteśmy. Nikt nie ma prawa przeszkodzić ci w poszukiwaniu siebie, nikt.
Stałyśmy tam przez kilka minut, przyglądając strażnikowi stojącemu przy bramie. Nie znałam go osobiście, ale wiedziałam, że to typowy służbista, więc jeżeli nam się nie uda… jesteśmy załatwione na amen.
Przestałam oddychać, kiedy Nina machnęła na mnie ręką, przebiegając pochylona przez dziedziniec. Z rwącym sercem ruszyłam za nią, a kiedy znalazłam się za kupidynem, odetchnęłam z ulgą. W tych ciemnościach nie było szans, aby nas dojrzał. Chyba.
Dziewczyna co jakiś czas wyglądała zza posągu, klnąc cicho pod nosem za każdym razem. Nie wiedziałam, co się dzieje, ale wolałam nie ryzykować, aby strażnik nas usłyszał, więc nie pytałam. Po prostu czekałam, będąc w pełnej gotowości.
Wydawało mi się, że minęła wieczność, kiedy zaczęło się coś dziać. Z początku nie bardzo wiedziałam, co dokładnie się wyprawia, bowiem widziałam tylko mężczyznę przy bramie, który zaczął rozglądać się na boki, prześwietlając sobie latarką. Kiedy snop światła padł na pomnik, razem z Niną szybko skryłyśmy się za nim, wstrzymując oddech. Siedziałyśmy tak przez cały ten czas, nawet w momencie, kiedy facet zgasił latarkę.
- Hej! – usłyszałam, zamierając. Byłam święcie przekonana, że nas zauważył, ale koleżanka ścisnęła mnie za ramię, skutecznie unieruchamiając. – Zatrzymaj się! – wykrzyczał. Słyszałam, jak jego latarka roztrzaskuje się o brukowany chodnik, a on sam zaczyna biec. Czułam, jak ziemia pod moimi stopami drży, co utwierdzało mnie w przekonaniu, że pobiegł przed siebie.
- Teraz – szepnęła Nina, wyskakując zza kupidyna. Minęło kilka długich sekund, zanim się otrząsnęłam i ruszyłam za nią. Nie miałam bladego pojęcia gdzie jest Courtney, ale zdałam się tylko na jej przyjaciółkę. To była jedyna okazja i nie chciałam jej zaprzepaścić.
Dziewczyna dobiegła do ogrodzenia i przerzuciła przez nie plecak, natychmiast na nie wskakując. Bez wahania zrobiłam to samo i chwilę potem wylądowałam po drugiej stronie, tuż obok Niny, która wykonała to z większą gracją. Szybko pomogła mi się pozbierać i założyć na plecy mój pakunek. Zerknęła ostatni raz na tereny Domu Żywiołów, po czym kiwnęła głową na ścieżkę, prowadzącą wschód.
Tak zakończyła się moja historia w Domu Żywiołów, ale zaczynała zupełnie nowa.
Obie ruszyłyśmy sprintem poboczem, co jakiś czas spoglądając za siebie, zwłaszcza w momentach, kiedy słyszeliśmy nawoływania strażnika, które potem przerodziły się w krzyki większej ilości osób. To było do przewidzenia, że mężczyzna zawiadomi Przełożone lub jego krzyki zbudzą kogoś, kto to zrobi.
Czułam ból w łydkach, ale nie przestawałam biec. W porównaniu z Niną i tak wypadałam blado, ale starałam się dotrzymywać jej kroku. Biegłam tuż za nią, obserwując każdy jej ruch, dzięki czemu udało mi się kilka razy uniknąć dziur w drodze czy suchych gałęzi, które mogłyby zdradzić, że uciekamy. Bo nikt za nami nie ruszył. Droga była pusta, ale z daleka widziałam, że cały Dom Żywiołów stanął na nogi, zapewne przez Courtney, która się dla nas poświęciła. Abyśmy mogły się stamtąd wydostać. Nie chciałam, aby jej ofiara poszła na marne.
- Staraj się nie uderzać piętami o asfalt – wysapała Pół Anielica, zerkając na mnie przez ramię. – Brzmisz jak stado mamutów.
Nie miałam zamiaru jej odpowiadać, po prostu wykonałam to, o co mnie poprosiła. Wolałam nie ryzykować przedwczesną utratą sił poprzez bezowocne gadanie.
Przez cały czas biegłyśmy prosto, mijając wszystkie możliwe zabudowania. Dom Żywiołów był całkiem spory i leżał na odludziu, co oznaczało, że wkraczamy w las. A w nim mogło czaić się wszystko. Po jakimś czasie skręciłyśmy w prawo, wbiegając między drzewa. Obie byłyśmy już zmęczone, więc odrobinę zwolniłyśmy, jednak w dalszym ciągu zachowywałyśmy wszystkie środki ostrożności. Kiedyś muszą się zorientować, że zniknęłyśmy, a wtedy na pewno zaczną nas gonić. Bo jak daleko mogłyby uciec dwie nastolatki, bez żadnego środka transportu? I na pewno zaczną przeszukiwać las, bo w końcu Ninę i Courtney dorwali właśnie w nim.
Nadstawiałam uszy, ale poza naszymi przyśpieszonymi i świszczącymi oddechami oraz podeszwami, uderzającymi o ziemię nie słyszałam nic. Być może to był dobry znak. Albo złudna nadzieja.
Nina prowadziła mnie takim labiryntem, że nie byłabym w stanie go samodzielnie odtworzyć. Gdybym się teraz zgubiła, najpewniej już nie trafiłabym na główną drogę, dlatego jeszcze bardziej starałam się dotrzymać jej kroku. Na moje szczęście, zaczęła zwalniać, aż w końcu przestała truchtać, zamieniając to na szybki marsz. Zrównałam się z nią, co jakiś czas przyglądając się jej z ukosa. Nie wyglądała, jakby przejęła się tym, że zamiast jej przyjaciółki jestem z nią ja. Dziwiło mnie to, ale przecież każdy inaczej pojmuje słowo przyjaźń, prawda?
- Co z Courtney? – zapytałam cicho, nie patrząc na nią.
- Spokojnie, dołączy zaraz do nas.
Zszokowała mnie jej odpowiedź, ale z drugiej strony – byłam szczęśliwa. Wyrzuty sumienia nie będą mnie zżerały, że to przeze mnie musiała zostać w Domu. Jeden problem mniej, ale co z pozostałymi?
- Więc… dokąd idziemy? – odezwałam się ponownie, patrząc z ukosa na Ninę.
- Zobaczysz – odparła, wzdychając zirytowana. Chciałam rzucić jakąś kąśliwą uwagę w jej stronę, ale w ostatniej chwili się powstrzymałam.
Bo tak naprawdę, nie miałam teraz nikogo. Wszyscy, których kochałam i na których mi zależało zostali tam, w Domu Żywiołów. Została mi tylko Nina i Courtney i chociaż nieraz działały mi na nerwy oraz nie ufałam im w stu procentach – tylko one się ode mnie nie odwróciły. Być może to nie było szczytem moich marzeń, błąkać się w nocy po lesie, z rozdartymi od gałęzi spodniami, brudną od pyłu i potu twarzą oraz plecakiem, który powoli zaczynał mi ciążyć na plecach, ale to było lepsze od tego, co mogłam dostać tam, w Domu. I mogłam wreszcie poznać prawdę, a także znaleźć kogoś życzliwego, kto mógłby pomóc mi jej odszukać.
Zatrzymałyśmy się przy rozłożystym dębie, wcześniej dokładnie się rozglądając. Kiedy upewniłyśmy się, że jesteśmy bezpieczne, Nina zasiadła na trawie, kładąc na kolanach swój plecak. Przysiadłam się obok niej, zrzucając swój pakunek z pleców. Dziewczyna wyciągnęła w moją stronę butelkę wody, którą z wdzięcznością przyjęłam, łapczywie wypijając prawie całą jej zawartość.
- Z tobą to jak ze smokiem – skomentowała tylko, kręcąc głową. Wzruszyłam ramionami i oddałam jej do połowy opróżnione naczynie, wycierając usta wierzchem dłoni.
Siedziałyśmy w ciszy, dopóki nie usłyszałyśmy kroków oraz wyjątkowo głośnej rozmowy. Poderwałyśmy się na równe nogi, gotowe do ucieczki, ale potem, gdzieś w oddali, ktoś trzy razy zaświecił latarką. Nina westchnęła z ulgą, rozluźniając napięte mięśnie, a ja doszłam do wniosku, że to musi być Courtney. Courtney i ktoś jeszcze.
- Widziałeś jego minę, kiedy zawisł głową do dołu na tym drzewie? – zawołała blondynka, śmiejąc się głośno.
- Widziałem, Cornie. To było epickie!
Sekundę później zza krzaków wyłoniła się dziewczyna ze swoim towarzyszem. Pierwszym, co zrobiła jej przyjaciółka, było rzucenie się jej na szyję, mocno ściskając. Poczułam ukłucie zazdrości, bo tak bardzo przypominały mi mnie i Bellę, która gdyby tu był, skomentowała jakoś złośliwie ich zachowanie.
Ale jej tutaj nie było i nie będzie. A ja muszę się z tym pogodzić.
Pokręciłam szybko głową i skupiłam swój wzrok na chłopaku, który towarzyszył Courtney. Także mi się przyglądał, z lekkim uśmiechem na ustach.
- To ona? – zapytał, przerywając uścisk dziewczyn. Kiwnął na mnie palcem, a Nina odchrząknęła.
- We własnej osobie – odpowiedziała dumna, zakładając ręce na piersi.
- Jak wam się to udało? – zapytał, patrząc na nie z niedowierzaniem. Ja za to patrzyłam na nie z ogromnym zszokowaniem na twarzy.
- Nie tylko ty posiadasz dar przekonywania, Will – odparła słodko Courtney, podchodząc w moją stronę.
- Możecie mi powiedzieć, o co wam chodzi? – wtrąciłam chłodno, robiąc krok w tył.
Być może to nie był wcale taki świetny pomysł, aby z nimi uciekać. A co, jeśli trafiłam z deszczu pod rynnę? W końcu zbyt ochoczo zgodziły się na moje uczestnictwo w tej eskapadzie. Być może moje groźby były tylko pretekstem i taki był ich zamiar?
- Dowiesz się na miejscu – powiedział spokojnie chłopak, wciskając ręce w kieszenie spodni.
- W jakim miejscu? – spytałam, mierząc go wzrokiem.
- W Stowarzyszeniu Mroku – odparł z westchnieniem, a ja myślałam, że zaraz zemdleję. 
__________________________________________________________________________________ 
Rozdział na drugą rocznicę od publikacji pierwszego rozdziału "Niektóre rzeczy są wieczne"! Dziękuję z całego serca za te wspaniałe dwa lata.

5 komentarzy:

  1. Jak ja nie mogłam się doczekać tego rozdziału, a teraz nie będę mogła doczekać się następnego. Właśnie mało co się nie załamałam bo przeczytałam książkę, a nie ma 2części, a tu taka radość że nowy rozdział. :D rozdział genialny, myślę że nina z przyjaciółką wpakowały ją w pułapkę:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Extra! Brawo za dwa lata! :D Czekam na więcej :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Super :D juz się nie mogę doczekać następnego rozdziału :*

    OdpowiedzUsuń