piątek, 14 sierpnia 2015

Rozdział XVI

    - Myślę, że panna Turner z powodzeniem może zastąpić ataki srebrnym ostrzem swoją twarzą. Wygnańcy uciekną z krzykiem, gdy ją zobaczą.
- Zamknij się, Mason, albo obiję ci facjatę – warknęła Wampirzyca, zaciskając ręce w pięści. Patrzyła na niego groźnie, a chłopak udawał, że się boi i zasłonił twarz dłońmi.
- Zamknijcie się oboje – uciszyłam ich, będąc już zmęczona tymi wiecznymi zaczepkami z ich strony.
- Popieram – odezwał się Damien, stając za mną. Wzdrygnęłam się i odsunęłam od chłopaka, unikając spojrzeń pozostałych. Brunet chrząknął i zerknął na pozostałych – Patrica, który próbował zmierzwić włosy Belli, Evelin i Jace’a, którzy cicho ze sobą rozmawiali oraz Courtney z Niną, siedzące jak najdalej od wszystkich.
O dziwo, pojawiły się na zajęciach, kiedy Damien przeprowadził z nimi rzeczową rozmowę, z której wynikało, że my także mamy w nich uczestniczyć. Ich Krąg. Nie miałam nawet okazji zezłościć się na de Wintera, bo byłam zbyt zajęta odciąganiem Isabelle od niego. Miała w oczach chęć mordu i z Jace’m ledwo daliśmy sobie z nią radę.
- Dziewczyny. – Damien zwrócił się w stronę dwóch pół Anielic, które spojrzały na niego bykiem. – Zaczynamy zajęcia.
Westchnęłam i usiadłam koło Belli, która w tamtym momencie kopnęła Patrica w piszczel. Szatyn stęknął i dokuśtykał do de Wintera przy akompaniamencie złośliwego chichotu Turner.
Ten trening to była katastrofa. Dziewczyny nawet nie próbowały udawać, że się starają. Wiedziałam, co jest tego przyczyną, ale umyślnie milczałam i udawałam, że nic nie widzę.
- Patrząc na ogólne umiejętności naszego Kręgu, mogę stwierdzić, że to Krąg ciot – powiedziała Isabelle, a ja parsknęłam śmiechem.
- Mówisz jak Jessika.
- Ale ja ci nie zabiorę Damiena – zauważyła, na co przewróciłam oczami.
- Ale chcesz go zabić.
Dziewczyna szturchnęła mnie łokciem i udała oburzoną.
- To zupełnie inna kwestia.
- Jasne – prychnęłam. – Wiesz co, zmieniłam zdanie. Niech go weźmie Jessika. Ona przynajmniej zabije go swoją miłością.
Spojrzałyśmy na siebie i zaczęłyśmy się śmiać, zwracając na siebie uwagę pozostałych. To po prostu było silniejsze od nas; to ta część przyjaźni, kiedy dwie osoby patrzą na siebie i porozumiewają się bez słów, ku ogólnemu zdziwieniu reszty.
- Helu się najadłyście? Macie głosy jak wiewiórki przed mutacją – stwierdził Patric, patrząc na nas sceptycznie.
- Helu się nie je, pijawko – palnęła Wampirzyca między salwami śmiechu. Komentarz Wampira tylko pogorszył sprawę, bo jeszcze bardziej zaczęłyśmy się śmiać. Do tego stopnia, że rozbolał mnie brzuch. Bella otarła łzę z kącika oka i wzięła głęboki oddech. – Dobra już, dobra. Spokój. – powiedziała drżącym głosem.
Uspokoiłyśmy się i już bez większych ekscesów przyglądałyśmy się poczynaniom Niny i Courtney. I jeśli mam być szczera, wolałabym śmiać się z niczego z przyjaciółką, bo to było bardziej ekscytujące od tego treningu.

***

- Z czego się śmiałyście? – zapytał Damien, kiedy dopadł mnie na korytarzu. Złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Przyparł mnie do ściany, uniemożliwiając ucieczkę.
- Z ciebie – odparłam z uśmiechem triumfu na ustach. Chłopak parsknął śmiechem i pokręcił głową. 
- Wyglądam jak wiewiórka przed mutacją?
Teraz już oboje się śmialiśmy. Kilka mijających nas osób, patrzyło na nas z zaciekawieniem, ale nic sobie z tego nie robiliśmy.
To była nasza chwila. Przez jakieś dziesięć sekund.
- Rany, idźcie do pokoju.
Zgromiłam wzrokiem Patrica, który stał za Damienem razem z rozbawioną Bellą. De Winter odsunął się ode mnie i odchrząknął, unikając wzroku tej dwójki. Postanowiłam się ulotnić, zanim zaczną się niezręczne pytania.
Wyprostowałam się i założyłam ręce na piersi.
- Goń się, wiewiórko.

***

- Przecież nie mogła zniknąć – jęknęłam zrozpaczona, patrząc na pustą salę chorych. Mojej mamy tutaj nie było. Nic nawet nie wskazywało, że kiedykolwiek tu przebywała. Jej łóżko było nienagannie posłane, a szafka nocna pusta. Żadnej szklanki czy czasopisma, w którym do znudzenia się zaczytywała.
- Spokojnie, Jace poszedł już po Meg – powiedziała pocieszająco Evelin, głaszcząc mnie po ramieniu. Oboje przyszli tu razem ze mną po kolacji, kiedy Bella gdzieś zniknęła.
Sekundę potem koło nas zmaterializowała się niska, rudowłosa kobieta, uśmiechając się szeroko. Złapała się pod boki i spojrzała na mnie z rozbawieniem.
- Twoja mama czuje się już lepiej i Cecile umieściła ją w jednym z pokoi dla gości. Bez obaw, kruszyno, nigdzie nie uciekła.
Odetchnęłam z niewyobrażalną ulgą, aczkolwiek nadal nie byłam niczego pewna. Grzecznie jej podziękowałam i wyszłam z pomieszczenia wraz z dwójką Aniołów. Byłam niespokojna, nie wiedząc o miejscu jej pobytu. Od czasu jej porwania byłam bardzo przewrażliwiona i wolałam mieć stuprocentową pewność, że wszystko z nią w porządku. Jak najszybciej chciałam znaleźć się obok niej.
- Gdzie są te pokoje? – zapytałam, patrząc w konsternacji na Jace’a.
Chłopak machnął niedbale ręką w głąb korytarza, a ja prychnęłam.
- Na przewodnika się nie nadajesz.
Blondyn wyszczerzył zęby w uśmiechu i złapał mnie po ramię.
- Chodź, niedoczekańcu. Bo zaraz ty dostaniesz skrzydeł.
Nie wiem, jak on odnalazł wśród tego gąszczu pokoi ten właściwy. Ale udało mu się to za pierwszym podejściem. Stanęłam przed drzwiami z numerem 30 i zawahałam się. Nie wiedziałam, czy zapukać czy po prostu wejść, jak do siebie. Odwróciłam się, aby poradzić się tej dwójki, ale ich już nie było.
Raz kozie śmierć. To tylko moja mama.
Wzięłam głęboki oddech i położyłam rękę na klamce, kiedy usłyszałam głosy. W pierwszym odruchu chciałam odejść, ale postanowiłam trochę poszpiegować. Teraz każda informacja jest cenna.
- Powinnaś była jej powiedzieć, Danielle.
Moja mama. Oraz jakiś cholernie znajomy i irytujący głos.
- Ona odkryje prawdę prędzej czy później i straci do nas zaufanie.
Widzę, że mamy do czynienia z geniuszem pierwszego stopnia stwierdził kąśliwie Upierdliwiec, a ja wywróciłam oczami, przyznając mu jednak racje.
Ja już zaczęłam ją odkrywać, ale nie od tej strony, co trzeba.
- Nie potrafię jej o tym powiedzieć – odezwała się moja matka drżącym głosem.
- To ją zabije, Danielle.
- Nie zwalaj całej winy na mnie! – krzyknęła, a ja usłyszałam, jak ktoś zbliża się do drzwi i naciska na klamkę.
Odsunęłam się i najciszej jak potrafiłam, pobiegłam na schody. W tempie zawodowego biegacza znalazłam się w swoim pokoju i usiadłam przy biurku, spoglądając tępo przed siebie.
Ja już nic nie rozumiałam. Wszyscy coś przede mną ukrywali, uważając, że tak będzie lepiej. Albo twierdząc, że to niebezpieczne.
Ja nie jestem kruchym jajkiem, z którym należy obchodzić się ostrożnie, bo może pęknąć. Widziałam więcej, niż oni myśleli.
I wiem więcej, niż im się wydaje.
A skoro nie chcą mi o niczym powiedzieć, sama się tego dowiem.

5 komentarzy:

  1. Świetny rozdział. Czy to już koniec słodkich chwil między naszymi gołąbeczkami? Co ukrywa jej matka i ten facet? Do następnego. Pozdr ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Awwww, ten rozdział jest po prostu wspaniały. Chociaż krótki. Kocham te wampirki. W ogóle coś mnie ostatnio zastanawiało odnośnie tej historii i wysnułam pewną teorię. Na wypadek, gdyby znalazł się tu jeszcze jakiś wariat poza mną, który czyta komentarze innych, wolę się nią z nikim nie dzielić, bo zepsułabym niespodziankę pozostałym czytelnikom, jeśli okazałaby się trafna c; .
    Dzięki za rozdział, Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialny !!! Czekam na nexta ❤Jula

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział!! Szkoda, ze taki krótki, ale no trudno. Czekam na kolejny równie genialny <3

    OdpowiedzUsuń