Szłam wolnym
krokiem przez korytarz, a gdy nie słyszałam już żadnych głosów dochodzących ze
stołówki, zaczęłam biec w stronę swojego pokoju. Chciałam zostać sama, otulić
się kołdrą i cofnąć się do czasów, kiedy było dobrze. Albo chociaż lepiej niż
teraz, bo dobrze tak w stu procentach, nigdy nie było. Teraz oddałabym
wszystko, aby zmagać się z tymi błahostkami, które kiedyś były dla mnie
problemami nie do pokonania. Dorastasz, a
z tobą twoje problemy podpowiadał mi głos w głowie. Musiałam przyznać mu
rację, dorosłam.
Stanęłam pod
pokojem 666 i wyjęłam z kieszeni jeansów klucz. Włożyłam go do zamka i
przekręciłam.
Rzuciłam torbę na łóżko i
usiadłam przy biurku. Jeśli mam być szczera, nie wiedziałam co mam ze sobą
zrobić, chociaż wychodząc ze stołówki postanowiłam pójść spać. Teraz ten pomysł
nie wydawał się tak atrakcyjny, jak przed trzema minutami.
Po kilku chwilach, kiedy do
mojego mózgu nie docierały żadne myśli, ani to, co wokół mnie się dzieje postanowiłam
zrobić to, co robiłam przez dwie poprzednie noce – dalej studiować bardzo,
bardzo dokładną biografię Andy’ego.
Podeszłam do
komody i wyjęłam z niej stertę kartek, które traktowałam z największą
pobożnością. W końcu to od nich zależało, czy dowiem się, gdzie jest Andrew. To
jest śmieszne, że życie mojego przyjaciela zależało od pliku kartek. Tak
śmieszne, że aż żałosne.
Wróciłam do biurka i położyłam na
nim biografie mojego przyjaciela, a sama zaczęłam szukać kolorowych
zakreślaczy.
- Przecież tutaj były. –
mruknęłam sama do siebie, zrzucając wszystko z biurka. Łącznie z moimi
najcenniejszymi kartkami. – Niech to szlag! – zaklęłam
- Coś ty taka w
gorącej wodzie kąpana? – podskoczyłam gdy usłyszałam głos Belli. Zapomniałaś zamknąć drzwi na klucz, ofermo
przypomniał mi głos, który z każdą kolejną minutą zaczynał mnie coraz bardziej
irytować. Zresztą, sama siebie irytowałam.
- Wystraszyłaś mnie. –
powiedziałam, po czym schyliłam się po biografie Andrew i pozostałe rzeczy,
które w akcie rozpaczy, zrzuciłam z biurka. – Co tu robisz? – spytałam i
spojrzałam na Wampirzycę, która wkładała garść spinaczy do przybornika, po tym
jak wypadły z niego, gdy przez biurko przeszedł tajfun o nazwie Zirytowana
Angie.
- Przez tego kretyna straciłaś
pamięć? – odpowiedziała pytaniem na pytanie. Nie musiała dodawać, że chodziło o
Patricka. – Umówiliśmy się, że pomożemy ci w szukaniu jakiś istotnych
informacji na temat twojego przyjaciela.
Nie ma co, pamięć to ty masz doskonałą złajał mnie głosik, a ja
miałam ochotę mu przywalić. Podniosłam wzrok i zobaczyłam, że Jace i Evelin
stoją w drzwiach i czekają aż ich wpuszczę, albo wydam jakieś polecenia.
- Wejdźcie. – powiedziałam, a oni,
bez zadawania zbędnych pytań, weszli. Dopiero po chwili zobaczyłam, że trzymają
coś za plecami. – Co tam macie? – spytałam i ręką wskazałam na owe przedmioty.
Okazało się, że były to torby.
- Śpiwory i jakieś koce. –
odpowiedziała Wampirzyca, układając ostatnie rzeczy na biurku. Napotykając moje
pytające spojrzenie dodała – Chyba musimy gdzieś spać, no nie? Wątpię abyśmy w
godzinę skończyli to czytać. A teraz wstawaj, musimy zrobić na to wszystko
miejsce.
Podniosłam się
z podłogi i położyłam torby, które przynieśli na łóżku.
- Mogę rozpakować? – spytałam
- Jasne. – odpowiedział pogodnie
Jace, a ja znowu doznałam szoku, jak oni szybko potrafią zmieniać swoje
nastroje. Potrząsnęłam głową i zabrałam się za rozpakowywanie pierwszej torby.
Pociągnęłam za
zamek błyskawiczny torby i wyjęłam z niej granatowy, puchowy śpiwór. Pod
śpiworem leżała karimata, a z boku poduszka w kształcie serduszka i termos z
herbatą. Podałam Jace’owi karimatę oraz śpiwór, resztę położyłam na łóżku.
Dwie pozostałe torby miały
podobną zawartość: śpiwór, karimata, poduszka oraz jakieś przekąski.
Rzuciłam torby
na krzesło przy biurku, sadowiąc się we własnym łóżku. Wszyscy już siedzieli w
swoich śpiworach i czekali, aż przydzielę im jakieś zadanie.
Wzięłam do ręki dokumenty,
odliczając dla każdego po jednym rozdziale z życia Andrew.
- Zaznaczajcie fragmenty, które
mogą być istotne. – powiedziałam i podałam każdemu po pliku kartek i kolorowym
zakreślaczu. Bez słowa wzięli je ode mnie i zabrali się żwawo do roboty. Ja
także poszłam w ich ślady.
***
- Angie, możesz
tu podejść? – po dwóch godzinach ciszy, melodią dla mych uszu był zachrypnięty
głos Jace’a. Odłożyłam papierzyska, które miałam na kolanach i podeszłam do
kolegi, który wskazywał mi zaznaczony fragment. Przykucnęłam przy nim i
przeczytałam: Ostatni raz widziany na
terenie Akademii św. Joanny w środę, około godziny 16. Dopiero po przeczytaniu
tego zdania, zdałam sobie sprawę, że nie wiem jaki jest dzień tygodnia.
- Jaki dzień dzisiaj jest? –
spytałam. Bałam się, że pomyślą, że jestem idiotką, skoro nie wiem czegoś
takiego. Ale nawet jeżeli tak pomyśleli, ukryli to.
- Jeszcze jest piątek. –
odpowiedziała Bella, nie spuszczając oczu znad lektury.
- Jak to ,,jeszcze”? – spytałam,
marszcząc brwi.
- Tak to, że za pół godziny
wybije północ, a o godzinie pierwszej, automatycznie wchodzimy w nowy dzień, w
tym wypadku będzie to sobota. – odpowiedziała znużonym głosem i wskazała zatyczką
zakreślacza na zegarek, który stał na biurku. Miała racje. Była godzina 23:30.
Poświęcają się dla ciebie, spójrz na Evelin moje
,,sumienie”, bo tak mogę nazwać ten upierdliwy głosik w głowie, niestety, ale
miało racje. Evelin już się oczy zamykały, mimo, że starała się nie pokazywać
zmęczenia.
- Jeżeli jesteście zmęczeni,
zostawcie to i połóżcie się spać. – to stwierdzenie kierowałam głównie do
Anielicy, która naprawdę wyglądała fatalnie.
- Żartujesz sobie? Obiecaliśmy. –
odpowiedziała Bella, spoglądając na mnie jak na kosmitę.
- Nie mów za wszystkich. –
upomniałam ją.
- Ale obiecaliśmy, a my nigdy nie
łamiemy obietnic. – odpaliła bez zastanowienia.
- Nawet wtedy, kiedy musisz
zarywać nockę, bo jakiejś wariatce ubzdurały się nocne maratony czytania
biografii zaginionych przyjaciół? – spytałam, unosząc przy tym jedną brew.
- Zwłaszcza wtedy moja droga. Nie
tylko ty lubisz bawić się w litościwą Matkę Teresę.
Zabolało mnie
to. To nie był ból w stylu siarczystego policzka. To nie był ból, jakby ktoś
wziął moje serce i roztrzaskał je na miliona kawałeczków. To był ból w stylu
nieznośnego ukłucia mojego serca malutką igiełką. A ból czymś tak malutkim jest
najdotkliwszy.
Chciałam przemilczeć jej uwagę,
udać, że spłynęła po mnie jak po kaczce. Nie chciałam robić awantury, w końcu
mi pomagała. Ale nie umiałam też udawać, że mnie to nie ruszało.
Podniosłam się
z podłogi, rozprostowałam kończyny, po czym ruszyłam w kierunku drzwi i
wyszłam. Nie miałam w planach biec, ale gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi
pokoju, rzuciłam się biegiem w stronę wyjścia na dziedziniec. Gdy do mych płuc
napłynęła fala chłodnego, nocnego powietrza, zwolniłam. Podeszłam do fontanny i
usiadłam obok marmurowego aniołka, który celował strzałą w niebo. Podkuliłam
nogi i objęłam je ramionami. Było mi zimno, ale musiałam ochłonąć. Chciałam
posiedzieć sama, ale jak zwykle, nie było mi to dane. Usłyszałam za sobą kroki.
Postanowiłam uprzedzić mojego towarzysza, zanim do mnie podejdzie.
- Nie jestem w nastroju do
rozmowy. – powiedziałam, a echo niosło mój głos. Nie musiałam się nawet
odwracać, żeby usłyszeć westchnięcie owej osoby, która postanowiła za mną
przyjść. Zapewne wysłali Belle…Chociaż nie. Pewnie wysłali Evelin, żeby mnie
udobruchała. Jakim zdziwieniem było, kiedy usłyszałam męski głos. Oschły głos
Damiena.
- Więc weź chociaż bluzę, żebyś
nie stała się posągiem jak ten kupidyn, obok którego siedzisz.
Pan nauczyciel we własnej osobie mruknęło sumienie. Nieraz
potrafiło gadać do rzeczy, a nieraz doprowadzać do białej gorączki.
Przypominało mi kogoś? Tak, Kate. Chyba zżyłam się z nią tak bardzo, że nawet
głos w mojej głowie, mówił jak ona.
- Jak dla mnie, bomba. Mogę
zostać skamieliną i tobie nic do tego. – warknęłam. Nie był moim ojcem, więc
nie będzie mi rozkazywał. Liczyłam, że rzuci jakąś zgryźliwą uwagę i sobie
pójdzie, ale on podszedł i usiadł naprzeciwko mnie.
- Ktoś cię przysłał żeby prawić
mi morały? – spytałam i celowo odwróciłam wzrok.
- Sam doskonale wiem, komu mam
prawić morały. – odparł spokojnie.
- To zaszczyt, że jestem na
liście osób, którym zawracasz głowę w nocy? – spytałam i podniosłam na niego
wzrok. Jego zielone oczy wyróżniały się na tle nocy. Można powiedzieć, że się
iskrzyły. Nigdy nie widziałam tak pięknych oczu. W oczach Andrew można było
utonąć, ale oczy Damiena hipnotyzowały.
Czekałam na odpowiedź, która
wyrwałaby mnie z tego otępienia, jednak on nie zamierzał odpowiedzieć.
Zignorował moje pytanie.
- Czemu tu siedzisz? Jest późno.
- Mówi to ten, który wygląda
jakby wrócił z nocnej eskapady. – odcięłam się, w duchu dziękując, że zdążyłam
otaksować go wzrokiem, zanim mój mózg przestał odbierać impulsy z zewnątrz.
Damien ubrany był w polarową bluzę, dżinsy i buty do biegania.
Jeżeli ktoś myśli, że biegał myli
się. Było tak ciemno, że potknęłam się kilkanaście razy pokonując stu metrowy
odcinek od drzwi Domu do fontanny. Niemożliwe, żeby biegał.
- To nie twoja sprawa, co
robiłem. – odrzekł bez zająknięcia. Uderzył mnie chłód jego głosu. Przez głowę
przeszła mi myśl, że mógł się o mnie martwić. Ale, to jednak nie było to. Już tak nie jęcz, że cię nie lubi upominała
mnie ,,Kate”.
- To samo mogę powiedzieć o twoim
pytaniu. – odpowiedziałam i w tej samej chwili na dziedzińcu rozległy się
jakieś głosy. Po chwili usłyszeliśmy nawoływania. Wołali mnie.
- Angie! Angie! Angie! –
słyszałam na przemian głos Belli, Jace’a i Evelin.
- To ten…Miło się rozmawiało. –
powiedziałam do chłopaka, wstając. Gdy odwróciłam się do niego plecami i
zamierzałam ruszyć w przeciwnym kierunku do fontanny i przyjaciół, którzy
niestrudzenie mnie wołali, chłopak zapytał.
- Dokąd idziesz?
I znowu zmienił się w
zatroskanego Damiena, którego coś obchodziłam. Nie wiem, w jakiej granicy to
owe ,,coś” się mieści, ale jednak nie byłam tylko nieposłuszną dziewczyną,
którą musiał szkolić.
W sumie, sama nie wiedziałam
gdzie chcę iść. Wiedziałam tylko, że nie zamierzam wrócić do pokoju. Nie
zdążyłam odpowiedzieć, gdy usłyszałam kolejny wrzask.
- Co się tu dzieje?! – to był
kobiecy głos. Głos madame Cecile. Nastała głucha cisza, zapewne przyjaciele nie
chcieli powiedzieć, że wyszłam z pokoju, w końcu i tak miałam na pieńku z
Przełożoną, za akcje z Jessiką. – Marsz do pokoi, jutro się z wami rozprawię. –
zarządziła. Nie mogła mnie zobaczyć z takiej odległości, bo zasłaniał mnie
aniołek, ale gdyby przeszła kilka kroków naprzód, też bym oberwała. Cecile
rozejrzała się pobieżnie po terenie, a gdy jej wzrok zbliżał się ku fontannie,
Damien pociągnął mnie na ziemię i wskazał ruchem dłoni, że mam siedzieć cicho.
I bez tego gestu, uczyniłabym to.
Siedziałam, a
właściwie na wpół leżałam, bardzo blisko Damiena. Tak blisko, że mogłam
usłyszeć rytm, jaki wybijało jego serce. Chłopak nie zwracał na mnie uwagi,
więc mogłam przysłuchiwać się tej spokojnej melodii, bez obawy, że mnie na tym
przyłapie, bo był zbyt zajęty obserwowaniem Przełożonej, która stała na
dziedzińcu i obserwowała teren jeszcze przez kilka minut, aż dała za wygraną i
weszła do środka budynku. Dopiero po paru sekundach otrząsnęłam się i wstałam.
Damien jeszcze siedział, ale wzrok miał utkwiony na mnie.
- Więc, dokąd idziesz? – spytał,
a jego spojrzenie przeszywało mnie na wskroś.
Stałam jak sparaliżowana przez
kilka chwil, aż wreszcie, bez żadnych wyjaśnień ruszyłam drogą, którą
przeszłabym kilkanaście minut temu, gdyby nie nagła interwencja szpiegowska
Cecile.
Modliłam się w duchu, aby sobie
odpuścił i zostawił mnie w spokoju, ale jak widać wyczerpałam limit modlitw do
Boga. Tak, poszedł za mną.
- Masz zamiar spędzić tutaj całą
noc? – spytał, kiedy mnie dogonił.
- Muszę tutaj spędzić całe życie.
– odparłam, a on zaśmiał się pod nosem, po czym oboje zamilkliśmy. Z reguły
lubię ciszę, ale zawsze od reguły są wyjątki. Wyjątkami jest wymuszona cisza,
tak jak dzisiaj na stołówce oraz niezręczna cisza, taka jak teraz.
Prawda jest taka, że nie czułam
się swobodnie przebywając z Damienem sam na sam. Wywoływał u mnie nieznane do
tej pory uczucia. Uczucie lęku, obawy, a gdy był blisko mnie, moje serce
wykonywało salta, a żołądek nieznośnie się kurczył. Nigdy nie czułam czegoś
takiego. Może nie byłam bardzo rozrywkowa, ale nigdy nie krępowałam się, aż tak
w towarzystwie chłopaka. Nie zdarzały mi się jeszcze odruchy wymiotne
spowodowane obecnością płci męskiej.
Jakoś wcześniej
nie zwróciłam uwagi na temperaturę na zewnątrz. Nie przeszkadzało mi zimno.
Można powiedzieć, że złość i rozżalenie przyćmiły chęć okrycia się ciepłym
kocem, ale teraz, kiedy emocje opadły, wróciła myśl o ciepłym łóżku. Mimowolnie
objęłam się ramionami, co nie uszło uwadze Damiena.
- Weź to. – powiedział i podał mi
swoją bluzę. Zawahałam się.
- Dzięki. – wyszeptałam i
zarzuciłam ją na ramiona. Bluza pachniała lasem, ale wyczułam także delikatną
nutę męskich perfum. Nie przeszkadzało mi to. Zapach ten mnie uspakajał, a to
dlatego, że bluzy Andrew pachniały bardzo podobnie.
Tak strasznie
za nim tęskniłam, a tęsknota sprawia, że z człowiekiem dzieją się różne rzeczy.
Nawet najdrobniejszy gest przypominał mi o nim. Każdy trening, każda rozmowa,
każda osoba, która była choć trochę podobna do mojego przyjaciela. Uratuj go, a nie spaceruj z tym chłopakiem podpowiadał,
a właściwie syczał głos w mojej głowie. Zaczynałam go lubić. Umiał jasno
wyrazić coś, co mi sprawiało trudność. I tak jak ja, miał dosyć mojego użalania
się.
- Ja już pójdę. – zatrzymałam się
i zdjęłam z ramion jego bluzę. Chłopak przyglądał mi się w milczeniu. – Dzięki
za pomoc i bluzę. –powiedziałam po czym podałam mu jego okrycie, ale go nie
wziął.
- Zatrzymaj ją. – odparł.
Przyglądałam mu się przez sekundę. Musiałam przetrawić te słowa.
- Yy…dzięki. – odpowiedziałam,
wymawiając powoli każde słowo, po czy, ruszyłam w stronę dziedzińca, gdy nagle
odwróciłam się gwałtownie. Damien dalej stał w tym samym miejscu i patrzył jak
odchodzę. – Dobranoc. – powiedziałam i wbiegałam do środka budynku.
_______________________________________________________________________________
I tak oto, pojawił się rozdział. Nie wierze, że dobrnęłam, aż tak daleko. Sądziłam, że skończę pisać po 5 rozdziale, a tu taka niespodzianka ;) Postaram się, dodać rozdział za dwa tygodnie, może wcześniej :) A teraz czytajcie i komentujcie ;)
Weronika
Bardzo mi się podoba ten rozdział jak i to że piszesz w takim stylu :* Pisz dalej no i powodzenia <3
OdpowiedzUsuńdziękuje :*
UsuńŚwietne!!!
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie!
http://madaleneforever.blogspot.com/
WKONCU SIE DOCZEKALAM ! Myslal ze bedzie lepszy byl nudniejszy niz poprzednie ale i tak swietny! Najlesza byla chyba koncowka ;3 Teraz zbowu trzeba czekac ok.dwoch tygodni :(((czekam z nieciesplowoscia i zycze weeny ;3
OdpowiedzUsuń+ mialas juz ferie?
Dziękuje za miłe słowa :)
UsuńTak, dwa tygodnie temu skończyłam :/
Super! Nie mogę się doczekać nexta!
OdpowiedzUsuńP.S fajnie piszesz, Masz talent! :3
Bardzo dziękuje :*
UsuńJak zwykle wszystko świetne, opisane , podoba mi się to !, masz ogromny talent do pisania, z niecierpliwością czekam na następny rozdział :*
OdpowiedzUsuńdziękuje :*
UsuńWreszcie normalny Damien :)
OdpowiedzUsuńDał jej bluzę, o joj *.*
Kocham tą parę <3
Całuję Ola :$
Ps: U mnie nowy rozdział :)
Szóstka gotowa wbijaj! :3
UsuńKocham i całuje, Ola :$
Jak zawsze świetny rozdział :) Bardzo podoba mi się twój styl pisania, nawet gdy czasami akcja wolniej się rozgrywa, nigdy nie jestem znudzona :) Masz talent :) Ten moment kiedy dziewczyny i Jace przyszli do pokoju był świetny. Cieszę się, że oni chcą jej pomagać. Strasznie szkoda mi Andrewa :/ Mam nadzieję, że nic mu nie jest, nie znam go zbyt dobrze a już zdążyłam go polubić xD I ten moment kiedy pokazał się Damien się pokazał :3 A potem opisywałaś uczucia Angie ;) Widać, że nie jest jej obojętny :) I pozwolił jej zostawić swoją bluzę ;) xD Czekam na następny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Monia x
Hej! Serdecznie zapraszam na 10 rozdział
Usuńhttp://sophieandzayn.blogspot.com/2014/03/rozdzia-x.html
PS. Z niecierpliwością czekam na twój i życzę weny
Monia x
http://sophieandzayn.blogspot.com/ Zapraszamy! :D
Usuń~ Aga & Monia ♥
Ojejku jaki piękny jest ten blog :) czekam na next :) a w między czasie zapraszam o mnie http://one-life-one-chance-onedirection.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńMasz talent kaczko hihi :)
OdpowiedzUsuńHihi, dzienki :*
UsuńJak zwykle super! :)
OdpowiedzUsuńTwoja historia idealnie nadaje się na książkę, powinnaś o tym pomyśleć :)
Ugh, dzięki :) Nie wiem, w sumie, czy się nadaje :)
Usuń:3
OdpowiedzUsuńNosz książka, po prostu książka! I to taka utrzymująca się ponad rok na pierwszym miejscu! Najlepszy seler zdecydowanie. Tylko pamiętaj -> jak juz kupię o autograf! <3
OdpowiedzUsuńNareszcie wiecęj Damienia, choć za mało. Zdecydowanie! Patrick może i jest spoko, no ale Damien! No proszę Cię :P Damien, Damien! Zachwowuję się jak ostatnia kretynka. Może lepiej bym już zamilkła? Ale tak serio to dawaj autografów i to już! :P
Jak mnie dawno tutaj nie było. Gorąco przepraszam, ale byłam teraz w Krakowie i dopiero teraz wróciłam i mam czas przeczytać.
OdpowiedzUsuńFajnie, że przyjaciele postanowili jej pomóc w szukaniu wskazówek o Andrew. To takie... przyjacielskie :D Widać, że się o siebie troszczą. Słowa: "Nie tylko ty lubisz bawić się w litościwą Matkę Teresę." uważam, że są trafne, choć bolesne. Angie powinna dać ludziom sobie pomagać. Jej zachowanie -to że wybiegła - mnie zaskoczyło. Czasami zachowuje się jakby chciała, by wszystko było po jej myśli, a przecież nie zawsze tak się da. Ale mimo to, że czasami mnie wkurza, czuję do niej sympatię.
AAA! Wrócił Damien! ten kochany, którego polubiłam! tęskniłam za nim, jak już pisalam wcześniej. No i doczekałam się jakiejś poważniejszej sceny w relacji Angie-Damien. Ciągle oczekuję ich pocałunku! :D Postaram się jutro wpasc przeczytac kolejny rozdział. Pozdrawiam i przepraszam, że tak wolno mi schodzi z czytaniem rozdziałów.
Ojej, już z Jace'm wszystko ok ♥ nadal zastanawiam się nad tym, o co wtedy chodziło, liczę że znajdę odpowiedź :D Damien jest intrygujący, ale mimo że jest najsilniejszym wojownikiem to boi się Cecile- urocze ;D pewnie robił cos złego, ciekawe czy Angie się dowie co... a tymczasem ja czytam dalej!
OdpowiedzUsuń