- Nędzny
podrywacz. – syknęła Bella, kiedy streściłam moim przyjaciołom przebieg lekcji
z Damienem i Patrickiem.
- Zazdrosna, Bells? – spytał Jace
ze śmiechem.
- O niego? Proszę cię. To
ostatnia osoba, na którą zwracam uwagę w Domu. – odpowiedziała i zaczęła dłubać
w swojej surówce, unikając kontaktu wzrokowego z kimkolwiek.
- Myślałam, że to Jessika jest tą
ostatnią osobą. – zamyśliłam się, a Wampirzyca wbiła we mnie mordercze
spojrzenie oznaczające koniec dyskusji.
Znałam ją
krótko, ale wiedziałam, że jeszcze jedno moje, lub kogokolwiek słowo, a nie
wyjdziemy żywi ze stołówki. Kate na pewno dalej ciągnęła temat i żadne groźby,
ani prośby nie podziałałyby. Taka już była – ciekawska, a niekiedy i ślepa. Ale
to za to ją tak kochałam. Pokochałam ją za siedemdziesiąt procent wad i
dziesięć procent zalet. Pozostałe dwadzieścia procent to była Kate, którą znali
tylko najbliżsi. To było zagubione dziecko, które rozpaczliwie potrzebowało
czyjejś uwagi i akceptacji.
Jak na
zawołanie, mój mózg zaczął przypominać mi wszystkie chwile, jakie z nią
spędziłam: ucieczka z biologii, poznanie Andrew, wspólna przeprowadzka do
Akademii i maraton złamanych serc, czyli oglądanie melodramatów, kiedy po raz
pierwszy, malutkie i kruche serduszko Katie zostało złamane. Tęskniłam za nią
bardziej, niż za mamą. Ironia losu…Kiedy Kate była ze mną, tęskniłam za mamą, a
kiedy zabrakło mi obecności przyjaciółki, brakuje mi jej bardziej, niż własnej
matki.
W tym wypadku powiedzenie:
docenisz kiedy stracisz, stracisz jeśli nie docenisz jest jak najbardziej
trafne. Straciłam Kate, straciłam Andrew i powoli zaczynam tracić moją
rodzicielkę, która nie zadzwoniła, nie napisała, ani nie odwiedziła mnie w Domu
Żywiołów. Jak widać to moje przeznaczenie: przywiązać się, a potem stracić
obiekt przywiązania. A jak już mam tracić, to hurtowo.
- Hej, królewno! – z zamyślenia
wyrwał mnie głos Belli. – Masz zamiar tak tu siedzieć i medytować? Czas na nas.
Niezgrabnie wstałam z krzesełka,
prawie je przewracając. Wzięłam swoją torbę i bez słowa ruszyłam za pozostałymi.
Weszłam na
sale, szukając wzrokiem kogoś, kogo znam. W kącie zobaczyłam wystraszoną Emmę,
więc podeszłam do niej.
- Cześć. –
przywitałam się
- Cześć. – odpowiedziała cicho,
wertując wzorkiem całą sale, jakby się czegoś bała.
- Coś się stało? – spytałam, a
ona tylko pokręciła głową. Chciałam już odejść, kiedy oczy dziewczyny
nienaturalnie się rozszerzyły. Instynktownie się odwróciłam, a mój wzrok obiegł
salę. Jedynymi, podejrzanymi typami, była grupka chłopaków, która stała na
środku sali i co jakiś czas, któryś z nich spoglądał w stronę Emmy. W końcu,
jeden z nich odszedł od grupy i zmierzał w jej kierunku. W dwóch susach
znalazłam się obok niej. Złapałam ją za ramie, ale dziewczyna stała jak
sparaliżowana, więc pewnie nawet tego nie poczuła.
- Jeżeli nie chcesz, aby coś
stało się twojej ślicznej buźce to lepiej się odsuń. – ryknął chłopak w moim
kierunku. Jak zauważyłam był najwyższy w całej tej bandzie, więc pewnie był ich
przywódcą.
- Jeżeli jeszcze masz cokolwiek w
tym pustym łbie to lepiej się odsuń. Tutaj odbywają się lekcje, jakbyś nie
zauważył. – odparowałam i natychmiast tego pożałowałam. Chłopak zacisnął usta w
wąską kreseczkę, a z twarzy znikły wszystkie kolory. W ostatniej chwili
przewidziałam jego plany.
- Na ziemie! – ryknęłam i
popchnęłam Emmę, która wylądowała na boku, a ja na niej. W ostatniej sekundzie
udało mi się uniknąć ognistego ciosu.
Szybko się podniosłam i stanęłam
twarzą w twarz z przeciwnikiem, starając się unaocznić Wodę, ale równocześnie
nie spuszczać z niego oczu.
Kiedy zobaczyłam, że jego wzrok
pada na bezbronną, leżącą na ziemi Emmę, stanęłam przed nią, osłaniając ją
własnym, mizernym i posiniaczonym ciałkiem.
Chłopak znowu
przygotowywał się do ataku, a ja dalej nie mogłam unaocznić Żywiołu. Już miał
wycelować we mnie ognistą kulą, gdy poleciał do przodu, prosto na mnie. Oboje
wylądowaliśmy na ziemi. Uderzyłam głową o podłogę, a ciężar ciała chłopaka
odbierał mi możliwość normalnego oddechu. Po chwili zobaczyłam jak jakaś
nadprzyrodzona siła podciągnęła chłopaka do góry, zwracając mi oddech. No
dobra, to nie była nadprzyrodzona siła, tylko Damien. Ostrożnie usiadłam, a gdy
mój oddech się wyrównał, stanęłam na nogach. Jace od razu do mnie podbiegł, co
chwile pytając czy dobrze się czuje. Nie odpowiedziałam na żadne jego pytanie. Przyglądałam
się jak Damien z pomocą Patricka wywlekają napastnika Emmy z sali w mało
delikatny sposób.
Kiedy odgłosy
szamotaniny ucichły, odwróciłam się w stronę poturbowanej Emmy. Dziewczyna
nadal leżała na ziemi, a ramiona jej drgały. Płakała.
- Emma..- zaczęłam – Usiądź. –
nie odpowiedziała, ani nie wykonała żadnego ruchu. Rozejrzałam się po sali i
zauważyłam, że reszty bandy także nie ma. Bardzo prawdopodobne, że zwiali gdy
pojawił się Damien. – Ich już nie ma. Damien i Patric rozprawili się z nimi.
Nic ci nie zrobią.
Mówiłam trochę jak do Kate, kiedy
przeżywała kolejną, wielką miłość życia. I w tym wypadku efekt był taki sam.
Dziewczyna po chwili niezdarnie usiadła i wtuliła się we mnie jak małe dziecko.
Objęłam ją i kołysałam, tak jak Kate. Cicho pochlipywała w moją koszulkę, a ja
powtarzałam jak mantrę: ich już nie ma.
- Angie? – spytała ostrożnie Jace
– Może powinniśmy ją zabrać do pielęgniarki? – zasugerował i podbródkiem
wskazał łokieć Emmy, który był cały zakrwawiony.
- Zabiorę ją. – odezwał się
Patric, który klęknął obok mnie i chciał wziąć na ręce roztrzęsioną Emmę, ale
ona przywarła do mnie i nie chciała nigdzie się ruszyć.
- Niech Angelina i Patric ją
zabiorą. – powiedział Damien, który stanął za Patrickiem i przyglądał się nam z
obojętnym wyrazem twarzy. Szatyn mruknął coś pod nosem i pomógł mi postawić
Emmę na nogach. Kiedy dziewczyna zrobiła dwa kroki, potknęła się, prawie się
wywracając.
- W takim tempie nigdzie nie
dojdziemy. – stwierdził chłopak i wziął ją na ręce.
Patric szedł
bardzo szybko, jak na kogoś, kto niósł na rękach dziewczynę. Szedł tak szybko,
że musiałam za nim truchtać.
Kiedy byliśmy już blisko gabinetu
Meg, wyprzedziłam Patricka na tyle, na ile było to możliwe i otworzyłam mu
drzwi, aby wszedł pierwszy.
- Wielkie nieba! A co jej się stało!? – krzyknęła pielęgniarka, zrzucając z biurka pliki papieru.
- Wielkie nieba! A co jej się stało!? – krzyknęła pielęgniarka, zrzucając z biurka pliki papieru.
- Nieszczęśliwy wypadek. –
wyjaśnił Patric, a gdy Meg przyglądała mu się z powątpieniem dodał –Chyba za niedługo pani się o tym dowie, więc
nie widzę powodów, aby teraz o tym rozmawiać. Dziewczyna jest poturbowana,
potrzebuje pomocy.
Pielęgniarka
już o nic nie pytała. Gestem dłoni wskazała, aby Patric położył ledwo przytomną
Emmę na kozetce. Chłopak zrobił co mu kazano i odsunął się, kiedy Meg chciała
zasłonić Emmę parawanem.
Przywarłam plecami do ściany i
zamknęłam oczy. Było mi żal Emmy, ale byłam też wściekła na tego chłopaka.
Trzeba być idiotą żeby zaatakować kogoś na zajęciach! Miałam szczerą ochotę
zaatakować tego kretyna, ale nie byłam na tyle szybka. Chociaż z drugiej strony,
wylądowałabym na dywaniku u Przełożonej drugi raz tego samego dnia.
- Dobrze się czujesz? – spytał
Patric, zmuszając mnie tym samym, abym na niego spojrzała. Niechętnie
otworzyłam oczy i natrafiłam na jego zielone oczy, które przyglądały mi się z
troską. Był to drugi chłopak w moim życiu, zaraz po Andrew, który martwił się o
mnie. Naprawdę się martwił. Albo tak dobrze udawał.
- Tak. – odpowiedziałam i
przyjrzałam się tablicy korkowej, na której wisiało pełno broszur w zakresie
pierwszej pomocy i takich tam.
Nastała głucha cisza, która
byłaby całkiem znośna, gdyby nietaksujący mnie wzrokiem Patric. Musiałam coś
zrobić.
- Kto to był? Ten co zaatakował Emmę?
– spytałam, nerwowo skubiąc skrawek swojej koszulki, która była mokra od łez i
brudna od krwi.
- To Daniel. Wampir, który myśli,
że jest tutaj bogiem. Próbuje sobie wszystkich podporządkować, on i jego świta.
– wzruszył ramionami i spojrzał w stronę parawanu, za którym leżała
nieprzytomna Emma.
- Co z nim teraz się stanie? –
spytałam i osunęłam się na podłogę, a nogi objęłam ramionami. Mama zawsze mi
mówiła, że robiłam tak, kiedy komuś działa się krzywda i bałam się o tę osobę.
Było w tym ziarnko prawy. Ale teraz nie bałam się o jedną osobę. Bałam się o
Kate, Andrew i Emmę.
- Zapewne to co zawsze, kiedy ktoś
nie podporządkuje się przepisom. Zostanie odesłany do Milczących.
Nie
zrozumiałam. Nie rozumiała co takiego złego było w tym, że spędzi czas u
Milczących. To także ludzie. To osoby, które mogą mieć takie same problemy jak
my. Mimo, że o istnieniu Wampirów, Aniołów i tym podobnych, wiedziałam od
niedawna, byłam świadoma tego, że to Milczący dbają o to, żeby ludzie nie
dowiedzieli się o tych rasach.
Przyszło mi też do głowy, że
Wampiry, Anioły i Wybrańcy mają podwyższone ego i myślą, że są lepsi od innych.
Byłam wściekła, że uważają się za lepszych, chociaż wcale tak nie jest. Mogę
nawet stwierdzić, że są gorsi od ,,zwykłych” ludzi.
-I to jest niby kara? Wy naprawdę uważacie się za
lepszych od innych? Gówno prawda! – byłam zła i sfrustrowana, a całą złość
przelałam na Patricka, chociaż nie chciałam. Wiedziałam, że on nie jest niczemu
winien, ale nie potrafiłam tego przemilczeć. Bądź, co bądź u Milczących jest
moja przyjaciółka.
- O co ci
chodzi? – spytał zdezorientowany Patric
- O wasze podejście do innych. –
warknęłam, stając na dwóch nogach – Uważacie się za niewiadomo kogo, gardzicie
ludźmi, a jeszcze bardziej gardzicie Milczącymi.
- To nie
prawda…- zaczął, ale nie pozwalałam mu skończyć
- Nie prawda?! To od kiedy karą
jest przebywanie z ludźmi? Od kiedy?! To jest takie straszne, że pobędzie przez
chwile z normalnymi ludźmi? Z ludźmi, którzy pilnują, żeby nikt nie dowiedział
się o waszym malutkim świecie? Skoro to jest kara, to ja idę w tej chwili kogoś
pobić i chcę pojechać do Milczących! – krzyczałam jak opętana, żywnie
gestykulując rękami. Darłam się tak głośno, że z za parawanu wychyliła się
przerażona Meg.
- Coś się dzieje? – spytała
cicho, przyglądając mi się nerwowo, jakby bała się, że zaraz coś rozwalę. Lub
co gorsza, rzucę się na chłopaka.
- Nie, nic. – odpowiedziałam, po
czym otworzyłam drzwi i wyszłam, głośno nimi trzaskając.
Pobiegłam w
stronę, gdzie nikt by mnie nie szukał. Przynajmniej przez chwilę. Wbiegłam po
schodach. Szarpnęłam klamkę, modląc się, żeby drzwi były otwarte. Moje modlitwy
zostały wysłuchane, przynajmniej ten jeden raz.
Znowu weszłam
do tego samego, dużego i ciemnego pomieszczenia, a gdy stałam tutaj całkiem
sama, wydawało mi się ono jeszcze większe. Ręką starałam się wyczuć włącznik
światła. Po kilku nieudanych próbach, malutka żaróweczka zapaliła się,
rozświetlając pomieszczenie. Nie miałam ochoty na zabawę w szukanie koca, czy
czegokolwiek na czym mogłabym usiąść i się nie ubrudzić.
Bez żadnych ceregieli usiadłam na
podłodze, chowając twarz w dłoniach. To dar lub przekleństwo, że łzy nie
chciała napłynąć mi do oczu. Po prostu siedziałam tak, czekając, aż gorzka woda
przemyje mi oczy, ale łzy nie chciały nadejść.
Położyłam się na podłodze, plecami
do drzwi. Nie zwracałam uwagi na nic. Nie przeszkadzały mi kłęby kurzu, które
drażniły moje nozdrza, ani zapach stęchlizny. Leżałam bez ruchu i prawdę
mówiąc, nie zwracałam uwagi na nic. Po prostu gapiłam się nieobecnym wzrokiem w
przestrzeń.
Chciałam, żeby teraz pojawiła się
dobra wróżka, która zabierze mnie do Akademii, do mojego pokoju numer 690, w
którym zastanę Kate gotową do wyjścia na zajęcia.
- Angie, biedactwo.
Nie zwróciłam uwagi, kiedy weszła
tutaj Bella i mnie przytuliła. Przez chwilę zastanawiałam się, jak mnie tu
znalazła, ale uświadomiłam sobie, że to ona pokazała mi to miejsce. To jej
kryjówka, ja jestem tutaj intruzem.
Wampirzyca mocno mnie obejmowała,
uniemożliwiając mi jakikolwiek ruch, co było mi na rękę. Wtuliłam się w jej
ramie i pozwoliłam, aby gadała do mnie jak do dziecka.
Mówiła tylko,
że będzie dobrze, ale bez uporu Isabelle Turner. To nie były słowa hardej
Wampirzycy, która wierzyła w to co robi, ale zdezorientowanej dziewczynki,
która za wszelką cenę próbowała przekonać samą siebie, że jest dobrze mimo, że
najlepiej wiedziała, że to kłamstwo. Więc skoro ona nie wierzyła w to co mówi,
jak ja mogłam w to uwierzyć? Odpowiedź sama się nasuwa. Nie mogłam. I nagle
poczułam na lewym policzku wilgoć. Pojedynczą łezkę, która powolutku spływała
mi po twarzy. Ta jedna, jedyna łezka spowodowała wstrząs. Wtuliłam się jeszcze
bardziej w Belle i cichutko łkałam, czując jak coraz to więcej łez spływa po
mojej twarzy, mocząc podkoszulek Wampirzycy.
Cała złość, gorycz i rozpacz
wypłynęły ze mnie w potoku łez, ale nawet kiedy przestałam płakać nie czułam
się lżejsza. Czułam się jeszcze gorzej. Dopadło mnie poczucie winy. Powinnam
teraz kombinować jak uratować Andrew, a nie ryczeć jak małe dziecko.
- Powinnam
teraz siedzieć przy Emmie. – szepnęłam
- Nie powinnaś. Próbujesz być
Matką Teresą dla wszystkich, a nie potrafisz sobie sama pomóc. Najpierw otocz
opieką siebie, potem innych. – odpowiedziała i uścisnęła mnie mocniej, jakby
chciała powiedzieć, że jest ze mną.
Bella była pierwszą osobą, która sprawiła,
że mogłam poczuć się dobrze w Domu. Broniła mnie, chociaż sama nic tym nie uzyskiwała.
To oczywiste, że nie zastąpi mi Kate, ale mogłam ją nazwać przyjaciółką.
Starała się i to się liczy.
- Bella! Bella,
gdzie ty jesteś?! – usłyszałyśmy krzyki Patricka dochodzące z korytarza.
Spojrzałam na dziewczynę, a ta tylko pokręciła głową na znak, że mam siedzieć
cicho. –Cholera i ty przepadłaś! – nawoływał ją jeszcze przez chwilkę, po czym
zapadła głucha cisza.
- Musisz się przebrać. –
stwierdziła Wampirzyca, po czym wstała, strzepując kurz z kolan. –Chodź. –
podała mi rękę, a ja z wdzięcznością potraktowałam jej gest.
_________________________________________________________________________________
Przepraszam, że rozdział taki krótki i, że tak długo musieliście na niego czekać. Rozdział był gotowy już dawno, ale nie miałam motywacji, aby go poprawić, więc jest jaki jest. Zaczęłam już ferie, więc może posty będą ukazywać się częściej. Do napisania :)
Weronika
Świetny rozdział. Szczególnie spodobała mi się końcówka :) Bella to cudowna przyjaciółka :) Może nie taka jak Katie, ale jest wspaniała. Angie też jest nieziemska :) Biedna Emma :/ Ale do wesela się zagoi :) " Cholera i ty przepadłaś! " - to ktoś jeszcze przepadł ?
OdpowiedzUsuńMało Damiena :/ Ja go po prostu strasznie polubiłam :) Ciekawe co z Andrew.. Szkoda mi go :/
Mnie sie bardzo rozdział spodobał i cieszę się że posty może będą się okazywać częściej :)
Pozdrawiam, Monia x
Bardzo dziękuje z miłe słowa :)
OdpowiedzUsuńCo do Twojego pytania, kto jeszcze przepadł... Wychodziłam z założenia, że Patric i Bella zaczęli jej szukać, ale nasza Wampirzyca nie chciała mu zdradzać swojej kryjówki, więc kiedy pan Patric zniknął z pola widzenia, ona weszła do tego pomieszczenia, a on potem nie mógł jej znaleźć :) Mam nadzieje, że zrozumiałaś o co mi chodzi xD
również pozdrawiam, Weronika :)
Tak, zrozumiałam xD Sprytna Wampirzyca :)
Usuńokreśliłabym ją jako nieufna ;)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńZakochalam sie w Twojej ksiazce *.*
OdpowiedzUsuńdziękuje ^.^
UsuńNapisz ją taką dluuga! Ale nie moge sie doczekac calosci :/ masz moze cos co moglabys polecic tak do poczynania, jakies ciekawe blogi?
OdpowiedzUsuńzakładka polecam :))
UsuńSpoko rozdział. Ciekawie piszesz. Czekam na nexta. Pisz dalej bo fajne. Mam nadzieję że kolejny rozdział już niedługo.No ale ja tu się już nie będę rozpisywać. Weny życzę.
OdpowiedzUsuńbardzo dziękuje :)
UsuńPs. U mnie już kolejny rozdział! Wpadnij! Przeczytaj. ja-i-ty-na-wieki.blogspot.com
UsuńBella doskonale podsumowała Angie, na co ja sama nie wpadłam. Angelina chce wszystkim pomagać, ale nie potrafi sobie samej pomóc. Fakt, ona zawsze pojawia się tam, gdy ktoś jest w zagrożeniu, zawsze staje w czyjejś obronie. Wydaje się być bezinteresowna i odważna, za co ją pochwalam. Ale - tak jak Bella powiedziała - powinna też zająć się sobą. W ogóle polubiłam Isabelle, chyba to już kilka razy pisałam. Co do tego ataku na Emmę - biedna dziewczyna. Dlaczego ktoś aż tak zaatakował na zajęciach? Chociaż dobrze, że nikt bardzo poważnie nie ucierpiał. Cieszyłam się, że Damien przybył, by obronić Angie, to było takie męskie :D Jutro obiecuję przeczytać piętnasty rozdział. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń:3
OdpowiedzUsuńRozdział jest świetny, nie ma co poprawiać ;p ah, jak wspaniale byłoby mieć kogoś takiego jak Katie... ♥ Chociaż moim idealnie dopasowanym Jace'm też bym nie pogardziła ;D No to czytam dalej! :3
OdpowiedzUsuń